Upiorny musical na finał. To dopiero był ślub...
"Ślub" Witolda Gombrowicza w reż. Zbigniewa Lisowskiego z Teatru Baj Pomorski w Toruniu na I Festiwalu Metamorfozy Lalek w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.
Golemy, frankensteiny, maszkarony defilowały przez scenę, autor tworzył własną formę, syn walczył z ojcem. Upiorny musical z Gombrowiczowskim tekstem na finał zafundowali nam organizatorzy Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Lalek dla Dorosłych. To było bardzo mocne zakończenie imprezy, w której za darmo mogliśmy zobaczyć kilkanaście fantastycznych spektakli.
Ośmiodniowe spotkania z teatrem zakończył w środę (24.06) spektakl teatru Baj Pomorski z Torunia, który przywiózł świeżynkę - "Ślub" według Witolda Gombrowicza w reż. Zbigniewa Lisowskiego. Zaledwie kilka dni wcześniej spektakl miał premierę w macierzystym mieście, chwilę później mogli go zobaczyć białostoczanie i goście festiwalu.
Zanim jednak duża scena Białostockiego Teatru Lalek przybrała krwawe oblicze, na małej, dwie godziny wcześniej zobaczyć można było zabawny spektakl Teatru Lalek z Grodna "Dama Pikowa" w reż. Olega Żiugżdy. Białorusini ciekawie połączyli motywy z pierwowzoru - noweli Aleksandra Puszkina i opery Piotra Czajkowskiego. I to właśnie obaj autorzy stali się bohaterami spektaklu - w żywym planie, a postaci z dzieł - w planie lalkowym. Powstał przewrotny, elegancki w formie, i z dużą dozą humoru spektakl.
Stylistyka zombi
Ten następny (i ostatni) fundował już zupełnie inne emocje i inny klimat, początkowo utrzymany w stylistyce horroru z całym rozbuchanym i upiornym entourage'em. Nie da się ukryć, że pierwszych kilkanaście minut przedstawienia "Ślub" mogło się wydać mocno niestrawnych - nadmiar scenograficzny, kolorystyczny, muzyczny, inscenizacyjny - wszystko to w jednym garncu wydawało się niezjadliwe. Ale też ów pozorny chaos i miks bezładnych elementów w stylistyce zombi szybko zaczął układać się w spójną i intrygującą całość. Jakby spektakl nagle wskoczył we właściwe koleiny. A wiele z tych elementów, przed chwilą jeszcze irytujących nadmiarem - stawało się nośnych, podobnie jak niepokojąca muzyka Piotra Nazaruka (białostoczanom znanego m.in. z autorskiej muzyki do spektakli Teatru Wierszalin).
Znany Gombrowiczowski dramat - w którym styka się "ojcowizna i synczyzna", w którym toczy się walka na palce, maski, gęby, pupy, celebracje, w którym wreszcie, a właściwie przede wszystkim, mowa o szukaniu własnej tożsamości, odrzuceniu sztuczności i wpadaniu w kolejne pułapki - w interpretacji Baja zyskał mocno krwawe oblicze. Ale tak krwawa jatka ma tu sens.
W tle - plastyczne upiorne wizje znane z obrazów Beksińskiego, Dalego i Bacona. Bohaterowie - odziani w obcisłe surrealistyczne kostiumy wyglądają, jakby zostali odarci ze skóry, a ciała - w krwawych skrzepach i naroślach. Do tego - cała galeria bezgłowych manekinów, odlewów przypominających ludzkie sylwetki, masek, upiornych marionetek, lalek (przerażająca, ale bardzo ciekawa strusiolalka Mańki, dziewki/dziwki/narzeczonej, sprowadzonej do ust, szyi i damskich narządów płciowych). Całe to animacyjno-scenograficzne bestiarium tworzy też przy okazji skomplikowaną dość łamigłówkę tropów, kodów, odniesień m.in. do polskiej symboliki i mitów (choć też jest wątek amerykański). Na szyjach trucheł wiszą - jak nie polskie dworki, to ryngrafy, jak nie myśliwskie trofea, to jeszcze coś innego.
Nowa forma własna
Ale w tym szaleństwie jest metoda. Ekspresyjna forma jeszcze bardziej podkreśla oniryczny klimat dramatu, jeszcze bardziej uwypukla nasze narodowe miazmaty, bagaże, polskie mocne ciężkawe -izmy, majestaty i uniesienia. Tak oto znany białostoczanom scenograf Pavel Hubicka (ze spektakli w BTL i Akademii Teatralnej) wespół z reżyserem Zbigniewem Lisowskim z rozbuchanej scenografii stworzyli nowego bohatera. Może on, jak gombrowiczowska forma, nieco przytłoczyć. Ale to ciągły eksperyment - stwarzanie "nowej formy własnej", "człowieka polskiego z rzeczywistości wtórnych" trwa nieustannie - na scenie/pracowni cały czas jest obecny sam autor/kreator, niemal inscenizujący "Ślub" na scenie. Choć co jakiś czas wymyka mu się spod kontroli.
Ciekawy festiwal, ciekawy finał.