Artykuły

Helena Norowicz: Nie dbam o popularność

Przez 40 lat występowała w teatrze. Teraz, na emeryturze, Helena Norowicz została modelką i... jest na ustach wszystkich! Czy moda wywróciła jej życie do góry nogami?

Jej życiem pokierował przypadek. Planowała zdawać na akademię wychowania fizycznego, ale... zapomniała o egzaminach. Zatrudniła się wówczas w biurze projektowym, a wolny czas spędzała w teatrze. To wtedy Helena Norowicz (80) postanowiła, że będzie aktorką. Tym razem o egzaminach pamiętała. Do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Łodzi dostała się za pierwszym podejściem. - Mam piękne wspomnienia, bo jeździłam ze spektaklami po całym świecie. Wiele wspaniałych chwil wydarzyło się w moim życiu właśnie dzięki teatrowi - mówi Norowicz. Scena stała się dla niej całym życiem. Razem z mężem podjęła decyzję, że nie będzie mieć dzieci, bo to odbierze jej możliwość aktorskiego rozwoju.

Występowała głównie na deskach warszawskiego Teatru Studio, ale grała też w filmach. Gdy kilkanaście lat temu przeszła na emeryturę, całą uwagę zaczęła poświęcać działce. Propozycje, by wystąpiła w kampaniach reklamowych marek Nenukko i Bohoboco pojawiły się dość niespodziewanie. Choć na początku miała wątpliwości, podjęła wyzwanie. Podeszła do pozowania profesjonalnie, jak aktorka. Nikt nie przypuszczał wówczas, że Helena Norowicz nabierze modowego wiatru w żagle...

W ciągu kilku tygodni stała się pani popularną modelką. Jest pani zaskoczona?

- To nie ja miałam ten pomysł na siebie. Ktoś inny wpadł na to, że może dobrze byłoby zaangażować mnie do sesji mody. W sesji marki Nenukko zaistniałam dzięki aktorce Oli Popławskiej, która zrobiła mi zdjęcia, a potem zamieściła kilka z nich w Internecie. Gdy firma Nenukko złożyła mi propozycję współpracy, potraktowałam to jak zawodowe wyzwanie. Nie minęły nawet dwa dni, więc nie zdążyłam ochłonąć, gdy Bohoboco zaproponowało mi udział w kolejnej sesji. Co ciekawe, projektanci mieli już wybraną modelkę, ale postanowili zaangażować mnie. Wierzę, że życiem rządzą przypadki. Jednak nie przypuszczałam, że nastąpi przełom i ludzie zaakceptują dojrzałą osobę prezentującą na wybiegu piękne kreacje.

Wcześniej interesowała się pani modą?

- Nie interesowałam się stricte modą, ale zawsze ubierałam się sama. I to dość kontrowersyjnie. W czasach mojej młodości nie można było ot tak kupić ciekawych ubrań w sklepie. Nigdy jednak nie podążałam za trendami. Kiedy w modzie królowały dżinsy, nie nosiłam ich. Zaakceptowałam dżins dopiero, gdy zaczęło się go zakładać na co dzień. Uwielbiałam z kolei nosić skóry. Kupowałam je głównie na bazarkach w całej Warszawie. Krawiec z teatru pomagał mi przeistoczyć zakupiony materiał w coś oryginalnego. Przychodziłam do niego z workiem materiału, układałam złotobrązową skórę na spódnicę i prosiłam: "Panie Mieciu, proszę mi to tak uszyć". Gdy przychodziłam z moimi prośbami, jego koledzy zawsze mieli wymalowaną na twarzach kpinę. Śmiali się, że jest jak Kopciuszek, tylko zamiast popiołu ma skrawki materiałów ode mnie. Mnóstwo koleżanek myślało, że gdy przejdę na emeryturę, to otworzę butik, bo miałam masę ubrań. Nigdy nie przychodziłam do teatru ubrana w to samo. Często prosiły mnie, żebym coś im odsprzedała.

Dziś przestałam interesować się modą. Trendów jest mnóstwo i nie mam już chęci podobać się innym.

Czyli kiedyś była pani strojnisią?

- Tyle że nigdy nie byłam przestrojona. Moje ubrania były po prostu inne. Miałam swój styl, ulubioną estetykę, byłam w tym konsekwentna. Oczywiście nie trzymałam się kurczowo jednego fasonu czy koloru.

Co usłyszała pani z ust swoich przyjaciół, gdy została pani oficjalną twarzą modowych marek?

- Otrzymałam masę serdeczności i aprobaty, że moja obecność na zdjęciach posuwa sprawę do przodu.

Co ma pani na myśli?

- Mój wiek jest bardzo podeszły, ale już kobiety 50- czy 60-letnie rezygnują z siebie. Nie dziwię się im, bo wystarczy spojrzeć na modelki, które chodzą po wybiegach czy prezentują modę w magazynach. Sama, jak staję obok nich, patrzę na nie z zazdrością. Ale trudno, ja byłam kiedyś taka jak one i ten czas już nigdy nie wróci. Zawsze jednak mówię im, że przyjdzie taki moment, oczywiście jeżeli będą higienicznie żyć, że będą takie jak ja. Podoba mi się to, że starsze kobiety coraz częściej pojawiają się w kampaniach czy na okładkach. Chociaż nie same. Proszę zauważyć, że na zdjęciach zawsze towarzyszy mi ktoś młodszy. Mówiąc o higienicznym trybie życia ma pani na myśli jogę, którą uprawia pani od lat?

- Jestem typem Zosi samosi i bardzo nie lubię systematycznych zobowiązań. Kiedyś postanowiłam zapisać się na kurs angielskiego. Zapłaciłam z góry za cały semestr, choć pracowałam wtedy dużo w teatrze. Gdy pewnego dnia skoro świt zerwałam się z łóżka, żeby pójść na angielski, doszłam do wniosku, że to nie ma najmniejszego sensu. Bo tylko się tym kursem zniechęcam do nauki. Kupiłam więc magnetofon, słuchałam, pisałam i próbowałam mówić po angielsku. Dziś nie posługuję się tym językiem perfekcyjnie, ale jestem w stanie porozumieć się bez większych problemów. Może chodziłabym na jogę, ale zajęcia zazwyczaj są o określonej porze. I nie ma najmniejszego znaczenia fakt, czy jest zima, czy lato. Trzeba iść i ćwiczyć. Co więc zrobiłam? Kupiłam książki na temat jogi i ćwiczę samodzielnie.

Słyszałem, że szpagat nie stanowi dla pani najmniejszego problemu.

- Żadnego! Jestem rozciągnięta. Trzeba pamiętać, że szpagat powinno się robić na dwie strony.

A pani go tak robi?

- Oczywiście.

Pani Heleno, jako nastolatka fascynowała się pani akrobatyką. Miała pani zdawać na akademię wychowania fizycznego... Ale została pani aktorką. W teatrze się pani spełniła?

- To była życiowa frajda. Byłam szczęśliwa, że robię to, co jest mi bliskie. Nie każdy ma to szczęście, że wykonuje pracę, którą kocha. Ja natomiast miałam. Nie byłam skazana na pracę, a tym samym nie marzyłam o emeryturze. Na emeryturę poszłam, bo zmieniła się dyrekcja Teatru Studio, chciano mieć grupę zaufanych ludzi. Gdy odchodziłam, usłyszałam, że będą o mnie pamiętać, ale z czasem okazało się, że nie ma tam dla mnie miejsca. Było to bardzo bolesne doświadczenie. Oczywiście aktorka na emeryturze może organizować sobie czas poprzez chałtury czy castingi, ale najgorsze było dla mnie to, że znalazłam się poza zespołem, grupą ludzi, która była mi wyjątkowo bliska, niczym rodzina. Ale tak to już w życiu jest.

Tęskni pani za sceną?

- Tęsknię. Ale - jak mówią Czesi - to se ne vrati (to się nie powtórzy - przyp. red.).

Pani Heleno, ale jest pani najlepszym przykładem na to, że nigdy nie wiadomo, co za chwilę wydarzy się w naszym życiu.

- Racja. Nic właściwie nie zwiastowało, że taka sytuacja zaistnieje. Gdy wyjechałam po emeryturze na wieś, całkowicie przestałam się udzielać, pokazywać, nie chodziłam na castingi. Chociaż... nawet dziś niechętnie chodzę na castingi do reklam.

Bo aktorowi teatralnemu nie wypada?

- Taką mam zasadę. Zagrałam w dwóch kampaniach: cyrku i ostatnio w reklamie niemieckich samochodów, ale nie będzie ona emitowana w Polsce.

Poznała pani show-biznes. Jakie ma pani wrażenia? To fajny świat?

- Punkt widzenia uzależniony jest od etapu życia, na którym właśnie się znajdujemy. Możliwe, że gdybym była dziś 22-latką, byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie i miałabym poczucie, że złapałam pana Boga za nogi. Natomiast w ostatniej fazie życia wiem, że już lepiej nie będzie. Będę coraz słabsza, mniej wytrzymała, a na twarzy pojawi się więcej zmarszczek.

Przeraża panią ta perspektywa?

- Ja te wszystkie zmiany akceptuję, bo tak się dzieje w naturze. Wie pan, ta cala przygoda, która się właśnie dzieje, uszczęśliwiła mnie. Ale się nią nie zachłysnęłam.

Popularność nie jest przyjemna?

- Niektórzy łakną popularności przez całe życie, a ja przez całą drogę zawodową o nią nie dbałam. Między innymi dlatego zdecydowałam się na teatr Szajny, gdzie liczył się zespół, a nie jeden aktor. Nie przeszkadzało mi, że mogę uprawiać zawód, będąc przy tym anonimowa. Gdy przeczytałam biografię Brigitte Bardot, doszłam do jednego wniosku: nie chciałabym znaleźć się na jej miejscu, być wielbiona, ale jednocześnie szykanowana. Zupełnie nie mieć prywatności? Nie! To nie jest moja bajka. Moja popularność zaczynała się i kończyła na zdjęciu, które trafiało na afisz teatralny. Bardzo mi to odpowiadało. Pani Heleno, to co dalej? Może czas pomyśleć o podbiciu paryskich albo nowojorskich wybiegów mody?

(śmiech) - To, co dzieje się teraz, całkowicie mi wystarczy. Niedawno wzięłam udział w kolejnej sesji mody, tym razem ubrań projektantki Zuzy Bart na wiosnę-lato 2016. A co zdarzy się w przyszłości? Zobaczymy...

Ale nadal jest pani aktorką? Czy może się pani przebranżowiła i jest już wyłącznie modelką?

- Jeżeli uprawia się zawód przez 40 lat, a podejmuje się działania, które trwają raptem od pół roku, to co zwycięża? Byłam i jestem aktorką. Choć mogę śmiało powiedzieć, że praca modelki jest dużo trudniejsza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji