Fazy mieszczaństwa
Trzy teatry warszawskie wystąpiły świeżo z trzema premierami, które składają się na zobrazowanie podobnej sprawy, ale w rożnych już okolicznościach społeczno historycznych.
"GRUBE RYBY" BAŁUCKIEGO, wystawione na MAŁEJ SCENIE TEATRU NARODOWEGO w reż M. WYRZYKOWSKIEGO i scenografii L. KOSSAKOWSKIEJ to nie tylko wizerunek mieszczaństwa z ostatniej kwadry XIX stulecia, która dla tego mieszczaństwa była fazą pełni. To także pod względem artystycznym dzieło reprezentacyjne dla stylu mieszczańskiego w sztuce, który, jak wiadomo, już na przełomie stuleci został zaatakowany i podważony w teatrze przez secesję, moderne i reformatorstwo. Potem już nie można było grać komedii Bałuckiego na serio i bezpośrednio, ze szczerym przeżywaniem. Ale dzieła Bałuckiego nie umarły, przeżyły autora po jego tragicznej śmierci, a po dziesiątkach lat coraz bardziej nas radują, ale już z perspektywy i jako preparaty stylizowane. Lecz warunkiem stylizacji jest wysoka kultura interpretacyjna zarówno inscenizatorów jak wykonawców. Owa kultura i talenty świetnej obsady stały się podwaliną jednego z najpiękniejszych w tym roku przedstawień warszawskich. Tradycja dzieła i jego wykonań została przetrawiona w sposób wysoce twórczy i otrzymaliśmy danie w doskonałym smaku. Z reżyserią żelazną w konsekwentności i precyzyjną w szczegółach oraz scenografią łączącą dystans ze służebnością tekstowi dzielą zasłużone pochwały niemal wszyscy wykonawcy. KAZIMIERZ OPALIŃSKI jako dziadek Ciaputkiewicz wygrywa najsubtelniejsze odcienie jak przystało na mistrza tej miary. DANUTA SZAFLARSKA w zaskakującej, bo wymagającej nie lada transformacji roli babuni Doroty,połączyła z ucharakteryzowaniem na staruszkę, świetne studium tej postaci, a przy tym ma tyle uwodzącego wdzięku, że przynajmniej wiemy co to znaczy "fajna babka". H.ZEMBRZUSKA, A.ZAWIERUSZANKA także nie zawiodły w innej transformacji - na pensjonarki. Były szczerze urocze i uwodzące, a przy tym dowcipne. W. KRASNOWIECKI i J. CIECIERSKI w świetnie skontrastowanych typach starych kawalerów, szli w zawody z najlepszymi tradycjami, jakie narosły wokół tych postaci scenicznych. A. MULARCZYK w roli Filipa również zagrał popisowo.
Przy tym świetnym przedstawieniu zbladło nieco wystawienie "LETNIKÓW" GORKIEGO W TEATRZE DRAMATYCZNYM, w przekładzie BRUCZA (i tłumaczeniach wierszy SŁOBODNIKA),inscenizacji L. REN i scenografii E. STAROWIEYSKIEJ, mimo że opracowanie jest bardzo staranne, zaś coś 30-osobowa obsada mieni się jak pawi ogon od znakomitości aktorskich. Sądzę, że nie jest najszczęśliwszym pomysłem repertuarowym reprezentowanie znakomitego pisarza rozprawiającego się z mieszczaństwem już w fazie schyłku, to znaczy w początkach XX stulecia, jedną z jego najmniej drapieżnych sztuk, której daleko do zwartości "Na dnie" czy "Jegora Bułyczowa". W dodatku przekład nie jest najlepszy. Nie mówi się "wszyscy jesteśmy skryci szubrawcy", lecz "utajeni". W sztuce bardzo mało się dzieje, ale zostały świetnie, po aktorsku naszkicowane niektóre typy. Dla przykładu wymienię J. PALUSZKIEWICZA jako adwokata Basowa, A. DZWONKOWSKIEGO jako jowialnego bogacza, W. GOŁASA jako aplikanta i A. GODLEWSKĄ jako wakacyjną uwodzicielkę. Porywająca gra B. KRAFFTÓWNY w roli nieznośnej Olgi, rozmijała się jednak z tematem. Nie była aż taką "zołzą" o jakiej mógł myśleć Gorki. Natomiast nie znający tekstu widzowie mniej doceniali precyzję RYSZARDY HANIN w wiernym odrysowaniu lekarki Marii.
Po zenicie i schyłku mieszczaństwa nastąpiła jak wiadomo, jego faza utajona, która straszy jak upiór w życiu codziennym i rodzinnym. Właśnie ten temat opracowała współczesna węgierska autorka MAGDA SZABO w sztuce "ODKRYTE KARTY", którą można zobaczyć w TEATRZE ROZMAITOŚCI, w przekładzie A. Sieroszewskiego, reżyserii I. Babel, scenografii T. Ponińskiej i z I. Grywińską w roli głównej. Z omówionymi sztukami Bałuckiego i Gorkiego składa się ona na coś w rodzaju trylogii tematycznej.