Artykuły

Muzyka całego świata

Skąd wziął się pomysł napisania pierwszej w Pani dorobku opery? Jest to bardzo zaskakujące, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę jej temat...

- Opera powstała na specjalne zamówienie warszawskiego Teatru Wielkiego, które bardzo chętnie przyjęłam. "The Music Programme" to historia obozu muzycznego, który trwa gdzieś w afrykańskiej dżungli. Jest finansowany przez ONZ, która przysyła swego kontrolera, by sprawdził wydatkowanie środków, co wywołuje popłoch wśród obecnych tam muzyków. To punkt wyjścia do opowieści, w której znalazły się tajemnica, romanse - wszystko, na czym tradycyjnie opiera się gatunek operowy.

Współczesne libretto niezbyt kojarzy się z tradycyjnym gatunkiem. Dlaczego wybrała Pani właśnie tę historię?

- Ów muzyczny obóz jest miejscem, w którym spotykają się ludzie ze wszystkich kontynentów. Taka konstrukcja daje niesamowite możliwości muzycznej charakterystyki bohaterów i zabawy konwencjami.

Libretto powstało na podstawie książki Paula Micou, który sam ją zresztą dla potrzeb opery zaadaptował....

- Na książkę trafiłam przez przypadek 10 lat temu. W księgarniach zawsze szukam książek z muzyką w tytule. Tym razem w rękę wpadła mi właśnie ta powieść. Pomyślałam, że jest świetnym materiałem na libretto opery. Paula poznałam dopiero, kiedy zwróciłam się do niego o zgodę na adaptację. Zaangażował się w projekt i teraz, przed prapremierą, przyjechał do Warszawy, gdzie pracował ze mną.

Czy może Pani porównać ten utwór z wcześniejszymi dokonaniami?

- To moje największe jak na razie przedsięwzięcie. Utwór najdłuższy,

najbardziej skomplikowany muzycznie i dramaturgicznie. Ma elementy muzyki ze wszystkich stron świata.

Czy będzie to pastisz różnych stylów muzycznych?

- Nie, to całkowicie moja muzyka! Jak zawsze, bo komponuję bardzo emocjonalnie. Tu tkwi jedna z różnic między twórczością moją i mojego ojca, którego twórczość to w połowie uczucie, a w połowie intelekt. U mnie uczucia stanowią niemal 80 procent.

O ojca pytają Panią bez przerwy... Nie da się tego uniknąć, szczególnie w Polsce, bo przecież Andrzej Panufnik był jednym z naszych najważniejszych kompozytorów współczesnych. Oceniał Pani kompozycje, dawał jakieś rady?

- Czasem, ale nie chciałam z nich korzystać. Buntowałam się, jak każdy młody człowiek. Tak samo, gdy ojciec usiłuje cię uczyć na przykład prowadzenia samochodu. Moja matka jest fotografikiem i pisarką. W takim otoczeniu trudno nie zostać artystą, choć niekoniecznie muzykiem poważnym.

A czy rodzice artyści mieli czas na prowadzenie normalnego domu? Czy zaznała Pani prawdziwego ciepła rodzinnego?

- O tak! Mój dom rodzinny był miejscem bezpiecznym i ciepłym, pełnym miłości. Mieliśmy z bratem więcej szczęścia niż większość dzieci, bo nasi rodzice pracowali w domu, więc zawsze byli, kiedy my wracaliśmy ze szkoły.

Jest Pani kompozytorką angielską. Czy czuje Pani jakiś szczególnie bliski związek z naszym krajem?

- Polska była stale obecna w naszym domu. Ojciec niewiele o niej mówił, ale pielęgnował polskość w sztuce, tradycjach kulturowych. Myślę, że romantyczna część mnie to właśnie efekt polskości. Kiedy przyjechałam tu po raz pierwszy, poczułam się naprawdę szczęśliwa.

Przyznam, że nie tak wyobrażałem sobie kompozytorkę muzyki poważnej. Wygląda Pani na bardzo nowoczesną dziewczynę!

- Bo nią jestem! Mam dość uporządkowany tryb życia, pracuję codziennie w tych samych godzinach. Dbam o kondycję, trzy razy w tygodniu uprawiam aerobic. Uwielbiam muzykę taneczną, którą tworzy mój brat. To się nie wyklucza!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji