Artykuły

Aktor dla teatru i radia

- Wiedziałem, że w Katowicach czekają na mnie konkretne role, mieszkanie. Wiedziałem za ile będę grał, no i najważniejsze - to dyrektor po mnie przyjechał. Bo nas tak w szkole wychowano, że to dyrektorzy powinni kłaniać się nam w pas i zapraszać do swoich teatrów - opowiada ANTONI GRYZIK, aktor Teatru Śląskiego.

Jest aktorem teatralnym, reżyserem radiowym, trochę śpiewa, występował też w telewizji.

Jak mówi, "po drodze" wyreżyserował kilka spektakli dla telewizji i teatrów

Być może nie należy tak pisać o mężczyznach, ale Antoni Gryzik, aktor Teatru Śląskiego w Katowicach, jest mężczyzną o wielu twarzach i wciąż się zmienia. Brano go już za Łemka, Żyda, Rosjanina, a ostatnio niektórzy doszukują się w jego rysach korzeni romskich. Ale nie tylko to świadczy o jego wyjątkowości.

Monolog niezapomniany

Jak napisał Jacek Sieradzki z "Polityki" w "Subiektywnym spisie aktorów teatralnych": "Tylko w jego wykonaniu, miłośnicy dawnej tzw. poezji dramatycznej mieli szansę usłyszeć w "Śnie srebrnym Salomei" romantyczny wiersz wypowiedziany jak trzeba: z mocą, która nie musi być patosem, ze wzruszeniem, którego żadne wymamrotanie tekstu pod nosem nie wywoła. Takich przyjemności trzeba szukać - bo może za chwilę już nikt nie będzie tego umiał".

"Subiektywny spis aktorów teatralnych" ukazał się w "Polityce" w połowie sierpnia 2005 r, kiedy Antoni Gryzik, przymuszony niejako tutejszymi śląskimi zwyczajami, obchodził Abrahama. Wtedy, jak wspomina, zadzwonił do niego kolega - aktor Andrzej Kowalczyk z wieścią, że poszukuje go "Polityka". - Czułem, że coś musiało się ważnego wydarzyć, podejrzewałem, że chodzi o "Spis..." Sieradzkiego, ale nie miałem pojęcia za jaką rolę mógłbym się tam znaleźć. Wcześniej w teatrze szukano mojego zdjęcia ze "Snu srebrnego Salomei", ale spektakl nie miał dobrych recenzji, zresztą nie grałem tam głównej roli, a w "Spisie..." znajdują się zwykle nazwiska aktorów pierwszoplanowych. Więc kiedy dostałem "Politykę", byłem zaskoczony - wspomina Antoni Gryzik.

Monolog, który tak bardzo zachwycił Jacka Sieradzkiego, był - jak mówi Gryzik - najbardziej wałkowanym fragmentem sztuki. Przed samą premierą, Krzysztof Prus, dokonywał w nim wielu skrótów.

- Pamiętam też jak dyrektor Baranowski tłumaczył: "Antek, ty musisz mieć to wszystko w środku". I na premierze udało mi się tak to powiedzieć, że już wtedy aułem, że zrobiłem coś nieprawdopodobnego - mówi.

Szesnaście peronów

Możliwe, że gdyby Antoni Gryzik nie trafił do Katowic, jego losy potoczyłyby się inaczej. Kto wie, może nie zebrałby laurów za "Sen srebrny...", ale może nagród i sukcesów zawodowych byłoby znacznie więcej? Trudno to dziś ocenić. Ówczesny dyrektor Teatru Śląskiego, Michał Pawlicki, skusił młodego absolwenta krakowskiej PWST obietnicą, że będzie dużo grał.

- Wiedziałem, że w Katowicach czekają na mnie konkretne role, mieszkanie. Wiedziałem za ile będę grał, no i najważniejsze - to dyrektor po mnie przyjechał. Bo nas tak w szkole wychowano, że to dyrektorzy powinni kłaniać się nam w pas i zapraszać do swoich teatrów - śmieje się, wspominając tamte czasy.

Dziś niekiedy wspomina, że miał szansę zostania w krakowskim Starym Teatrze, ale los chciał inaczej. Kiedy u Jerzego Jarockiego dostał do zagrania najlepsze sceny z Czechowa, poważnie zachorował i z ról nic nie wyszło. - Ale gdyby nie Katowice, nie zaliczyłbym w życiu reżyserii radiowej. Tam nie miałbym na to czasu - wspomina.

Katowice wydawały się dla niego atrakcyjne również z innych powodów. Jako mały chłopiec był zafascynowany starym dworcem PKP Kiedy jeździł w odwiedziny do siostry mieszkającej w Kędzierzynie-Koźlu, wydawało mu się, że w Katowicach było szesnaście peronów. - Nie wiem skąd się to wzięło w mojej głowie, nawet nie mam pojęcia czy faktycznie ich było tyle, ale bardzo chciałem kiedyś się przekonać - żartuje. - No i oczywiście, kiedy 2 maja 1979 roku podpisałem umowę z dyrektorem Pawlickim, byłem przekonany, że zostanę tu na chwilę - o te pobyty są najdłuższe.

Przez pierwszy rok nie mógł zejść ze sceny. W "Co u pana słychać" na Dużej Scenie grał monolog, potem biegł na Małą Scenę, gdzie grał w epizodzie sztuki "Lepiej byłoby, żebym się nie żenił", wracał na Dużą Scenę, kłaniał się przed publicznością oklaskującą "Co u pana..." I tak dalej. Praca, praca, i jeszcze raz praca, która pochłonęła go bez reszty.

Gryzik - reżyser

Po latach tłustych, przychodzą i te chudsze. Kiedy w teatrze było dużo mniej "roboty", trzeba było czymś się zająć, by nie tracić czasu. I tak Antoni Gryzik trafił na reżyserię radiową... jako student. - Ówczesny dyrektor teatru Michał Pawlicki, miał na Wydziale Radia i Telewizji zajęcia ze studentami filmówki i reżyserii radiowej - wspomina. - Robiłem tam często za tzw. małpę aktorską, czyli pogrywałem różne małe rólki u młodych reżyserów. Widziałem jak czasami studenci nie wiedzieli co robić z materiałem, a ja wiedziałem! Pomyślałem, że jak spróbuję to może zdam - wspomina.

Dostał się bez problemu. Na reżyserii radiowej mógł wreszcie poeksperymentować ze słowem, a konkretniej - z poezją. Jak wspomina, pierwsza fascynacja tą formą wypowiedzi pojawiła się jeszcze w czasach, kiedy studiował w Krakowie.

- Był na wydziale aktorskim profesor Jerzy Merunowicz - historia polskiego aktorstwa - który uczył nas interpretacji poezji. Krążyła wtedy po szkole teatralnej historia, że jak Merunowicz pracował nocą ze starszymi studentami nad "Bema pamięci żałobnym rapsodem" Norwida, i uczył ich recytacji na głosy, to spod podłogi wyszły szczury, stanęły na tylnych łapkach i tak stały... zasłuchane. To dało mi do myślenia. Jerzy Merunowicz zaraził mnie poezją, wpłynął zasadniczo na moje życie zawodowe. Z wierszem, jeśli się chce, można zrobić wszystko. Dlatego później, już jako student katowickiej reżyserii, namówiłem Romanę Bobrowską, która miała z nami zajęcia, a na co dzień była związana z Radiem Kraków, żebyśmy zrobili słuchowisko wierszem. Taki odważny eksperyment! Zawsze wychodziłem z założenia, że poezja jest potrzebna, a w teatrze jest jej za mało. I tak się porobiło, że młodzi aktorzy po szkołach teatralnych nie potrafią mówić wierszem!

Ech, poezja!

Pytany o plany na przyszłość mówi, że dalej będzie aktorem i reżyserem, bo kiedy gra - chce reżyserować, a kiedy reżyseruje - tęskni za graniem. Na deskach Teatru Śląskiego widzowie będą mogli podziwiać Gryzika - kameleona, wciąż w nowej postaci i z nową twarzą, a miłośnicy słowa słuchanego będą mogli rozkoszować się słuchowiskami i spektaklami radiowymi na falach Polskiego Radia w Katowicach oraz w Teatrze Polskiego Radia w Warszawie, i oczywiście przekonać się, jakie rezultaty przyniosły spory nad metodami interpretacji poezji, toczone od lat z Maciejem Szczawińskim z Radia Katowice.

Dzięki aktorom takim jak on, poezja w teatrze nie jest tylko nudną recytacją, przesadnie nadętą formą, ale kreacją, która żyje. I jego postaci będą żyć dopóty, dopóki będzie robił to co kocha: reżyserował dla radia i grał na deskach teatru.

ANTONI GRYZIK

ur. 1955 r. w Szalowej koło Gorlic. W 1979 r. ukończył PWST w Krakowie pod kierunkiem profesorów Haliny Gryglaszewskiej i Jerzego Jarockiego, i w tym też roku rozpoczął pracę w Teatrze Śląskim. W 1987 r. ukończył Wydział Radia i Telewizji na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Wykreował wiele ważnych ról teatralnych oraz filmowych, zagrał również u Wołoszańskiego w "Sensacjach XX wieku". Reżyseruje spektakle dla radia i telewizji, udało mu się też wystawić spektakl dla dzieci w teatrze Ateneum. Czasami można usłyszeć Antoniego Gryzika śpiewającego pieśni łemkowskie, lub polskie przekłady Okudżawy, Wysockiego czy Cohena. Żona Joanna jest polonistką i uczy w liceum, a syn Kuba zdaje w tym roku maturę i wybiera się na tzw. makrokierunek Politechniki Śląskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji