Artykuły

Najwybitniejszy librecista świata

- Jego dramaty i komedie mają ogromną dynamikę, a intrygi i relacje między postaciami są bardzo baletowe właśnie. Co więcej - tematy tych sztuk weszły do kanonu światowej kultury, są znane, co sprzyja też zainteresowaniu publiczności. Dyrektor Polskiego Baletu Narodowego Krzysztof Pastor opowiada o swej fascynacji Szekspirem i przyszłorocznym festiwalu.

Dlaczego Szekspir tak często inspiruje choreografów?

Krzysztof Pastor: Jego dramaty i komedie mają ogromną dynamikę, a intrygi i relacje między postaciami są bardzo baletowe właśnie. Co więcej - tematy tych sztuk weszły do kanonu światowej kultury, są znane, co sprzyja też zainteresowaniu publiczności. Dyrektor Waldemar Dąbrowski mówi, że Szekspir to najwybitniejszy librecista baletowy i jest w tym dużo racji.

Pan wybrał "Burzę". To jeden z najtrudniejszych tekstów Szekspira. Sprawia wiele kłopotów reżyserom teatralnym.

- I może dlatego "Burza" jest tak pociągająca dla współczesnego choreografa, szczególnie dlatego, że można ją interpretować na wiele sposobów. Wielowarstwowość tekstu zachęciła mnie, by po niego sięgnąć, choć nie jest łatwy. Przekaz "Romea i Julii" jest bardzo jasny, do "Burzy" szukałem klucza chyba ze trzy lata. Wszystko zaczęło się zaś od fascynacji pracami Shirin Neshat, jednej z najbardziej dziś cenionych w świecie artystek sztuk wizualnych. Jej prace koncentrują się wokół religii muzułmańskiej, problemów kobiet w tych kulturach. Niosą niesłychanie mocny przekaz, choć Shirin Neshat unika dosłowności. Zrobiłem "Szeherezadę", inspirowaną pracami Shirin, ale zależało mi na bezpośrednim kontakcie z nią. Udało mi się go nawiązać i podczas pierwszej rozmowy przyznała, że chciałaby odejść od dotychczasowych tematów, zrobić coś bardziej europejskiego. To był początek naszej współpracy.

Od razu było wiadomo, że tematem będzie Szekspirowska "Burza"?

- Nie, ale bardzo szybko do tego doszliśmy, gdy zaczęliśmy rozmawiać o dzisiejszym neokolonializmie, problemie wykluczenia, obcości. Oboje w pewnym momencie życia znaleźliśmy się w podobnej sytuacji. Ona jest Iranką, ale mieszka w Nowym Jorku odcięta od korzeni. Ja też byłem kimś, kto żył z dala od rodzinnego kraju. Kluczową postacią w "Burzy" jest zaś Kaliban, który na swej wyspie musi przyjąć przedstawicieli innej cywilizacji. Czy jest on prymitywnym dzikusem czy kimś innym, kogo trudno zrozumieć i zaakceptować? Długo ten temat analizowaliśmy. Myślę, że "Burza" jest jednym z najtrudniejszych baletów, jakie realizowałem.

Shirin Neshat zrobiła do tego spektaklu specjalne wizualizacje?

- Tak, choć wykorzystaliśmy jedną z jej wcześniejszych prac, ponieważ świetnie wpisuje się w ten projekt. Przedstawia twarz kobiety wtapiającej się w drzewo. Drzewo jest też centralnym elementem scenografii mojej. Matką Kalibana była Sykoraks. Mieszkanka wyspy nie pojawia się w sztuce, a matką Kalibana była Sykoraks, mieszkanka wyspy; nie pojawia się sztuce Szekspira, ale dużo się o niej mówi. Kobieta z wizualizacji Shirin jest pięknym wprowadzeniem w moją opowieść.

"Burza" miała już premierę w Amsterdamie.

- Odbyła się w czerwcu ubiegłego roku. Jest jednak kilka miejsc w spektaklu, w których chciałbym dokonać pewnych zmian. Może za dużo postanowiłem opowiedzieć? Balet generalnie wymaga kondensacji rozmaitych wątków, zwłaszcza jeśli podstawą są utwory tak wielowarstwowe jak teksty Szekspira. Skupiłem się na czterech wątkach i dlatego w moim spektaklu są jakby cztery burze, każda z nich rozpoczyna kolejną część. Chciałbym, żeby teraz było w nich więcej elementów improwizacji, wierzę, że starczy mi czasu, by to przeprowadzić. W Amsterdamie obowiązywał nas ostry rygor czasowy.

Druga premiera będzie zupełnie inna, choć też Szekspirowska. To "Poskromienie złośnicy", choreografia XX-wieczna, ale już klasyka.

- Ale i nieczęsto spotykany przykład komedii baletowej, na dodatek autorstwa wielkiego mistrza Johna Cranko. "Poskromienie złośnicy" doskonale wkomponuje się w nasz Festiwal Szekspirowski zaplanowany na kwiecień przyszłego roku, kiedy to po premierze "Burzy" pokażemy dwie inne tragedie z naszego repertuaru - "Hamleta" oraz "Romea i Julię", a dla przeciwwagi spektakle lżejsze - "Sen nocy letniej" i "Poskromienie złośnicy", której premiera odbędzie się wcześniej, w listopadzie. Wierzę, że pomysł się spodoba, bo nieczęsto mamy do czynienia z tak różnorodną ofertą szekspirowską. Przygotowywaliśmy się do tego już od kilku lat, a i tak festiwal będzie dużym obciążeniem dla zespołu.

Trudno było uzyskać zgodę na zrealizowanie "Poskromienia złośnicy" przez Polski Balet Narodowy?

- Nie, ponieważ ważne było to, co już mamy w repertuarze. Takie tytuły jak choćby "Sen nocy letniej" Johna Neumeiera świadczą o naszym poziomie. A poza tym wszystko jest kwestią osobistych kontaktów i wzajemnego zaufania. John Neumeier to artysta bardzo wymagający, ale jest zadowolony z tego, jak opiekujemy się jego choreografią i że na przykład zasięgamy jego opinii przed każdą zmianą obsady. Wiadomości o takim profesjonalnym podejściu szybko rozchodzą się po baletowym świecie. Tym niemniej prace nad tego typu spektaklami jak "Poskromienie złośnicy" nie są łatwe. Właściciele praw do nich bardzo pilnują, by miały kształt jak najbardziej zbliżony do oryginału i na przykład na tydzień przed premierą potrafią zażądać zmiany obsady.

Scenografia "Poskromienia złośnicy" jest też oryginalna, jak w prapremierze z 1969 roku?

- Oczywiście, jej autorką jest Elisabeth Dalton. Zanim jednak zdecydowałem się zdobyć tę choreografię dla naszego zespołu, obejrzałem ją, bo przecież żyje nadal na różnych scenach. Oczywiście nie jest propozycją awangardową, ale to nadal świetnie zrobiona, zabawna komedia. Trudność realizacyjna polega na tym, że trzeba wydobyć wszystkie elementy teatralno-komediowe, budujące akcję, a wykonawcy mają skomplikowane zadania aktorskie.

Nie zaplanował pan na przyszły sezon żadnego debiutu choreograficznego.

- W poprzednich latach mieliśmy trzech debiutantów: Roberta Bondarę, Jacka Tyskiego i Annę Hop. Naturalnie myślimy o kolejnych.

Po ostatnich warsztatach choreo-graficznych "Kreacje" widzi pan twórców kolejnych premier?

- Mam kilku potencjalnych kandydatów, choć może jeszcze trochę za wcześnie, by powierzyć im do realizacji cały spektakl. Praca z zespołem to zupełnie inny rodzaj obciążenia niż przygotowanie miniatury z grupką chętnych kolegów na "Kreacje". Mówią o tym też ci, którzy już zadebiutowali. Myślę jednak, że w kolejnym sezonie objawi się jakiś nowy choreograf.

A będą zmiany w zespole po wakacjach?

- Niedawno zorganizowaliśmy audycję dla chętnych. Otrzymaliśmy ponad 600 zgłoszeń z całego świata, zaprosiliśmy 120 osób, choć miejsc mieliśmy naprawdę niewiele. Konkurencja była bardzo duża, ale tak to jest w tym zawodzie. Z końcem obecnego sezonu kończy karierę nasz wieloletni pierwszy solista Sergey Basalaev, z żalem przyjąłem też wiadomość, że opuszcza nas Aleksandra Liashenko, bo to tancerka wszechstronna i bardzo kreatywna. Na odejście z zespołu zdecydował się również Jarosław Zaniewicz, który otrzymał propozycję zostania inspicjentem w naszym teatrze. Pojawią się natomiast nowe twarze, choć szybkie znalezienie innych solistów nie jest łatwe. Staramy się ich wychowywać, ale martwi mnie, że mamy tak mało dobrych absolwentów polskich szkół baletowych. 40 procent tancerzy naszego zespołu to obcokrajowcy. Uważam jednak, że to dobre zjawisko nie tylko dlatego, że pozwala utrzymywać odpowiedni poziom. Taka różnorodność wpływa na etykę pracy, ludzie inaczej komunikują się ze sobą, są bardziej tolerancyjni, otwarci, swobodni, a te wszystkie cechy potrzebne są w sztuce tańca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji