Gdzie był ten burdel? Sądowa walka dyrektorów Teatru Polskiego
W środę odbyła się kolejna rozprawa przeciwko Teatrowi Polskiemu w Szczecinie z powództwa Jacka Gałkowskiego.
Gałkowski, były wicedyrektor tego teatru domaga się przywrócenia do pracy na stanowisko, z którego został odwołany w 2012 r.
Wyrok pierwszej instancji to nakazał. Teatr Polski się odwołał. Sąd okręgowy zwrócił uwagę, że jeśli uznano, że strony związane są umową o pracę, to należało sprawdzić, czy zwolnienie nie miało charakteru dyscyplinarnego. Sprawa wróciła do sądu rejonowego. Adam Opatowicz, dyrektor Teatru Polskiego, zwalniał swojego wicedyrektora dwukrotnie: 9 listopada z wypowiedzeniem trzymiesięcznym (Gałkowski nie zgodził się z odwołaniem i przychodził do pracy) oraz 15 listopada ze skutkiem natychmiastowym.
Na poprzedniej rozprawie Opatowicz tłumaczył, że choć nie określił tego w wypowiedzeniu, to zwolnienie było dyscyplinarne. - W kwestii rozbudowy teatru wszyscy byli niezadowoleni z pracy Gałkowskiego. Wypowiadał niepochlebne opinie na mój temat - mówił.
W środę na pytanie sędziny Justyny Olechnowicz, czy mówił, że w teatrze jest "burdel", Gałkowski zaprzeczył. - Nigdy nie było ze mną rozmów dyscyplinujących, że źle wykonują pracę - dodał.
Opatowicz prostował, że dowiedział się, że Gałkowski mówił "burdel w papierach" w kontekście Urzędu Marszałkowskiego.
Księgowa Bożena Piszczyńska: - Przychodził i oglądał umowy, które podpisywał Opatowicz z wykonawcami.
W roli świadka wystąpił też Przemysław Wraga, p.o. dyrektora wydziału kultury Urzędu Marszałkowskiego. - Mogę poruszać się na podstawie dokumentów, które do mnie wpływają. Do wydziału nie wpłynęła skarga na dyr. Gałkowskiego - mówił.
Wyrok zapadnie 1 lipca.