Artykuły

Słowacki w pętach baroku

W Polsce w chwi­li obecnej zagadnie­nia historyczne znalazły się w ośrodku zainteresowań kul­turalnych społe­czeństwa. Nie wcho­dząc w przyczyny tego runu na histo­rię i nie zatrącając o naukę, stwierdź­my, że na przykład książki P. Jasienicy i Zb. Załuskiego, prowokujące zmianę odbiorczości zbioro­wej na te sprawy - zelektryzowały opi­nię żywiej niż wiele aktualniejszych, jak­by się zdawało, dzieł i obrazów. Rzecz charakterystyczna, że to się przerzuciło również na teren sztuki i teorii. Dając folgę tym zainteresowaniom, kilka teatrów naraz sięgnęło do dramatów historycznych Słowackiego, z okresu jego twórczości pomijanej dotychczas. Ukazał się więc kolejno: "Sen srebrny Salomei", "Samuel Zborowski" - obecnie Teatr Dramatyczny wystawił "Księdza Marka".

Wywołuje to sarkania pewnego odłamu opinii teatralnej. Sądzę, że należałoby się raczej zastanowić nad przyczynami tego nagłego zwrotu i zainteresowania. Świadczyłoby to bowiem o pewnych, kto wie, czy nie uzasadnionych reakcjach ogółu na zbyt widoczne przez pewien okres czasu przeciąganie struny w innym kierunku. Do historii. Jak wiadomo, zbliżamy się nie zawsze od strony jej obiektywnej prawdy, częściej - aktualnych potrzeb życiowych. Obecny nasz run na historię ma swoje głębokie uzasadnienie życiowe, niewiele mające wspólnego ze zbudzonym ongi w czasach romantyzmu - zmysłem historycznym. Bo właśnie - mimo ży­wych zainteresowań historycznych - zmysłu historycznego,jak widać,nie zdradzamy wiele.

Czy uzasadniona jest, na przykład, pre­tensja do Słowackiego, że w tych drama­tach opierał się na "błędnej" czy fantas-magoryjnej teorii mistycznej Towiańskiego? Czy z tego punktu widzenia można i należy oceniać wartość poetycką czy artystyczną tych dzieł? Dante, pisząc "Boską komedię", oparł się również na dogmacie teologicznym swojej epoki, podawanym w wątpliwość później czy obecnie, co mu nie przeszko­dziło stworzyć arcydzieła. Homer czy homerydzi, opierając się na "błędnym" poeiteizmie swoich czasów stworzyli coś, co mimo zmiany pojęć i wyobrażeń - przetrwało wieki. Czy tak popularna obecnie dialektyka pojęć miałaby być równoznaczna z ich mumifikowaniem? Niezależnie więc od całego krytycyzmu, jakim darzyć możemy mistykę Słowac­kiego,trudno zaprzeczyć,że ta teoria uskrzydliła jego wyobraźnię, że w związ­ku z nią powstały największe arcydzieła ostatniego okresu jego życia. "Król-Duch" wyprzedza o lat kilkadziesiąt całą poety­kę i obrazowość swojej epoki. "Calderon" połamał duchowe kości poecie i przepostaciował całą szekspirowską dotychczas technikę dramatyczną Słowackiego. Są to rzeczy powszechnie znane i z li­terackiego punktu widzenia nie mogą być obojętne; z historycznego - w "Księdzu Marku" niezależnie od aparatury mistycz­nej - znajdziemy niemało zahaczeń. Pulsujących realnym życiem otaczającej nas rzeczywistości. Współczesny widz może to przeżyć (i przeżywa) w ukła­dzie znanego sobie od czasów okupacji kontekstu życiowego i reaguje na to ży­wo i bezpośrednio, co świadczy o zaktu­alizowaniu i używotnieniu tej historycz­nej sztuki przez reżyserię. Przemawia to na korzyść jej, ożywiającej obraz histo­ryczny funkcji i roli, na rzecz znale­zionego a zagubionego klucza od odbior­czości tej - jakby się zdawało - już tylko barokowej, patetycznej, pełnej ty­rad i dłużyzn calderonowskich - lecz upajającej pięknem słowa poetyckiego - sztuki.

W monumentalno-wizyjnej scenerii Ja­na Kosińskiego ukazują się te widma przeszłości (jak z "Wesela"), by w koń­cowych słowach Pułaskiego ogarnąć cały ten łańcuch brzemiennych klęską rozbio­rów i upadku zdarzeń - wyrazem żrą­cego bólu nad wielką, niezabliźnioną ra­ną życia narodu. Jest w tej wizji scenicznej reżysera i scenografa niezależnie od nieistotnej dla nas fantastyki mistycznej poety - tyle wstrząsającej prawdy i bólu, że widz wychodzi skupiony i zamyślony nad lo­sami skłóconego z sobą i losami swoimi narodu, nad własną zmąconą i zbłąkaną mvślą...

Józef Duriasz w tytułowej roli księdza Marka ma gest, majestat i powagę w to­nacji głosu, która kruszy i wznosi. Sugestionuje posągowym obrazem ascetyczne­go, w ekstazie mistycznej wizjonera, któ­ry sprawia więcej niż można, czuciem i wolą panując nad wypadkami. Ta trudna i odpowiedzialna rola powierzona mniej znanemu dotychczas aktorowi (któ­ry niedawno nader dodatnio się zapisał w roli Horacego z "Hamleta") pasuje go na przyszłość jako jednego z najbardziej obiecujących młodych aktorów. W roli warchoła Kossakowskiego właś­ciwymi sobie zaletami swej świetnej i wyrazistej gry zaprezentował się Jan Świderski. Zofia Rysiówna w roli Judyty-Salomei ukazuje bogatą skalę swych możliwości głosowych, olśniewając widza nie nużącą w jej interpretacji tyradą barokowego przeładowania słowa, tak charaktery­stycznego dla Słowackiego z tej epoki.

Poprawne i wyraziste kreacje stworzyli: Józef Kondrat jako Regimentarz, Jaro­sław Skulski - Rabin. Czesław Kalinow­ski - jako sprzedawczyk Branecki. Mar­szałek Krasiński w ujęciu Feliksa Chmurkowskiego został jednak skarykaturowany na tyle, że przestaje być reprezentan­tem jakiejś siły społecznej, stając się tylko śmiesznym, co na tę rolę jest tro­chę za mało. Adam Hanuszkiewicz jako reżyser i K. Pułaski, zamykający dramat, jest zwor­nikiem tego pięknego na ogół i dającego wiele do myślenia spektaklu. Sceny zbiorowe, jak zawsze przy tego rodzaju kłopotliwych dla współgrających tyradach, przysporzyły niemało trudnoś­ci reżyserowi i aktorom, trzeba je jednak ujmować w ramach tej narzuconej przez autora - nie realistycznej wszak kon­wencji.

Stroje konfederatów, którzy byli prze­cież zbieraniną szlachty z różnych stron kraju i różnej kondycji są zbyt zuniformizowane - na wzór zbyt powłóczystych i śmiesznych niemal uniformów Moskali.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji