Artykuły

Naznaczeni muzyką

O wspólnym koncercie Tadeusza i Piotra Woźniaków w Chorzowskim Teatrze Ogrodowym piszą Barbara Englender i Izabela Mikrut w gazecie festiwalowej Chorzowskiego Teatru Ogrodowego "Sztajgerowy Cajtung".

***

Miłość do muzyki najprawdopodobniej przenosi się genetycznie. Przynajmniej takie wrażenie można odnieść po wysłuchaniu podwójnego koncertu Tadeusza Woźniaka i jego syna, Piotra. Sobotni wieczór w Magazynie Ciekłego Powietrza to dowód na to, że pewnego rodzaju "rodzinność" muzykowania w żaden sposób nie przekreśla profesjonalizmu i może być tylko wartością dodaną.

Sformułowanie "koncert podwójny" nie oznacza w tym wypadku dwóch odrębnych solowych występów. Jak podczas konferencji prasowej powiedział Naczelny Ogrodnik, "jako Tadeusz Woźniak Projekt wystąpią cztery osoby, z Piotrem Woźniakiem wystąpi wiolonczelistka, czyli dwie osoby, więc w sumie na scenie pojawi się pięć osób". Brzmi być może skomplikowanie, jednak w tym wypadku liczy się efekt. A ten był iście magiczny.

Piotr Woźniak swoim chorzowskim koncertem udowodnił, że jest człowiekiem o ogromnej, nie tylko muzycznej, wrażliwości. W Magazynie Ciekłego Powietrza zaprezentował zarówno utwory starsze (między innymi z debiutanckiej płyty zatytułowanej "Dom na dachu"), jak i te pochodzące z promowanego w Chorzowie krążka "Tata Adama". Piosenki z najnowszej płyty, choć często oparte na zabawie słowem, przepojone są kameralnym, lekko nostalgicznym nastrojem. Oszczędne, gitarowe aranżacje uzupełnia wiolonczela, na której zagrała Anna Papierz.

Druga część wieczoru zdominowana została przez muzyków firmujących się znakiem Tadeusz Woźniak Projekt. Tutaj ponownie można było zobaczyć Piotra Woźniaka, prym jednak wiódł Tadeusz Woźniak wraz z Jolantą Majchrzak-Woźniak. Na skrzypcach grał Mariusz Jagoda. W magazynie Ciekłego Powietrza można było usłyszeć największe hity, śpiewane przez całe pokolenia, by wspomnieć np. "Smak i zapach pomarańczy" czy "Mam ledwie bliznę" Jaromira Nohavicy, ale i utwory mniej znane. Nie był to jednak zwykły koncert z gatunku "the best of", polegający na odśpiewaniu zestawu "evergreenów", okraszonych kilkoma nowszymi utworami, ale prawdziwe muzyczne wydarzenie o niesłychanym ładunku emocjonalnym.

Chorzowski koncert, wyjątkowy, bo zbierający tak wybitne indywidualności, dedykowany był "Zegarmistrzowi światła". "Patron" to prestiżowy, jednak z pewnością koncert na niego zasługiwał: dwuipółgodzinne spotkanie z muzyką Woźniaków dostarcza niezapomnianych przeżyć spod znaku właśnie takiej wrażliwości muzycznej, jaka zakodowana jest w najsłynniejszej pieśni Tadeusza Woźniaka.

Barbara Englender

***

Kiedy na scenę wyszedł jeden facet z gitarą, zrobiło się magicznie. Piotr Woźniak za sprawą połączenia trzech składników: głosu, gitarowych aranżacji i tekstów jest w stanie zaczarować każdego. Po pierwszych dźwiękach w Magazynie Ciekłego Powietrza stało się oczywiste, że koncert "Zegarmistrzowi światła" inaugurujący 9. sezon ChTO powinien trwać jak najdłużej. Bo liryczna wyprawa do zbioru ogólnoludzkich tęsknot w połączeniu z prywatnym mikrokosmosem (zwyczajnym, czasem zabawnym i często kocim) gwarantuje głębokie, nie tylko estetyczne przeżycia. Kiedy do Piotra Woźniaka dołączyła wiolonczelistka, Anna Papierz, nikt już nie miał wątpliwości, że da się za pomocą ascetycznych środków uzyskać piorunujący efekt. Każdy dźwięk zyskiwał tu znaczenie, każdy też podkreślał wagę tekstów nie tylko z płyty "Tata Adama". Pierwsza część koncertu podwójnego polegała przede wszystkim na przeżywaniu, na odkrywaniu uniwersalnych prawd ujętych w zadziwiająco prostych celnych frazach. I, rzecz jasna, na czystym zachwycie samymi kompozycjami.

Publiczność nie chciała, żeby Piotr Woźniak zszedł ze sceny, a pamiętać trzeba, że na jego występie wieczór się nie kończył. Tadeusz Woźniak żartobliwie, ale i z ojcowską dumą nawiązał do sukcesu Piotra: "mam do przełknięcia dwie pigułki. To, jak wystąpił Piotrek, to dobra pigułka. A zła to ta, że ja mam teraz po nim wyjść na scenę i śpiewać". I tak zaczęła się druga odsłona koncertu. Tadeusz Woźniak w kolejnych utworach włączał do wspólnego muzykowania Jolantę Majchrzak-Woźniak (śpiew, pianino elektryczne), Mariusza Jagodę (skrzypce) i Piotra Woźniaka (wiadomo), w finale zespół Tadeusz Woźniak Projekt uzupełniła Anna Papierz ("nasze kolejne muzyczne dziecko", jak serdecznie zapowiedziała wiolonczelistkę Jolanta Majchrzak-Woźniak). Pojawiły się tu przeboje pokoleń ("Smak i zapach pomarańczy", "Włóczykije czy Pośrodku świata"), żarty ("leżę po obu swoich bokach" z tekstem Chorążuka) czy "staroangielska ballada ukradziona z szuflady Brylla". Tadeusz Woźniak narrację między utworami prowadził trochę w stylu Andrzeja Poniedzielskiego, z lekkim dystansem i ironią, bez podlizywania się publiczności (Naczelny Ogrodnik, będący realizatorem dźwięku i, siłą rzeczy, głosem z offu zyskał miano "Wielkiego Brata"). Było też lekko onirycznie ("nie istnieje wszak to, co się nie śni") i bardzo kameralnie. Koncert przepajała atmosfera serdeczności, co zresztą znalazło filozoficzne odzwierciedlenie we frazie jednej z piosenek: "dobre niechaj się pamięta, zapomnij niemiłe". Rodzinnie, wesoło i przyjemnie było nie tylko na scenie. "Nie ma co gadać, fajnie tu jest. A na dodatek jest tu klimatyzacja", skwitował Tadeusz Woźniak. Bo przecież o muzycznej jakości koncertu podwójnego "Zegarmistrzowi światła" nie ma potrzeby wspominać

Izabela Mikrut

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji