Ostro pracują, żeby móc wzruszać widzów
- "Love Story" nie jest klasycznym musicalem. To bardziej spektakl dramatyczny przeplatany piosenkami. Trudne jest połączenie prawdy aktorskiej z piosenkami - z Kają Mianowaną i Katarzyną Tapek, odtwórczyniami głównej roli żeńskiej, rozmawia Daniel Klusek z Głosu Pomorza.
Jak dowiedziałyście się o castingu?
KM: Nasza praca polega również na bywaniu na castingach. O tym dowiedziałam się z internetu. Postanowiłam przygotować się i przyjechać na casting do Poznania i zaśpiewać.
Gdzie można cię już było zobaczyć?
KM: Przez kilka lat pracowałam w warszawskim teatrze Roma, od kilku lat jestem związana z teatrem w Lublinie, przez chwilę byłam w filharmonii podlaskiej.
Katarzyno, ty również wzięłaś udział w castingu w Poznaniu?
KT: Tak, bo jestem związana z tamtejszym Teatrem Muzycznym, gdzie można mnie zobaczyć w różnych przedstawieniach.
Obie jesteście mocno zajęte pracą. Uda wam się ją pogodzić z tą w Słupsku?
KT: Oczywiście, bo na tym również polega nasza praca. Robimy przecież spektakle w różnych teatrach i zawsze staramy się to wszystko połączyć.
Musical wymaga od aktorów umiejętności grania i śpiewania. Co jest trudniejsze w przypadku "Love Story"?
KM: Dla mnie najtrudniejsze jest stworzenie postaci głównej bohaterki, to jest zadanie aktorskie. Ale ponieważ w spektaklu jest też bardzo dużo piosenek, tak samo dobrze musimy się przygotować również od strony muzycznej.
Za chwilę zaczynacie wakacje i wracacie do Słupska dopiero na trzy tygodnie przed premierą. W czasie wolnym będziecie się indywidualnie przygotowywały?
KT: Na pewno skorzystamy nieco z urlopu, ale nie odsuniemy "Love Story" na bok, bo trzeba przetrawić naszą postać.
Co jest dla was najtrudniejsze w budowaniu postaci głównej bohaterki?
KT: Jenny jest bliską nam osobą. Jest w podobnym wieku, przeżywa te same emocje w relacjach międzyludzkich. "Love Story" nie jest klasycznym musicalem. To bardziej spektakl dramatyczny przeplatany piosenkami. Trudne jest połączenie prawdy aktorskiej z piosenkami. W Słupsku powstało już kilka musicali i wszystkie były bardzo dobrze przyjmowane przez publiczność...
KM: Mamy nadzieję, że tak będzie i tym razem. Liczymy też na łzy na widowni, bo historia jest bardzo wzruszająca. Oby nas tylko nie rozproszyło szlochanie na widowni.
Wiadomo już, która z was zagra na premierze?
KM: Tego nie wiemy. Dyrektor powiedział, że podczas dwóch dni będą aż cztery premiery i my w nich gramy.
KT: 29 i 30 sierpnia gramy po dwa spektakle i pierwszego dnia każda z nas będzie miała swoją premierę.
Stres przedpremierowy już jest, czy to jeszcze zbyt wcześnie?
KM: Atmosfera jest super i my się tu bardzo dobrze bawimy, mimo że historia jest smutna. Ale jest bardzo dużo dobrej energii. Nie czuję, że to praca, choć jesteśmy zmęczeni.
Skąd przyjechałyście do Słupska?
KM: To trudne pytanie. Pochodzę z Lublina, ale wcześnie przeprowadziłem się do Warszawy. I teraz mam dwa domy, choć od miesiąca moim domem jest Słupsk.
KT: Ja pochodzę z Olsztyna, a studiowałam w Gdańsku. Teraz pracuję i mieszkam w Poznaniu.