Artykuły

Z mocnej serii

Teatr "Ateneum" wystawiając "Śmierć na gruszy" Witolda Wandusrkiego, w adaptacji J. Broszkiewicza i T. Mierzeja, inscenizacji i reżyserii Józefa Szajny i scenografii Daniela Mroza, pokazał nam przedstawienie bardzo dobre, przynoszące honor tej scenie. Jak widzimy teatry warszawskie przed końcem sezonu zdobyły się na serię pozycji ciekawych repertuarowo, a nie spudłowanych pod względem inscenizacji i wykonania aktorskiego.
Jednocześnie tak się składa, że trzy ostatnie warszawskie premiery: "Burzliwe życie Lejzorka Rojtszwanca" w Komedii, "Oni" w Kameralnym, a teraz "Śmierć na gruszy" w Ateneum, przenoszą nas w lata 1920. Autorzy ich czerpali impulsy, snuli refleksje i przewidywania z doświadczeń I wielkiej wojny światowej, rewolucji i przewrotów ówczesnych. Jeżeli każde z tych trzech przedstawień dostarcza widzom jakiś zestawień z obecnymi stosunkami, to nie wina autorów, ani inscenizatorów, lecz chyba tego, że ludzkość nie wyciągnęła jeszcze dość nauk z doświadczeń historycznych naszego stulecia, i nie wszystko zmieniło się należycie od tamtych czasów.
Prapremiera "Śmierci na gruszy" odbyła się w roku 1925 w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Tragiczny życiorys poety byłby już sam dostatecznym powodem do troski o jego spuściznę, ale "Śmierć na gruszy" nie potrzebuje tych dodatkowych referencji, broni się doskonale i jako komedia widowiskowa, i jako bajka ludowa, z morałem społecznym, podanym strawnie.
Oczywiście, adaptatorzy co nieco przystrzygli tekst, i tego trudno było uniknąć. Natomiast dolepione wstaweczki z obcej materii stylowej mniej były potrzebne. Ale nie bądźmy pieniaczami! Bawiliśmy się jednocześnie gruntując swe poczucie społeczne i moralne.
Robota inscenizacyjna i reżyserska Szajny zasługuje na najwyższe uznanie, zaś jego współpraca z Mrozem, dała efekt znakomity. Stworzyli zgodny z zamiarem autora "świat masek, marionetek i figurynek", tłumaczący się doskonale. Otrzymaliśmy moralitet bez nudziarstwa.
"Ateneum" rozporządza mocnym zespołem aktorskim, który poddał się batucie Szajny jak należy i rozwinął podyktowaną przezeń zasadę gry.
Postacie biedaków Wyrobnikowej i Wyrobnika grają porywająco Anna Ciepielewska i Marian Kociniak. Ponieważ w sztuce, wobec długoletniego strajku Śmierci uwięzionej na gruszy, bo-haterzy w kolejnych odsłonach posuwają się w latach, proszę sobie wyobrazić przeistoczenia! Ciepielewska i Kociniak nie stronią od jaskrawych efektów, a przy tym są niezmiernie prawdziwi. Sekunduje im w tych jaskrawych efektach zawsze podbijająca widownię Krystyna Borowicz.
Aleksandra Śląska jako Śmierć jest groźnie uwodzicielska. "Jeżeli mam już umrzeć, to niech mnie spotka taka śmierć", mógłby powtórzyć niejeden z widzów. Oko kipera teatralnego dostrzeże, ile opracowania i konsekwencji włożyła aktorka w tę niebezpieczną rolę.
Można byłoby obszernie analizować grę wymienionej czwórki i wszystkich pozostałych, lecz przekazując to pismom fachowym i tygodnikom, z 20-osobowej obsady, wymienię tu przynajmniej komiczne trio, jakie stworzyli Bogusz Bilewski, Andrzej Gawroński i Władysław Kowalski, w rolach wiejskich łobuzów, oraz wspomnę jeszcze Bohdana Ejmonta jako soczystego policjanta, potem tajniaka i Stanisława Nowińskiego, jako subtelnego Pachciarza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji