Rozprawa z inteligencją
Wiadomo dlaczego Gorki napisał "Letników". To było sześćdziesiąt lat temu w carskiej Rosji. Chciał się rozprawić - ostro, w formie niemal pamfletowej - z tzw. intelektualistami, z mieszczańską inteligencją, także tą, która wyszła w pierwszym pokoleniu z ludu ale od niego odeszła. Mali, śmieszni ludzie, spragnieni taniutkiego szczęścia. Żyją w zamkniętym światku, na krawędzi życia niczym cienie. Jęczą, skarżą się, kwękają. Mówią o tragizmie życia nie znając go i uciekając od niego. Stwarzają fikcyjne niepokoje. Są samotni, obcy sobie, nienawidzą się wzajemnie. Pławią się w nędznych plotkach, stroją w piękne i kradzione frazesy. Błazny, które nawet z samobójstwa robią komedię. Pseudofilozofowie i pseudo-artyści, którzy tworzą nie wiadomo dla kogo, krzykiem i płaczem rozgłaszając swe cierpienia na cały świat. Bardzo zaabsorbowani chociaż nic nie robią. Nudzą się, toną w dekadenckiej chandrze i - chciałoby się rzec - frustracji, gdyby pojęcie to było już wtedy w modzie.
Nietrudno zgadnąć dlaczego Teatr Dramatyczny wystawił "Letników". Właśnie dlatego. Podobieństwa do naszych czasów tu się narzucały. Co prawda mocno powierzchowne, często mylące i niesprawiedliwe, sprowadzające się do aktualnego oddźwięku poszczególnych powiedzeń. Ale publiczność to skwapliwie podchwytuje, bo szuka w teatrze czegoś żywego, sobie bliskiego. Niepokoje naszych przodków obchodzą nas niewiele, a raczej obchodzą o tyle tylko, o ile przez nie możemy zobaczyć własne niepokoje. Siła talentu Gorkiego sprawiła, że także w tej nie najlepszej jego sztuce znalazły się sceny i sformułowania które i dziś jeszcze po latach dają do myślenia,budzą niepokój. Ta sztuka pokazuje ludzi, którzy są "letnikami w swoim kraju" jakimiś przyjezdnymi ludźmi. Krzątają się, szukają w życiu wygodnych miejsc, nic nie robią i dużo mówią". O światku tym ktoś powiada w "Letnikach": "Mówią, mówią i nudno". Niestety, to samo można powiedzieć także o sztuce, a zwłaszcza o przedstawieniu. Gorki nawet nie nazwał "Letników" sztuką. Dodał jedynie podtytuł: sceny. Trzez cztery akty nic się nic dzieje, przesuwają się tylko postacie, które mówią i mówią. Można tu znaleźć pewne podobieństwa do Czechowa, ale być może są one tyłko pozorne. Czechow jest zapewne głębszym filozofem, Gorki ma bystrzejsze spojrzenie polityczne i społecznie, ostrzej widzi i przedstawia świat. Ale ostrości tej nie czuło się w przedstawieniu reżyserowanym przez LUDWIKA RENÉ. Było ono dość senne i bezbarwne, nie wydobywało dramatyzmu tego "mówienia". Przyciszone raczej skłaniało się w stronę Czechowa - tradycyjnego Czechowa. A aktorzy trzymali się przeważnie tylko pewnej poprawności. BARBARA KLIMKIEWICZ i RYSZARDA HANIN reprezentowały pozytywne bohaterki sztuki, KRYSTYNA CIECHOMSKA, BARBARA KRAFFTÓWNA i ADRIANNA GODLEWSKA - niepozytywne i jako takie mające więcej życia. JANUSZ PALUSZKIEWICZ, ALEKSANDER DZWONKOWSKI, CZESŁAW KALINOWSKI stworzyli postacie zmieszczanionych inteligentów. EDMUND FETTING był przegranym literatem, RYSZARD BARYCZ zniechęconym do świata Riuminem, STANISŁAW WYSZYŃSKI zbuntowanym młodym człowiekiem, WOJCIECH DURIASZ sympatycznym studentem. Grali jeszcze: JANINA TRACZYKÓWNA, KRYSTYNA MIECIKOWNA, ZBIGNIEW KOCZANOWICZ, WIESŁAW GOŁAS, WOJCIECH POKORA, STEFAN WRONCKI, MARIAN TROJAN i wielu innych. Ładną scenografię przygotowała EWA STAROWIEYSKA, która coraz częściej zwraca na siebie uwagę i coraz bardziej wyrabia sobie własny, interesujący styl.