Artykuły

Bez przyzwolenia na słabość

Rozmowa z GESINE DANCKWART, niemiecką reżyserką, która w koprodukcji z Teatrem Polskim realizuje sztukę "Kill the kac"

Polski kac to nie tylko zatrucie alkoholowe, ale również moralny dyskomfort (niekoniecznie z powo­du nadużycia!), po prostu wyrzuty sumienia. Wasz niemiecki też?

- Jesteśmy zadowoleni z tytułu, dłu­go go szukaliśmy. Były po drodze inne pomysły, na przykład "Robot go - go". Krążyliśmy wokół słów, które funkcjonują w obu naszych językach, aż w pewnym momencie uznaliśmy, że skoro chodzi nam o wyrażenie wątpliwości, które nosimy, dusimy w sobie, to dobre jest właśnie słowo "kac". Pisze się i wymawia nie do końca tak samo, ale ma wspólne, również to poalkoholowe znaczenie. A treść sztuki odzwierciedla w pewien sposób taki niekomfortowy stan... Wprawdzie bohaterowie poprzez wyparcie starają się odsunąć od sie­bie wątpliwości, bo nie mogą sobie pozwolić na żadną słabość, więc od rana powtarzają: "Kill the kac"!

A jak rozwiążecie kwestię języko­wą na samej scenie?

- Będą na niej obecne dwa języki. Chodzi teraz o takie posklejanie tekstów, by nie zgubić sensu; zdecydować, w którym momencie niezbędne jest, żeby aktorzy rozu­mieli się w dwóch językach, a które historie należy sobie darować, bo są takie niemieckie zwroty dobrze brzmiące tylko po niemiecku. Języki też są więc tematem, który musimy ograć: na scenie chcemy posadzić tłumaczkę i obmyślamy sposób, w jaki ona będzie w tej przestrzeni funkcjonować. Myślimy też o gierkach słownych, chce­my się pobawić słowami między językami. Na przykład słowo IKEA, IKEI, IKEĘ - tego w języku niemiec­kim nie ma, u nas nie odmienia się tak rzeczowników.

Jest więc trochę prawdy w opowie­ściach, że spektakl tworzony jest w trakcie prób, jakby lepiony po kawałku przez jego uczestników?

- Można powiedzieć, że siedzimy w kopalni słów, bo materiał jest obszerny i tekstu bardzo dużo. Obrabiamy go więc, ale ja nie jestem zwolen­niczką dopisywania cze­gokolwiek w trakcie prób. Rozwijamy więc dramatur­gię pracując na tym, co już mamy.

Pani bohaterowie reprezentują różne środowiska. Skąd się wzię­li? Czy istnieją naprawdę?

- W jakimś sensie są odzwierciedle­niem osób spotykanych podczas wywiadów. To ludzie poszukujący, ciągle w drodze, ludzie, których coś stale gna do przodu... Szukając bohaterów odwiedziłam, m.in., więzienie. Przyznam, że to była bardzo ciekawa i bogata w materiał wizyta, podobnie jak spotkanie z wędrownymi złodziejami. Poznamy także historię menadżera, sprzą­taczki, rzemieślnika. Jedna sprawa to jest to ich bycie w drodze, poszu­kiwanie. Druga - konsekwencja tej podróży, gdyż ludzie wędrujący są wyrwani z własnego środowiska. Wykorzenieni stają się jakby osobni, pojedynczy... Ale chcąc gdzieś zaistnieć, choćby w pracy, wchodzą w różne relacje i jak aktorzy zmu­szeni są coś grać, żeby się dobrze sprzedać.

A'propos relacji: te Pani z Polską są coraz ściślejsze. Od spektaklu "Girlsnightout", pokazanego przez teatr ze Stuttgartu, przez "Chleb powszedni" w reżyserii Pawła Miśkiewicza i "Wszędzie w wannie, gdzie nie ma wody" Grażyny Kani, po koprodukcję, któ­rą sama Pani realizuje. Chyba nie w obawie, że chleb i woda zmienią smak, przefiltrowane przez polskie spojrzenie? Tematyka Pani sztuk jest na tyle uniwersalna?

- "Kill the kac" w oczywisty sposób jest sztuką polsko-niemiecką, podkre­ślamy to zresztą polsko-niemiecką obsadą. Jednak i tak wychodzimy poza nasze dwunarodowościowe uwarunkowania, mówimy o czymś bardziej ogólnym, uniwersalnym, co dotyka wszystkich ludzi. To prawda, że od dawna mam kontakty z polskimi teatrami. W różnych przedsię­wzięciach zajmowałam się kwestią współistnienia Wschodu i Zachodu. Przygotowywałam projekt dotyczący Niemiec wschodnich i zachodnich, granicy między nimi, który nawią­zywał już w jakiś sposób do granicy polsko-niemieckiej. Interesuje mnie kwestia przywiązania do miejsca. Chcę wiedzieć, jak wygląda proces umiejscawiania się, moszczenia sobie własnego miejsca na świecie. Wreszcie, jak to miejsce na nas wpły­wa. To problem, który nie zna granic.

Dotyka Pani trudnych tematów z historii najnowszej naszych krajów?

- Zajmowałam się tym przyjeżdżając wcześniej do Polski i zdecydowałam wtedy, że raczej interesuje mnie próba odpowiedzi na pytanie, w jakim stopniu postaci, ich tożsamość, określają się przez historię, umiej­scowienie geograficzne. I stawiam w sztuce tezę, że postaci definiują się jednak bardziej przez teraźniej­szość niż przez przeszłość. Problemy, konflikty, które w nich drzemią, są oczywiście powtarzalne w kolejnych pokoleniach, sama wielopokoleniowość nie jest tu jednak tematem, co najwyżej tłem. Wierzchołkiem góry lodowej wobec tego, z czym musi zmierzyć się współczesny człowiek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji