Artykuły

Od tego grania pękły mury

- Ten teatr, który za chwilę przestanie istnieć, był najpiękniejszym i najzabawniejszym miejscem na ziemi - twierdzi aktorka Lucyna Legut. Grano tu nie tylko komedie, ale i wspaniałe sztuki dramatyczne, wielkie przedstawienia, wiele z nich podbijało zagraniczne festiwale. Dziesiątki z nich wystawiano po sto, dwieście razy, przy pełnej widowni. Po sześćdziesięciu latach istnienia Teatr Kameralny w Sopocie przegrał z centrum handlowym - pisze Gabriela Pewińska w Dzienniku Bałtyckim.

Za czasów Lucyny Legut (lata 60.) teatr w Sopocie wyglądał całkiem inaczej. Najpierw, wchodząc, witało się panią portierkę, która przeważnie robiła na drutach. Siedziała przy stoliku, a na stoliku był kwiatek we flakoniku. Potem był długi korytarz, po prawej stronie dwie garderoby: mniejsza - męska, obok większa - damska. Naprzeciw garderób dwie toalety: damska i męska oraz, obok toalet, malutki pokoik z łazienką.

- Spędziłam tam pół godziny w wannie (bez wody, oczywiście) - wspomina Lucyna, zwana Luchą - jako że po jakimś bankiecie dostałam kolki wątrobowej i gdzieś musiałam się położyć. W teatrze nie było kanapy.

Był natomiast malutki pokoik, gdzie królowała bufetowa Michasia. Miała stół, szafkę, maszynkę gazową i jedno krzesło (dla siebie).

- Michasia robiła olbrzymie kanapki - dodaje aktorka. - Z tego, co można było dostać wówczas w sklepie. Cena każdej kanapki była jednakowa. Na zapytanie: "Ile płacę?" niezmiennie odpowiadała: "Czy ja wiem? Rubla". Bo Michasia przyjechała z Wilna. Podawała niekiedy nawet gorące parówki, o ile udało się jej kupić je w delikatesach. Do ich gotowania miała specjalny rondelek. Po premierze sztuki Abramowa "Duże jasne", Jadźka Gibczyńska umęczyła nogi tańcem i, aby im ulżyć, moczyła je w rondelku po parówkach.

Lucyna Legut zostawiła w Teatrze Kameralnym swoje najlepsze lata. Nie tylko ona. Do dziś krążą po tych schodach, korytarzach, za kulisami duchy aktorów teatru, już niestety Pana Boga: Teresy Lassoty, Kiry Pepłowskiej, Teresy Iżewskiej, Gwiazdowskiego, Bisty, Skolimowskiego.. Ale nawet one już niebawem nie będą miały gdzie się podziać. Teatr po blisko sześćdziesięciu latach istnienia musi zmienić siedzibę.

O przeprowadzkę do budynku kina Bałtyk zabiegały władze Teatru Wybrzeże. Na miejscu Kameralnego, który będzie istniał tu już tylko do czerwca, powstanie centrum handlowo -gastronomiczne. Stary budynek, ozdoba Monciaka, zniknie z powierzchni ziemi.

Brunner, czyli kelner

Inauguracja sceny miała miejsce 16 października 1948 roku. Wystawiono "Klub kawalerów". W tym przedstawieniu zagrał Emil Karewicz, znany później w całej Polsce jako Brunner w "Stawce większej niż życie". - Miałem 20 lat - mówi wzruszony wspominając tamten wieczór. - Grałem kelnera Antosia. Na tamtej scenie wszystko się zaczęło. Zagrałem tam jeszcze jedną premierę i wyjechałem do Łodzi. Nigdy już nie wystąpiłem w Sopocie.

Kobiety, wino i gorset

Pewnego razu Zofia Mayr podczas próby do sztuki "Manewry jesienne" spadła ze sceny Pękły jej dwa kręgi w kręgosłupie. Reżyser, Krzysztof Szuster nie wziął innej aktorki, tylko czekał aż Zosia wydobrzeje. Dobrzała pół roku i to w skórzanym gorsecie, ale chodziła na próby i zagrała rolę, mimo gorsetu. - Pół roku później obchodziliśmy uroczyste zdjęcie pancerza Zosi - wspomina Lucyna Legut. - Powiesiło się go na ścianie w świetlicy otoczyło wieńcem kwiatów, no i oczywiście polało się wino!

Triumf miłości

Niezliczoną ilość przedstawień zagrała w Teatrze Kameralnym Bogusława Czosnowska. Pamięta "Fizyków" Dürrenmatta. Po przedstawieniu poprosił ją o wywiad szwajcarski dziennikarz, przyjaciel słynnego dramaturga. - Pyta mnie, ile ja zarabiam - wspomina aktorka. - No to mu mówię: Jakieś dwa tysiące, czy coś... A on mi na to: No tak, rozumiem, to dziennie, a ile pani wyciąga miesięcznie?

Tak jak sopocka kurtyna otworzyła się przede mną pierwszy raz na Wybrzeżu w sztuce Moliera, tak i zamknęła moją - aktorską karierę, gdy odchodziłam na emeryturę w "Triumfie miłości"... W triumfie miłości do tego teatru.

Szkoda

Lucyna Legut prowadzi w opasłych tomiskach dokumentację anegdot o tym teatrze. Zauważyła na przykład, że kiedyś w dniu każdej premiery najpotrzebniejszym miejscem były toalety! Tam ustawiały się kolejki i tam słychać było obelżywe słowa pod adresem każdego, kto się guzdrał. Nie wiadomo dlaczego premiery tak działają na wyporność pęcherza? - Ten teatr, który za chwilę przestanie istnieć, był najpiękniejszym i najzabawniejszym miejscem na ziemi - twierdzi aktorka. - Nie byłabym w stanie spisać tego nawet na tysiącu byczych skórach. Tu tak długo i tak dużo grałam, aż od tego grania skruszyły się mury i pewnie dlatego przenosi się ten teatr w inne miejsce. Szkoda.

Trójkąt sopocki

Gdy Stanisław Michalski wylądował na Wybrzeżu, był rok 1955. - Od razu dostałem w Sopocie mieszkanie - pamięta. - Vis a vis Grand Hotelu, tam był Dom Aktora. Pokoik cztery na cztery. Wspólna dla młodych aktorów i wielkich reżyserów toaleta na korytarzu. Dostałem trzy gaże na urządzenie się, więc z kolegami aktorami w te pędy poszliśmy do Spatifu... się urządzać. Naprzeciw Spatifu - teatr. Następnego dnia dowiedziałem się, że tam właśnie mam zrobić zastępstwo. W "Maturzystach". To był piękny, przytulny teatrzyk! Byłem najszczęśliwszy na świecie!

Tu gdzie dziś jest teatralna kasa - był wtedy sklep rybny A garderoby na pięterku. Na scenę wychodziło się z poddasza. A z balkoniku podglądało się publiczność, która wchodziła do teatru. - W tym teatrze działo się wszystko i wszystko było możliwe - mówi aktor. - Dyrektor Biliczak bardzo surowy, ale był też człowiekiem nie odmawiającym zabawy. Jak popremierówka, to popremierówka! Tak więc graliśmy, nocowaliśmy i balowaliśmy w tym teatrze. To był taki trójkąt. Nie bermudzki, a sopocki: Dom Aktora, Spatif i Teatr Kameralny. A ten teatr miał w sobie coś takiego, że tam ludzie ciągnęli jak pszczoły do miodu. Często spotykaliśmy na przykład panie, które uprawiały najstarszy zawód świata. One bardzo kochały teatr i zawsze chciały siedzieć w pierwszym rzędzie!

Dramat w teatrze

Grano tu nie tylko komedie, ale i wspaniałe sztuki dramatyczne, wielkie przedstawienia, wiele z nich podbijało zagraniczne festiwale. Dziesiątki z nich wystawiano po sto, dwieście razy przy pełnej widowni. Krystyna Łubieńska mówi, że to miejsce to prawdziwe genius loci i przeniesienie sceny do budynku kina Bałtyk zniszczy tradycję budowaną przez wielu wspaniałych ludzi, wielkich artystów.

Zofia Mayr wyznaje, że zostawiła w tym teatrze cząstkę swojej duszy. Wszystkie dobre i gorsze dni, życie całe. Na tej scenie przeżywała śmierć swojego dziecka. Grała, gdy umarł ojciec. Mogła odwołać przedstawienie. Siostra przekonała ją: Co by powiedział nasz tatulek? Kazałby grać! Więc grała.

Śledzie w pałacu

- Stali sopoccy bywalcy z dawnych lat... - mówi Stanisław Michalski - Zaczepiali mnie na ulicy i pytali: A co tam, panie Stasiu, gracie? A to i to. A nie dałoby się...? Oczywiście, że dałoby się...

Z wejścióweczką czekała już pani Zemłowa, kierownik sceny, legenda tego teatru. Znało ją całe miasto. Dziś, gdy wiekowa dama spaceruje Monciakiem, kłania jej się cała ulica. Wszyscy znali panią Zemłową, bo wtedy wszyscy chodzili do Teatru Kameralnego. Miała słabość do prawdziwych teatromanów, zwłaszcza tych młodych i bez pieniędzy. Zawsze wpuściła na spektakl, nawet bez biletu.

- Jeszcze pamiętam, gdy Monciakiem jeździły samochody - dodaje Stanisław Michalski. - Straszny hałas! Jak zatrzymać ruch? Niektórzy koledzy nawet toczyli rozmowy z kierowcami, żeby nic nie przejeżdżało, gdy akurat grano sztukę. Bo przecież to jest cicha, kameralna scena... A znowu kiedy zrobiono deptak, to grały orkiestry. Jeśli wystawiano komedię, to jeszcze nic, gorzej, gdy na scenie bohater umiera, a tu ludowa kapela umpa, umpa rżnie... Jakkolwiek tam było, to i tak było najlepiej na świecie. Smród śledzi ze sklepu rybnego na wejście, a atmosfera pałacowa. Bo to był pałac snów.

Z notatek pani Lucyny

Odbywała się próba w Teatrze Kameralnym. Na próbę przyszedł aktor Leszek Ostrowski (znany ze straszliwej hipochondrii). Szedł i niemal się słaniał na swoich iksowatych nogach. Halinka Zemło, zaniepokojona pyta: - Co się stało, panie Leszku? - Źle? Co za pytanie? Ja się czuję tragicznie! Wczoraj w garderobie pękła żarówka w lampce przy lustrze. Całe szkło mam w oku! Ja niemal nie mam oka!

Gdy pękła żarówka. Ostrowskiego w ogóle nie było w garderobie. Był na scenie. Ale jemu nikt się nigdy nie sprzeciwiał w sprawach chorób, więc Zemłowa mówi: - Proszę się nie martwić. Zaraz zadzwonię do znakomitego okulisty. Wyjmie panu szkło z oka i wszystko będzie dobrze.

Aby nie męczyć "rannego" artysty, poprosiła portierkę, by pomogła dojść Ostrowskiemu do lekarza. Poszli. My wszyscy czekaliśmy na jego powrót, bo bez niego nie odbyłaby się próba. Wrócił, całe oko oklejone bandażami i plastrami. Był szalenie szczęśliwy. Mówi do nas: - Patrzcie, jak mnie doskonale opatrzył doktor. Nawiasem mówiąc, to była kobieta. A jakie nogi! Cudne! Długie aż do samej szyi. To lekarz z prawdziwego zdarzenia! Możemy już zacząć próbę. Na drugi dzień rano, Halinka Zemłowa dzwoni do niego: - Jak pan się czuje, panie Leszku? Lepiej? - Lepiej? Co za pytanie? Ja umieram, proszę pani! Umieram! - Panie Leszku! Niech się pan nie martwi! Ja panu przyślę jeszcze lepszego okulistę. On panu to oko uratuje! - Jakie oko? - No jak to? Oko, które pan zranił szkłem z rozbitej żarówki. - Droga pani! Co pani mówi o oku? Oko jest w całkowitym porządku! Mnie migdałki bolą!!!

Mimo migdałków dotrwał do premiery, zwłaszcza że niedługo o migdałkach zapomniał, bo znowu zaczęło go co innego boleć.

Ten cudowny artysta już nie zagra, ani w teatrze, który przestaje istnieć na swoim miejscu, ani w nowym też nie. Ostrowski gra od dawna w niebiańskim teatrze, w otoczeniu aniołów. Ciekawe, czy tam także co chwilę na coś choruje?

Przed chwilą dzwonił do mnie z Wrocławia słynny niegdyś aktor tej sceny - Jerzy Ernz. Nie chce wierzyć, że nie będzie już Teatru Kameralnego na dawnym miejscu. Powiedział, że to jest najgorsza wiadomość, jaką mu przekazano w nowym roku.

Na zdjęciu: "Nie teraz kochanie" w reż. Grzegorza Chrapkiewicza - jeden z hitów Teatru Kameralnego w Sopocie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji