Artykuły

Rewolucja sytych kotów

Hipsterze, to spektakl dla ciebie. Zobacz, skąd pochodzisz! - prowokuje reżyser Maciej Podstawny. I wystawia "Skowyt" na podstawie manifestu bitnikow Allena Ginsberga. Opowieść o bezradności pokolenia - pisze Dawid Karpiuk w Newsweeku.

Widziałem najlepsze umysły mego pokolenia zniszczone szaleństwem, włóczące się o świcie po murzyńskich dzielnicach w poszukiwaniu wściekłej dawki haszu" - pisał Ginsberg w połowie lat 50. XX w. Pijany, naćpany, biseksualny, przerażający. Nawet młoda nowojorska bohema się go bała. Wszyscy chcieli się buntować przeciwko powojennej Ameryce, ale tylko Ginsberg i jego kumple wiedzieli jak. Pisał o "anielogłowych hipstersach", których "wylano z uczelni za obłęd i obsceniczne ody".

"Hipsterze, zobacz skąd pochodzisz!" - pisze o swoim "Skowycie" reżyser Maciej Podstawny, bo 50 lat temu hipsterami nazywano bitników, a dziś starszą i młodszą młodzież lubiąca iPhone'y i latte. Spotykamy się w knajpce w budynku Łaźni Nowej, modnego offowego teatru w krakowskiej Nowej Hucie. Trzydzieści parę lat, z długą brodą, we wzorzystej koszulce. Otoczeni przez kolorowych ludzi rozmawiamy sobie wesoło o rewolucji.

Znaleźć szczelinę

"Skowyt" ukazał się drukiem w 1956 r. i wzbudził wielkie kontrowersje. Był głośny proces, aresztowano księgarza, który sprzedał kopię książki tajniakowi (tajniacy polowali wtedy na książki!), była społeczna dyskusja o straconym pokoleniu i jego ofiarach. Byli wśród nich: autor, jego przyjaciele i kochankowie. Beznadziejnie uzależniony od narkotyków Ginsberg, wiecznie pijany Kerouac, Burroughs, który był i pijakiem, i narkomanem, i jeszcze parę osób - to oni 60 lat temu zmienili świat. Swoimi książkami, procesami, które im wytaczano, stylem życia, romansami, legendą, którą chętnie sprzedawali mediom.

- Raz na jakiś czas przez świat przetacza się fala buntu - mówi Podstawny. - Czasem zostawia po sobie świadectwa artystyczne. Potem one lądują w bibliotekach. Chcieliśmy zobaczyć, czy tak stary manifest jak "Skowyt" może dziś inspirować. Czy to jeszcze działa - dodaje. Pisząc tekst do spektaklu, Podstawny korzystał z bitnikowskiej klasyki, "Skowyt" (w całości!) zostawiając na koniec. Wcześniej wyszedł z aktorami w przestrzeń publiczną. Fragmenty "Ameryki" pokazali w dwóch restauracjach McDonalcFs w Krakowie. Aktorzy deklamowali antykapitalistyczne, antymieszczańskie manifesty, wzbudzając wesołość, agresję, ale najczęściej nic nie wzbudzając.

- Nikt tego nie słuchał - przyznaje Podstawny. - Byliśmy jak powietrze. Przestrzeń publiczna jest tak skonwencjonalizowana, że nic da się tam przemycić żadnego komunikatu. Miejski mainstream jest aideowy. On się może zebrać wokół paniki po wyborze Andrzeja Dudy, awantury wokół "Golgoty Pienie". Na chwilę. Wszystko kręci się wokół gadżetów. Wspólnota powstaje w ciągu paru chwil i po paru chwilach się rozpada.

Nagrania z happeningów stały się częścią spektaklu, tłem dla piosenek, projekcji i monologów o bitnikach, grunge'u, buncie i zawiedzionych marzeniach kolejnych "straconych pokoleń". Najnowsze stracone pokolenie jest trochę bardziej syte i znudzone. Na co dzień ma znacznie lepszy humor. - Chcielibyśmy się zbuntować, czujemy, że powinniśmy - mówi Podstawny. - Ale nie bardzo wiemy, jak lokować ten sprzeciw. A oni wiedzieli. Mieli mniej do stracenia. Kultura była wtedy mniej skomplikowana. Można się było opowiedzieć za ruchem, życiem, seksem, wulgaryzmami, homoseksualnością. W tej strukturze łatwiej było znaleźć opozycję do mainstreamu. Dziś bunt jest skomercjalizowany. Coraz trudniej znaleźć szczelinę, a my staliśmy się strasznie cyniczni.

Ponieśliśmy klęskę

"Znów na chodniku piętrzył się stos naszych wysłużonych walizek - pisał Jack Kerouac w powieści "W drodze", najważniejszej dla pokolenia bitników. - Czekała nas jeszcze dalsza droga. Ale co tam, droga to życie". Bitnicy w równym stopniu co z nadużywania wszystkiego, czego dało się nadużywać, byli znani z szalonych podróży z jednego końca Ameryki na drugi, do Meksyku, a czasem do Europy. Kerouac po raz pierwszy przejechał autostopem przez Amerykę w 1947 r., miał 25 lat. Kiedy "W drodze" trafiło do księgarń, Amerykanie masowo jeździli przez cały kontynent za pracą.

Podstawny też się napodróżował. - Całe życie zarabiałem na budowach - mówi. - Z moją dziewczyną jeździliśmy po świecie, budowaliśmy domy. Nauczyliśmy się budować je od zera. Dzieliliśmy rok na pół. Pracowaliśmy na budowach domów w krajach, w których lepiej płacą, i przy okazji sporo się uczyliśmy. A pieniądze pożytkowaliśmy później na próżniactwo, robienie kultury, kształcenie. Nieświadomie powtórzyliśmy ten model życia.

Podstawny urodził się za późno, żeby wziąć udział w prawdziwej rewolucji. O solidarnościowej mógł tylko posłuchać, grungewi przyglądać się w telewizji podczas odrabiania lekcji. Kiedy rewolucja przetaczała się przez świat polskiego teatru, był na studiach. - Przyszła fala sprzeciwu wobec mieszczańskiego, konwencjonalnego teatru z lat 80. - mówi o tym, co robili na przełomie wieków młodzi reżyserzy z Krzysztofem Warlikowskim i Grzegorzem Jarzyną na czele. - I zmiotła go.

Do dziś nikt nie dorównał ich najważniejszym spektaklom z tamtego czasu. Rewolucja się urynkowiła, a jej przywódcy są dziś statecznymi dyrektorami instytucji kultury.

- Czekamy na nowe nazwiska, ale one się nie pojawiają - mówi Podstawny. - Staramy się odnaleźć w sytuacji, w której rewolucja w zasadzie nie ma szansy się wydarzyć, bo od poprzedniej minęło zbyt mało czasu.

- Zaczynamy gadać Mrożkiem - przerywam, bo dobrze jest, kiedy w takiej hipsterskiej rozmowie od czasu do czasu padają nazwiska.

- No właśnie. Już to wiele znaczy. Po dwóch miesiącach pracy nad buntem można powiedzieć, że ponieśliśmy klęskę. Może nie artystyczną, ale polityczną na pewno - odpowiada Podstawny.

Czuję się zjedzony

Jego "Skowyt" to opowieść o bezradności pokolenia, które marzy o rewolucji.

Chciałoby się zbuntować, zaprotestować przeciw czemuś, ale nie wie jak ani po co miałoby to robić. Nawet samobójstwo, o którym opowiada w jednym z monologów fenomenalna (i przebrana za Kurta Cobaina) Monika Frajczyk, jest próbą pokazania, jacy to jesteśmy interesujący. Skazaną na porażkę, bo przecież samobójstwo już było. Wszystko już było. Wielkie idee zmieniły się w pseudointelektualny bełkot.

Wątek, który w "Skowycie" powraca jak refren, to szukanie sensu, czegoś oryginalnego, prawdziwego przeżycia pozwalającego wyjść poza cyniczny luz znieczulonych dwudziestoparo- i trzydziestoparolatków, którzy wraz z nadejściem wiosny rozpierają się na leżakach w centrach miast i śledzą życie przez ekran smartfona.

- Nowe pokolenie jest od najmłodszych lat nieustannie spłukane. Ale członkowie pokolenia beat nie chcą być nową bohemą, oni się nie silą na powierzchowny ekscentryzm, oni po prostu wznoszą się w górę, żeby, jakby... uniknąć depresji - klepie rytmicznie Monika Frajczyk. Kamera śledzi jej pozbawioną emocji, znudzoną twarz. W tle suita wiolonczelowa Bacha. - Ludzie pytali, co się dzieje z tym nowym pokoleniem... No... chyba nie zauważyli... najbardziej prawdziwe doświadczenia... porażka ortodoksyjnych koncepcji... żadnych świętości...

- Nasz spektakl jest dość naiwny, jest zabawą - mówi Podstawny. - Chcemy sprawdzić, czy te wszystkie postulaty prawdziwego, głębokiego, wrażliwego społecznie życia, nieskrępowanej wolności, twórczości, czy to nas prowadzi do jakichkolwiek konkretów. Moje pragnienie wolności jest wykastrowane, czuję się zjedzony. Jestem zadowolonym sytym kotem. I mogę sobie przy kawce pomyśleć, jakby to było fajnie to wszystko rozwalić. Bitnicy mogli powiedzieć brzydkie słowo w knajpie i przyjeżdżała policja. A my na mocy umowy odebraliśmy sobie możliwość wszystkich przekroczeń.

"Dla mnie prawdziwymi ludźmi są szaleńcy - pisał Kerouac ("W drodze").

- Ogarnięci szałem życia, szałem rozmowy, chęcią zbawienia, pragnący wszystkiego naraz, ci, co nigdy nie ziewają, nie plotą banałów, ale płoną, płoną, płoną, jak bajeczne race eksplodujące niczym pająki na de gwiazd, aż nagle strzela niebieskie jądro i tłum krzyczy: Oooo!"

Byłem komunistą i nie żałuję

Do końca swojego zdumiewająco długiego życia Allen Ginsberg (dożył siedemdziesiątki) ciągle przeciw czemuś protestował. Od wojny w Wietnamie po restrykcyjną politykę antynarkotykową. "Ameryko, oddałem ci wszystko i teraz jestem niczym", pisał w 1956 r. "Pier... się ze swoją bombą atomową (...). Kiedy będę mógł pójść do sklepu i kupić co potrzebne urokiem osobistym?".

Ci bitnicy, którym udało się przeżyć młodość, za życia zostali klasykami. Kerouac zapił się na śmierć w wieku 47 lat, młodszy o parę lat Neal Cassady przedawkował narkotyki, leki i alkohol.

- Oni głosili, że ciało jest wehikułem dla duszy, w związku z czym niszczyli to ciało alkoholem i narkotykami - mówi Podstawny. - My jesteśmy grubi i syci. Mamy obsesję dobrego żarcia, programów kulinarnych, festiwali żywieniowych.

Pytania, które stara się zadać w "Skowycie" Podstawny, to kluczowe pytania dzisiejszej kultury. Czy po XX wieku, po bitnikach, po hipisach, po roku 1968, po rewolucji punkowej, w czasach, w których bunt jest tylko kolejnym elementem narracji rynkowej, kontrkultura jest jeszcze możliwa?

- Jesteśmy wciśnięci w rynek i leżymy - mówi Podstawny. - Sięgając po bitników, cofnęliśmy się do momentu, w którym bunt jeszcze wypalił. To nie była polityka, tylko ruch kulturalny, towarzyski. To nas bardzo dużo uczy, pokazuje, że najpierw trzeba napisać wiersz, w którym będzie: "Ch..., dupa, pedał", mieć za to proces, a potem za 10 lat z tego stworzy się ruch społeczny.

Ginsberg pisał: "Ameryko byłem komunistą gdy byłem dzieckiem i nie żałuję. Palę marihuanę gdy tylko mogę. (...) Powinnaś mnie widzieć jak czytam Marksa". Autor "Skowytu" pisał o swoich komunistycznych sympatiach w epoce maccartyzmu, kiedy w Ameryce komunistami straszono dzieci. Dziś o komunistach można pisać, co się chce, jeśli ktoś chciałby zrobić wrażenie, musiałby uderzyć w samą demokrację.

- A to by się nam nie spodobało - sugeruję.

- Ja bym się tego bał - przyznaje Podstawny. - Jesteśmy chłopcami, którym się marzy kontrkultura, marzą się przekroczenia, ale w bezpiecznych ramach. Nam się zresztą wydaje, że podejmujemy wiele decyzji, które w rzeczywistości podejmuje za nas rynek. Tak długo, jak rynek ma się dobrze, możemy sobie wybierać, kogo chcemy. Może należy, jak Gary Snyder, ostatni żyjący bitnik, wspierać eko terrorystów? Wyzwalać zwierzęta, może to jest kierunek dla kontrkultury?

Polityczna klęska "Skowytu" w XXI w. nie dziwi. Sam reżyser rozumie, że polityczny triumf jego pokolenia jest dziś niemożliwy. Przez prawie dwie godziny oglądamy młodych cyników, którzy uciekając przed nudą, odgrywają swoich idoli z różnych epok, a w chwilach szczerości mogą sobie popłakać, że nie mogą niczego przeżyć naprawdę. Im bliżej finału, tym bardziej czytelne są intencje Podstawnego, który wreszcie serwuje nam cały tekst "Skowytu" i rozwala tę bezpieczną, dekadencką atmosferę, tak jak bitnicy zniszczyli powojenny spokój Ameryki. Warto mieć nadzieję, że to nie koniec.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji