Artykuły

Łaźnia Szajny

"Łaźnia" Starego Teatru nie uczestniczyła w katowickim Festiwalu Sztuk Rosyjskich i Radzieckich; a szkoda. Inscenizacja Szajny odbijałaby na pewno twórczą oryginalnością od ogólnego tła jubileuszowych przedstawień. Być może nie wszystkim trafiłaby do przekonania niesforna wizja Szajny, niepodobna do żadnej "Łaźni" ze znanych nam i oglądanych. Bo Szajna odczytał temat utworu niespodziewanie inaczej. Ze scenariusza sztuki wyzwolił wstrząsające obrazy, które dają świadectwo zmianom, jakie zaszły w świecie, ukazanym przez Majakowskiego; własną pasję artystyczną wygrał na motywach utworu. Stworzył dzieło niezależne, szokujące i prowokujące. Przede wszystkim - niezależne od tradycji. Poza rozwieszoną w sali bielizną nie ma żadnego z owych znanych symboli i rekwizytów, na których zwykło się wspierać inscenizację "Łaźni". Nie ma nawet biurokracji, tej najzwyklejszej i powszechnej, z kolejką interesantów, która tak wyraźną spełniła rolę w obydwu "historycznych" spektaklach - Dejmka i Korzeniewskiego. Pamiętamy tamte kolejki: pierwszą w Teatrze Nowym w Łodzi 1954, ruchliwą i pełną nadziei, szeleszczącą papierkami podań z wiarą w ich skuteczne działanie, i drugą - dziesięć lat później w Teatrze Klasycznym w Warszawie, kolejkę skamieniałych kukieł, przywykłych już do czekania, chociaż bez żadnej nadziei.

U Szajny jedynymi petentami (nie licząc pary staruszków, która przyszła w sprawie rozwodu) są Czudakow i jego towarzysze. Nie są to zwykli petenci, lecz jakby karny oddział, zuniformizowany tym samym ubiorem (czerwony kostium roboczy) i tym samym sposobem bycia, odcięty od świata "cywilów" rozmaitych i różnie ubranych, gdzie władzę sprawuje Pobiedonosikow. Służą im rekwizyty-symbole, wielkie czerwone drabiny, po których wspinają się wzwyż, w strefy niedostępne tamtym, związanym z zaśmieconą ziemią. Agresywni i pewni swego wpadają raz po raz z widowni, potrafią wtargnąć przez okna starej "czynszowej kamienicy", u której stóp rozpościera się królestwo Naczdyrdupsa. Okna kamienicy to niby szuflady pełne niespodzianek, wyrzucające szpargały i ludzi w jakimś surrealistycznym pomieszaniu, świadczącym o dezorganizacji, jaka w tym królestwie panuje. Bo świat Pobiedonosikowa jest ruderą wspartą o ową kamienicę, jakimś prywatnym podwórzem czy mieszkaniem, zasłanym wzgórzami ksiąg i stosami papierków; w korycie wypełnionym "po-daniami" "urzęduje" tu sekretarka Underton, a niechlujny, sflaczały Optymistenko, jak prywatny służący podupadłego pana, pełni swoje ćwierć urzędowe, niezmiernie zmniejszone funkcje.

Jakże się zmienił Pobiedonosikow, jego biuro i jego sztab od czasu obydwu poprzednich "Łaźni"! Ani uniformu, ani porządku, ani biurokratycznej musztry, ani pewności siebie i wiary we własne posłannictwo, ani nawet pozorów dobrobytu, związanego z wysokim urzędem! Ten nowy Pobiedonosikow, którego gra doskonale Walczewski, jest wyraźnie zaniedbany, zrezyg-nowany, znużony. Cedzi słowa od niechcenia głosem osłabłym i bezbarwnym; ożywia się w drugiej części, kiedy się czuje zagrożony, lecz nie na tyle, by wypaść ze stylu przemęczonego dygnitarza. Z nawyku powtarza jego i swoje kwestie, niby wystukując na maszynie słowa podzielone na sylaby, "zmechanizowana" sekretarka o wyglądzie dzisiejszego kociaka - bardzo dobra charakterystyczno-groteskowa Romana Próchnicka.

Rozprzężenie i rozkład absolutny pokazuje malarska wizja Szajny. Potężne jeszcze przed kilku laty w widzeniu Korzeniewskiego, a niezachwiane i wschodzące u Dejmka państwo Pobiedonosikowa - przeżywa swój zmierzch, swoją apokalipsę. Szajna jak gdyby, może bezwiednie, przetransponował tu obydwie rzeczywistości z "Pluskwy" - rzeczywistość świata skazanego na śmierć i świata przyszłości. W stadium rozstroju gigantycznego znajduje się państwo mieszczańskiego obyczaju, państwo jeszcze rządzących biurokratów, Pobiedonosikowa i jego świty; przyszłość należy do jednoznacznych i zuniformizowanych przedstawicieli czystych idei i celów - Czudakowa wraz z jego ekipą i Fosforycznej Kobiety (ubranej w kostium kosmonautki).

Teatr Szajny, jak obraz abstrakcjonisty, niełatwo daje się opisać. O wrażeniu stanowi tu nie tyle logiczna i ciągła akcja, ile pojedyncze obrazy, symbole i sytuacje, które się składają na ową szczególną kompozycję, wyróżniającą teatr Szajny od wszystkich "normalnych" teatrów. Siłą spektaklu jest jego wizja plastyczna, ilość owych znamiennych malarskich efektów i symboli, służących tu bardzo własnej interpretacji dzieła. Takim efektem-symbolem jest "jazda" Pobiedonosikowa na "kobyle historii", jazda na opak, twarzą do ogona, w jakiej pozuje Belwedońskiemu do swojego "historycznego" portretu. Symbolami o niezwykłym wy-razie są ogromne kukły Kapitału, Śmierci, Swobody, Imperializmu, tworzące niby autonomiczne plastyczne intermedia. Słabiej udały się sceny końcowe, podróż wehikułem czasu; być może tekst utworu nie dawał tu artyście materiału dla jego plastycznych ilustracji.

Ważnym pomysłem spektaklu jest jego związek z widownią, z której Szajna wyprowadza swoje postacie niby z pozascenicznej a właśnie aktualnej rzeczywistości. O kontakcie świadczy też reakcja publiczności żywo przyjmującej celnie podane dowcipy, sytuacyjne i słowne. Muzyka Bogusława Schäffera, parodystyczna i groteskowa, związana z epoką dobrze utrafiła w tonację przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji