Artykuły

Słowik bez wdzięku

W połowie lat 70. Tadeusz Łomnicki, wówczas rektor war­szawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, powiedział ze stoickim spokojem w jednym z wywiadów radiowych: "Tutaj (w warszawskim PWST) młodzież poddawana jest bardzo trudnym doświadczeniom. Niektórzy tego nie wytrzymują i załamują się".

Na początku lat 80. jeden z krytyków wygłosił w telewizji taką oto opinię: "W Polsce nie ma aktorki, która mogłaby za­grać Julię. Wszystkie te dziew­czyny, kiedy już kończą szkolę teatralną, są stare". Krytyk miał na myśli, rzecz jasna, wiek psy­chiczny, nie kalendarzowy po­czątkujących aktorek. Sytuacja na uczelniach chyba się zmieniła, Jolanta Fraszyńska bowiem w spektaklu wrocław­skiego Teatru Polskiego "Romeo i Julia" w reżyserii Tadeusza Bradeckiego jest tak młodziutką, filigranową, słodką Julią, że ni­kogo z widzów nie śmieszą słowa, iż "nie skończyła jeszcze czterna­stu lat". Julia Fraszyńskiej ma wdzięk dziecka, którym już rządzą silne namiętności. Taka koncepcja postaci na­rzuciła sposób budowania scen miłosnych. Są powściągliwe, ra­czej umowne niż zmysłowe.

Słabsza jest, niestety, kreacja Roberta Gonery. Romeo we wrocławskim spektaklu jest bezbarwny, pozbawiony żaru i energii, nie potrafi skoncentro­wać na sobie uwagi widza. Już w pierwszych scenach zostaje zdo­minowany przez Mercutia, któ­rego gra Wojciech Kościelniak.

Jednak aktorom tego spekta­klu należą się słowa uznania. Wszystkie kreacje, mniej lub bardziej udane, są do obronie­nia.

To, co denerwuje i budzi zdu­mienie, to fakt, że reżyser wy­brał wyjątkowo nieudane tłu­maczenie dramatu. Tekst Sze­kspira w przekładzie Macieja Słomczyńskiego jest sztywny, pozbawiony wdzięku, a chwila­mi po prostu nieznośnie niez­ręczny. Aby się o tym przekonać, wystarczy porównać trzy wersje przekładowe początku sceny V z III aktu:

- tłumaczenie Macieja Słom­czyńskiego:

"Pragniesz już odejść? Dzień je­szcze daleko.

To słowik wtargnął w twoje trwożne ucho,

A nie skowronek. Co noc śpiewa na tym

Drzewie granatu. Wierz, miły, to słowik."

- tłumaczenie Józefa Paszko­wskiego:

"Chcesz już iść? Jeszcze ranek nie tak bliski,

Słowik to, a nie skowronek się zrywa

I śpiewem przeszył trwożne ucho twoje.

Co noc on śpiewa owdzie na gałązce

Granatu, wierzaj mi, że to był słowik,"

- tłumaczenie Stanisława Ba­rańczaka:

"Musisz już odejść? Do rana da­leko.

To nie skowronek przecież, ale słowik

Śpiewał przed chwilą! Niech cię to nie trwoży.

Wierz mi, to słowik: on co noc tu śpiewa,

usadowiony na drzewku grana­tu."

Nie sposób zrozumieć, dla­czego Bradecki nie wybrał tłumaczenia Barańczaka czy Pa­szkowskiego.

Wybór tak złego przekładu to po prostu podcinanie nóg akto­rom. Najbardziej jest to widocz­ne w komicznych fragmentach sztuki. Trzeba nie lada talentu, aby wydobyć choć iskierkę do­wcipu z tak drętwego tekstu, co chwilami udaje się Kościel­niakowi.

Na koniec trzeba jeszcze wspomnieć o muzyce Zbigniewa Karneckiego, doskonale wkom­ponowanej w spektakl, bu­dującej nastrój narastającej grozy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji