Artykuły

Rozmowy za kulisami

"Oto 75 minut muzyki mojej opery i dwa lata mojej pracy" - Roxanna {#au#2679}Panufnik{/#} pokazuje grubą partyturę. Dziesięć lat temu zachwyciła się książką Paula Micou "The Music Progamme", która wydała jej się bardzo dobrym materiałem na libretto. Musiała jednak poczekać, dojrzeć jako kompozytorka. "Musiałam także poczekać na zamówienie. Kiedy Teatr Wielki zamówił u mnie operę, przypomniałam sobie o tej książce. Wcześniej nabrałam pewnego doświadczenia dokonując rekonstrukcji siedemnastowiecznej angielskiej opery Inkle i Yarico. Pozwoliło mi to nauczyć się wielu praktycznych rzeczy - jak powstaje opera, jak należy pracować podczas prób, jak dobierać obsadę itd." Hiacinth Nicholls (mezzosopran), odtwórczyni roli Mary Mbewa, mająca za sobą występy w rozmaitych operach współczesnych, uważa, że Roxanna miała dużo szczęścia, gdyż Teatr zaufał jej talentowi i stworzył wspaniałe warunki do pracy, do końca wierząc w sukces przedsięwzięcia.

Podczas konferencji prasowej dyrektor Waldemar Dąbrowski oświadczył: "Planujemy, że spektakl ten pozostanie w naszym stałym repertuarze i stanie się jedną z tych propozycji, które będziemy mogli zaprezentować społeczności międzynarodowych festiwali. Jest to projekt międzynarodowy. Chodzi nam o konstytuowanie pewnych relacji z czołowymi teatrami i festiwalami europejskimi, które w przyszłości stworzą szansę na kolejne przedsięwzięcia o charakterze międzynarodowym z udziałem artystów z różnych stron świata." Opera "The Musie Programme" jest koprodukcją polsko-brytyjską, w którą został zaangażowany The British Council w Polsce oraz Instytut Polski w Londynie. Na 25 i 26 maja zapowiedziano jej angielską premierę na kameralnej scenie Linbury Studio Theatre w ramach Covent Garden Festival. W ramach tej współpracy śpiewacy z Anglii, Chin i Trynidadu przez miesiąc pracowali w Warszawie przygotowując premierę, a następnie polska część obsady wraz z orkiestrą, dyrygentem, reżyserem, choreografem i autorką dekoracji udała się do Londynu.

Praca nad tym wspólnym przedsięwzięciem zaczęła się jesienią zeszłego roku, kiedy kompozytorka przyjechała do Warszawy z ostateczną wersją libretta i na miejscu przeprowadziła przesłuchania. Do roli starzejącego się niemieckiego kompozytora Dr. Lorda został wybrany bas Piotr Nowacki, a do głównej roli czeskiego kompozytora Ludvika Kastostisa - baryton Adam Kruszewski. Później zapadła decyzja, że kierownictwo muzyczne spektaklu obejmie Wojciech Michniewski. Praca nad nową operą stała się wyzwaniem dla młodego reżysera Krzysztofa Warlikowskiego: "Byłem ciekaw, co dla mnie, reżysera teatralnego, może z takiego spotkania wyniknąć, czy mogę z siebie coś dać dla opery? Opera była w trakcie powstawania, co dawało mi szansę dialogu z kompozytorka i librecistą. Była to sprzyjająca sytuacja. Spotykaliśmy się z Roxanną w Londynie i w Krakowie jeszcze przed ukończeniem utworu i dużo rozmawialiśmy. Próbowałem zinterpretować tę operę dla siebie, bo znałem wcześniej tylko libretto. Na końcu prowadziłem rozmowy z Wojciechem Michniewskim, z którym dzieliłem się wszystkimi spostrzeżeniami. Jeżeli chodzi o koncepcję reżyserską, to należało ustanowić na scenie harmonię między postaciami a muzyką, którą oni współodtwarzają wraz z orkiestrą. W operze naczelną wartością jest muzyka, której należy służyć. Uważałem więc za ważne, żeby inni bardziej dochodzili do głosu niż ja."

Na miesiąc przed premierą Roxanna Panufnik przyjechała do Warszawy, brała udział w próbach ze śpiewakami, na bieżąco korygowała pewne kwestie. Zapytałam Roxannę, czy to, co usłyszała, bardzo się różniło od jej wyobrażeń? "Trochę tak, ale to była wyłącznie sprawa techniczna, związana z akustyką sali. Podczas prób z orkiestrą okazało się, że dźwięk ulatywał do góry, toteż staraliśmy się skierować go w stronę widowni, zawieszając odpowiednie ekrany. Co się tyczy śpiewaków - śpiewali dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałam, kiedy komponowałam muzykę." Zanim zaczęły się próby z orkiestrą, śpiewacy i reżyser pracowali z fortepianem, na którym akompaniował świetnie grający Andrew Smith. Wojciech Michniewski zauważył, iż tak się wszyscy przyzwyczaili do brzmienia fortepianu, że zrobił się z tego jakby inny utwór. "A potem nagle weszła orkiestra i wszyscy zdziwili się: co to za muzyka?! Przecież nie nad nią tyle czasu pracowaliśmy! Okazuje się, że można by było wyobrazić sobie tę operę również w wersji z fortepianem. Wytworzył się wtedy bardzo interesujący rodzaj współdziałania śpiewaków z instrumentem. Śpiewacy mogli być bardziej wyciszeni, w dialogach nie tracąc naturalności, która siłą rzeczy zanika przy głośniejszym śpiewaniu."

Librecista wraz z kompozytorką stworzyli świat fikcyjny, w którym beztrosko żyją muzycy z różnych stron świata. Nie muszą się martwić o stronę finansową, fundusze zapewnia ONZ. Intryga opery rozpoczyna się od przybycia do kampusu inspektora Charlesa "Crack" Mc Craya, przypominając Gogolowskiego Rewizora; tam również pierwsza kwestia "Zaprosiłem panów w celu zakomunikowania im arcyniemiłej nowiny: jedzie do nas rewizor" wywołuje popłoch wśród postaci dramatu; także i one w pewnym momencie wpadają na pomysł, by się bronić za pomocą wdzięków kobiecych. Autorów opery interesuje jednak nie tyle moralność bohaterów, ile kondycja muzyki. "Bohaterami opery są muzycy przeżywający kryzys. Powrót do dawnej muzyki jest niemożliwy, sami nie mogą już niczego z siebie wykrzesać, są zagubieni w tym XX wieku. Dokąd zmierzamy z muzyką? Czy powinna być wciąż odtwarzaniem Bacha, czy raczej powinno się narodzić coś nowego? Zwłaszcza dzisiaj, pod koniec XX wieku, gdy sięgamy do korzeni muzyki etnicznej i wydaje się nam, że muzyka rytualna może uzdrowić naszą muzykę europejską. Język w tej operze jest bardzo eklektyczny. Jest to swoiste spojrzenie z perspektywy. Tak, jak tworzymy teatr w teatrze, tak i tutaj powstaje opera w operze. Przyglądamy się temu, czym ta muzyka ma być" - mówi reżyser Krzysztof Warlikowski.

Roxanna Panufnik w swej operze gromadzi przedstawicieli różnych muzycznych światów i zestawia odmienne style ich wypowiedzi. Starzejący się niemiecki kompozytor Dr Lord wielbi "niebiańskie tony" czystej, klarownej muzyki Bachowskiej, jego język muzyczny obfituje w cytaty z "Mszy h-moll". Asystentka Dr. Lorda Murzynka Mary Mbewa reprezentuje muzykę karaibo-afrykańską. Kompozytorka zestawia te dwie odmienne estetyki w duecie, kiedy Mary z charakterystyczną aksamitną barwą głosu wyznaje miłość swemu przełożonemu. Drugim ciekawym zestawieniem jest duet kompozytora Ludvika Kastostisa z jego uwodzicielską żoną Eleonorą. Eleonora znużona żarem afrykańskiej nocy i ogólnym rozleniwieniem przygrywa sobie na fortepianie coś, co poniekąd przypomina muzykę Mozarta. Obok Kastostis, kompozytor, w mękach "konstruuje" swą pełną dysonansów muzykę, której sztuczność i "niestrawność" podkreśla "aria" o źródle natchnienia - zjedzonych dzikich zwierzętach i robakach. Inspektor Charles, jakby rodem z amerykańskich musicali, podczas spotkania ze swingującym pijanym puzonistą Wendellem "Skip" Skinnerem pół recytuje, pół śpiewa. Najwyższy Dyrektor, azjatycki harfista Twok w swoim pałacu na wzgórzu oddaje się medytacji przy odgłosach przypływu i dźwiękach wydawanych przez delfiny (które pochodzą z płyty "Morze i delfiny" - rodzaj muzyki charakterystyczny dla modnego od kilku lat kierunku New Age).

Opera Roxanny Panufnik przypomina więc "patchwork" złożony z rozmaitych przetworzonych cytatów muzycznych, poczynając od Bacha i Mozarta poprzez kawałki muzyki rozrywkowej, etniczne motywy muzyki afrykańskiej i orientalnej, kończąc na cytatach harmonicznych z muzyki Andrzeja Panufnika. "Użycie cytatów bardzo pomogło mi w nakreśleniu muzycznych portretów postaci. Dzięki temu miałam już gotowe narzędzia do stworzenia rozpoznawalnych, odmiennych charakterów. Poza tym zbadałam rozmaite gatunki muzyki z różnych zakątków świata, co było dla mnie fascynującym doświadczeniem i co na pewno wykorzystam w moich przyszłych kompozycjach - mówi Roxanna Panufnik. - Jeśli chodzi o cytaty harmoniczne z muzyki mojego ojca, to oczywiście zastosowałam je świadomie, ze względu na pamięć o nim."

Czy to jest teatr muzyczny, czy opera w teatrze? Śpiewacy sami sobie akompaniują na instrumentach, dyrygent odgrywa epizodyczną rolę ścigając Charlesa po scenie, a muzycy stają się aktorami, biorąc czynny udział w przedstawieniu. "Słowo opera przestało już mieć jakieś określone znaczenie. To, co znamy jako operę, odnosi się do XVIII i XIX wieku. Współczesny utwór wystawiany na scenie, w którym gra orkiestra, śpiewacy śpiewają, a nie deklamują, nazywamy umownie operą, bo nie mamy na to innego słowa, mimo że to jest wydarzenie parateatralne i paramuzyczne" - mówi Adam Kruszewski.

Krzysztof Warlikowski uważa, że opera pozostała ostatnim bastionem konwencji w teatrze. "W dzisiejszych czasach ludzie nie akceptują tego, co wydaje im się nieprawdziwe. Próbujemy jakoś uprawdopodobnić operę, żeby móc doznawać emocji podobnych do tych, jakie przeżywamy w teatrze. Opera Roxanny Panufnik daje taką szansę, są tu żywi ludzie i ich charaktery są uwiarygodnione poprzez ich śpiew. Trzeba dostrzec, że mamy tu do czynienia z teatrem operowym, a nie z operą w znaczeniu XIX-wiecznym. Szuka się pojęć pozwalających określić, czym jest muzyka Roxanny, a czym jest jej propozycja operowa. A jest to przecież jedność. Jest to dramat muzyczny, który mówi nam o ludziach".

Muzyka tego dramatu została oceniona przez wykonawców jako skomplikowana i technicznie trudna. "Wymagało to od nas bardzo dużego wysiłku, musieliśmy poświęcić dużo czasu, żeby materiał muzyczny ułożył się w głowie. Występ na scenie wiąże się z wielką odpowiedzialnością" - stwierdza Piotr Nowacki. Dla Adama Kruszewskiego trudność polegała na muzycznym opanowaniu roli, ponieważ partia postaci kompozytora jest skrajnie trudna, śpiewak jest zmuszony eksploatować wszystkie rejestry głosu, łącznie z falsetem i bardzo niskimi dźwiękami, okrzykami. Jego zdaniem "Roxanna napisała utwór bardzo polifoniczny. Jest to polifonia absolutna, czyli każdy głos jest autonomiczny. Ja muszę doskonale wiedzieć i pamiętać, gdzie mam nutę, albo ćwierćnutę, pauzę, synkopę itd. Nie ma w tym przypadku, jak w operach XIX-wiecznych, pomocy w akompaniamencie. Roxanna wymaga od nas dużych umiejętności." Heather Shipp (mezzosopran), wykonawczyni roli Eleonory, uważa, że w utworze muzyki współczesnej wielką trudność sprawia opanowanie linii rytmicznej. Miała już do czynienia z muzyką Roxanny Panufnik wcześniej, wykonując jej utwór kilka lat temu i twierdzi, że w przypadku tej muzyki należy poświęcić szczególnie dużo czasu na zapamiętanie skomplikowanego rytmu melodii. Lin Qiang Xu (tenor), sceniczny harfista Twok, ze śmiechem wspominał, jak Roxanna w zeszłym roku namawiała go do udziału w tej operze i przegrywając fragmenty melodii przekonywała, że muzyka jest łatwa i przyjemna. Brzmiało to pięknie, ale wykonać było niełatwo.

Dla ludzi nie wtajemniczonych w technikę śpiewu i słuchających gotowego dzieła muzyka wydaje się bardzo ciekawa i harmonijna. Paul Micou uznał ją za fascynującą, ale najbardziej niezwykły wydał mu się fakt, że nagle postaci jego książki uzyskały życie: "Tym bardziej, że stali się nimi artyści o wielkim talencie i wdzięku. Chciałem bliżej poznać tych ludzi, którzy wcielili się w moich bohaterów. Dla pisarza jest to niebywałe przeżycie."

Okazało się, że było to wielkie przeżycie nie tylko dla librecisty. Na premierze opery i na dwóch dalszych przedstawieniach na widowni zasiadali liczni członkowie jego rodziny, którzy przylecieli ze Stanów Zjednoczonych. Wesprzeć śpiewaków przyjechały też rodziny z Anglii. Tworzyło to wspaniałą, gorącą atmosferę na widowni. Matka Roxanny, Lady Camilla Panufnik, towarzyszyła córce już podczas próby generalnej i wieczorem przed premierą była bardziej zdenerwowana niż Ro-xanna: "To nie ja ją, tylko ona mnie musiała uspokajać. Byłam zachwycona tak spontaniczną i życzliwą reakcją publiczności w trakcie i po spektaklu! Widziałam, że Roxanna była szczęśliwa. Jej muzyka jest jej odbiciem, tak samo dobra i pogodna."

Opera "The Musie Programme" zyskała uznanie publiczności, zebrała pochlebne krytyki. We wrześniu odbędzie się sześć kolejnych przedstawień w Warszawie. Jaka będzie jej przyszłość?

"Cieszę się, że uczestniczyłem w powstaniu tej nowej opery. Miałem okazję stworzyć niezapomnianą postać Twoka. Myślę, że po latach inni śpiewacy będą kreować tę rolę, wzorując się na mojej interpretacji" - marzycielsko uśmiecha się Lin Quang Xu. Jonathan Peter Kenny - niesforny puzonista "Skip", artysta z wielkim doświadczeniem scenicznym, który występował na deskach wszystkich renomowanych teatrów operowych Europy, cieszy się, że będzie mógł jeszcze raz przyjechać do Warszawy, ponieważ współpraca z polskimi realizatorami była dla niego bardzo pouczająca. Wojciech Michniewski uważa, że "opera może być wystawiona na każdej scenie. Jest to trochę taka opera rodzinna - bo i młody, i stary mogą się na niej zabawić. Jest zrobiona z wielkim smakiem, więc mam nadzieję, że będzie miała sukces. A jak to będzie dalej - zależy od inicjatywy Roxanny, jej wydawców i szczęścia". Na razie czekamy na echa premiery londyńskiej w ramach Covent Garden Festival.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji