Ponadczasowy dylemat
Wśród rozmaitych dzieł z gatunku romantycznej "grand opera" "Żydówka" bez wątpienia jest dziełem ważkim. Bo jest nie tylko typowym romansidłem, ale, będąc jak każda opera przekaźnikiem rozmaitych treści obyczajowych, porusza także w wyjątkowo dużym natężeniu szereg problemów moralnych i politycznych. Znakomite libretto Eugene`a Scribe`a i jego modyfikacje poczynione przez kompozytora Jacquesa Francoisa Fromentala Halevy'ego nie tylko odzwierciedlają historyczną rzeczywistość, ale jakby wiedzeni intuicją nie dokonują rozstrzygnięć, nie ferują wyroków, nie stawiają granicy między dobrem i złem. Postaci przez nich "przypomniane" są dwoiste, wieloiste, dręczone wątpliwościami koniecznych wyborów. Z pewnością pełne takich kontrowersji, jak całe życie kompozytora, poszukującego swej tożsamości między katolicyzmem i judaizmem.
Michał Znaniecki, reżyser i scenograf poznańskiej "Żydówki" (trzeciej po II wojnie światowej w Polsce, po Wrocławiu i Łodzi) udanie zachował widowiskowość, rozmach i "wielkość" opery Halevy'ego przy współczesnych realiach finansowych. Udanie zagrały sceniczne konstrukcje placu przed kościołem i domu złotnika Eleazara, estrady baletowej, wnętrz więziennych, dramatycznego finału, czy sygnalizowana zaledwie wieloplanowość sceniczna. Interesujące okazały się takie elementy scenograficzne jak średniowieczne obramowania sceny, czy upostaciowiony wystrój schodów w finale. Wnoszony na lektyce (?) po schodach koń był chyba jedynym scenograficznym potknięciem.
Ryszard Kaja, projektant kostiumów do "Żydówki" nie starał się skopiować średniowiecznej odzieży, lecz zaproponować coś w rodzaju romantycznego widzenia tamtej epoki, nie zapominając o wystawności "grand opera" (dostojnicy kościelni i państwowi). Przyznać trzeba, że czasami efekty były dość zaskakujące.
Historia już dość wyraźnie zweryfikowała wartość muzycznej strony "Żydówki". Muzyka Halevy'ego tu i ówdzie porywa i urzeka romantyczną frazą, ale też niekiedy zaskakuje niekompatybilnością z nastrojem opisywanym przez tekst. Z całym jej patosem i pięknem przyzwoicie poradziła sobie orkiestra Teatru Wielkiego z rzeczowym i konsekwentnym Antonim Grefem za pulpitem dyrygenta. Imponująco w scenach zbiorowych wypadł brawurowy, 66-osobowy chór Teatru (brawa dla Jolanty Doty-Komorowskiej!).
Poznańska premiera "Żydówki" była miejscem sukcesów i porażek jej solistów. Wokalnym bogactwem i ekspresją głosu imponował Romuald Tesarowicz (kardynał de Brogni). Zasłużony aplauz nagrodził występ Michała Marca, bardzo wiarygodnego postaciowo Eleazara (piękne wykonanie słynnej arii w IV akcie nagrodziły długie brawa). Swoją dobrą formę potwierdziła Iwona Hossa jako księżniczka Eudoksja. Zawiodła na całej linii Ewa Iżykowska. Jej Rachela była dziwnie znerwicowana, nie skrystalizowana postaciowo i niezadowalająca wokalnie.