Artykuły

Trójkąt nieforemny

Wszyscy, którzy mają w pamięci sukces przygotowanych przez Romualda Szejda "Scen z ży­cia małżeńskiego" Ingmara Bergmana w warszawskich Prezentacjach, mogli wiązać spore nadzieje z kolejną w tym teatrze Bergmanowską premierą, czyli spektaklem "Po próbie". To drugie spo­tkanie z Bergmanem trudno jednak uznać za sukces. Głównym bohaterem "Po próbie" jest starzejący się reżyser, który ma zamiar po raz czwarty wystawić "Grę snów" Strindberga. Kompletując obsadę powierza rolę Indry - w której niegdyś święciła triumfy jego dawna żona Rakel - młodej utalento­wanej aktorce Annie. Rakel czuje się upo­korzona, bo w tym przedstawieniu ma za­grać jedynie niewielki epizod. Anna wie, że sukces tej roli byłby dla niej wielką szan­są. Ma jednak poważny dylemat, czy warto dla roli rezygnować z macierzyństwa.

"Po próbie" - jak niemal każdy utwór Bergmana - zawiera w sobie wiele wąt­ków autobiograficznych. W swej autobio­grafii "Laterna magica" reżyser wspomina, jak po rozstaniu z Liv Ullmann przygoto­wując po raz kolejny "Grę snów" zakochał się "jak szczeniak w młodej pięknej aktor­ce". Utwór Bergmana jest niezwykłym studium ludzkich namiętności, opowieścią o przemijaniu, nieuchronności śmierci i fa­scynacji młodością. Tekst sztuki sugeruje, że napięcie w spektaklu powinno sięgać zenitu. Na Scenie Prezentacje jest jednak inaczej. Zachwyca bez wątpienia gra Joan­ny Szczepkowskiej. Rola Rakel jest jedną z największych kreacji w karierze tej aktor­ki. Rakel to w wykonaniu Szczepkowskiej kobieta o ogromnej wrażliwości i talencie, której od pewnego czasu spojrzenie w lu­stro sprawia coraz mniejszą satysfakcję. Źle znosi upływ lat, denerwuje ją, że ludzie zwracają przede wszystkim uwagę na jej pokrytą zmarszczkami twarz, a nie doce­niają wciąż świetnej figury i pięknych wło­sów. Swe smutki topi w alkoholu, co spra­wia, że zarówno reżyserzy, jak i publicz­ność spisali ją na straty. Ona jednak w ciągu paru chwil potrafi udowodnić, że wciąż jest wielką aktorką i ciągle potrafi za­chwycać swą grą.

Ciekawie poprowadziła swą postać Do­rota Landowska. Jej Anna to piękna i uta­lentowana młoda dziewczyna, przy okazji w pełni świadoma, że jest przedmiotem fa­scynacji starzejącego się reżysera. Za bo­lesną pomyłkę można uznać pracę dwóch panów - reżysera spektaklu, Piotra Mikuckiego oraz odtwórcy roli Henrika, Romualda Szejda. Mikucki jest przede wszystkim twórcą interesujących spektakli telewizyj­nych. W telewizji ważny jest montaż. To on pozwala np. "zagęścić atmosferę" spekta­klu realizowanego scena po scenie. W ży­wym teatrze taka "telewizyjna" metoda jest niemożliwa. Spektakl ma bardzo nierów­ne tempo, wyprany jest z emocji. Zamiast pełnych namiętności dialogów, mamy wła­ściwie trzy monologi odgrywane przez Szczepkowską, Landowską i Szejda. Ten sceniczny trójkąt stał się figurą bardzo nieforemną. Mikucki wybierając do roli Henri­ka Romualda Szejda zrobił mu ewidentną krzywdę. Aktor ten bowiem w żaden spo­sób nie odpowiada właściwościom psy­chofizycznym granej przez siebie postaci. Myślę, że sam Szejd, gdyby reżysero­wał ten utwór, zaproponowałby rolę Henri­ka Andrzejowi Łapickiemu, Janowi Nowic­kiemu lub Adamowi Hanuszkiewiczowi. A wtedy, jak często w jego reżyserskiej ka­rierze, przedstawienie w Prezentacjach okazałoby się sukcesem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji