Artykuły

Opery Szostakowicza na warszawskich scenach

Siedemdziesiąta rocznica urodzin Szostakowicza, na którą warszaw­ski Teatr Wielki przygotowywał premierę jego "Katarzyny Izmajłowej", uhonorowana została w War­szawie piękniej jeszcze, niż się ktoś przedtem mógł spodziewać. Oto bowiem poniekąd nieoczekiwanie otrzymaliśmy mały przegląd prezentujący na przestrzeni paru dni całą operową twórczość Szo­stakowicza. Złożyły się nań co prawda dwa jedynie dzieła - ty­le ich bowiem pozostawił twórca "Symfonii Leningradzkiej" - ale też faktem jest, że niewiele znaj­dzie się miast na świecie, gdzie obydwa za jednym zamachem można by obejrzeć. Tuż bowiem przed warszawską premierą "Ka­tarzyny Izmajłowej" Moskiewski Kameralny Teatr Muzyczny dał na scenie Operetki Warszawskiej w ramach festiwalu "Warszaw­skiej Jesieni" kapitalny spektakl wcześniejszej opery Szostakowi­cza - zapomnianego przez lat wiele "Nosa". Nie omawiam tu bar­dziej szczegółowo tego dzieła - nie tak dawno bowiem publiko­waliśmy na łamach "Ruchu Mu­zycznego" obszerny artykuł pióra Olgi Lewtonowej, poświęcony właśnie "Nosowi" i jego wystawie­niu przez Moskiewski Kameral­ny Teatr Muzyczny. Powiem tyl­ko, że ta pierwsza młodzieńcza próba operowa wielkiego kompo­zytora, znacznie bardziej "awan­gardowa" od późniejszej nieco "Katarzyny", jeszcze dzisiaj uderza nowoczesnością teatralnej formy i oryginalnością muzycznego ję­zyka wykonanie zaś przez moskiewski zespół pod batutą zna­nego nam już dobrze Genadija Rożdiestwienskiego było rzeczywiście "non plus ultra".

W porównaniu z burzącym śmia­ło utarte kanony operowego ga­tunku "Nosem", jest "Katarzyna Izmajłowa" o wiele bardziej "ope­rą". Nie brak tu szerokich, roz­lewnych monologów, pozwalających śpiewakom zabłysnąć walo­rami swych głosów (chociażby wstępna aria Katarzyny), ani rozbudowanych scen zbiorowych z wyrazistymi elementami folkloru. Nie zmienia to wszakże faktu, że i to dzieło przez drastyczność swojego tematu, przez wyczuwal­ny w nim ton gryzącej satyry, a nade wszystko, dzięki oryginalnej, tętniącej niezwykłą witalną siłą muzyce Szostakowicza, było na tle operowego życia lat trzydzies­tych zjawiskiem niezwykłym i nowatorskim.

Warszawska inscenizacja, gdzie do współpracy zaproszono wybit­nych artystów radzieckich, w porównaniu z przedstawieniami oglądanymi na innych scenach posiada ogromne zalety, zwłasz­cza, gdy idzie o pierwszą część spektaklu. Reżyser Lew Michajłow potrafił wespół z pomysło­wym scenografem Walerym Lewantalem nadać jej bardzo żywe tempo, wykorzystując z powodze­niem bogate techniczne możli­wości Teatru Wielkiego: nie tylko aktorzy dramatu, ale i ciekawie bardzo zaprojektowane dekoracje były w ciągłym ruchu, dając w rezultacie filmową niemal zmien­ność poszczególnych obrazów.

Katarzyna Izmajłowa jest, jak już powiedzieliśmy wyżej, auten­tyczną "operą" z wszystkimi atrybutami tego artystycznego gatun­ku; jednak warszawskie jej przedstawienie jest zarazem przykładem dobrego muzycznego te­atru. Jest w tym przedstawieniu rosyjski koloryt, jest i liryzm, jest cięta satyra i - tak jak chciał kompozytor - swoista atmosfera ciepła otaczająca główną bohater­kę, która choćby za cenę naj­straszliwszych czynów pragnie wyrwać się z małomiasteczkowe­go świata monotonii, szarzyzny i obłudy, by żyć prawdziwym ży­ciem, życiem bujnym, barwnym i szczęśliwym.

Taką właśnie Katarzynę ukazać pragnął reżyser Lew Michajłow. Taką też Katarzynę kreuje na scenie Teatru Wielkiego Hanna Rumowska-Machnikowska, wzru­szająca widzów prawdą dramatycznego przeżycia (zwłaszcza w przejmującej scenie finałowej) i zarazem zachwycająca blaskiem swego pięknego dramatycznego sopranu. Bardzo dobrym jej part­nerem w roli jurnego parobka Sergieja okazał się Roman Węg­rzyn, a w drugiej obsadzie - Les­ław Wacławik. Inne wyróżniają­ce się w tym przedstawieniu po­stacie, to Włodzimierz Denysenko - kupiec Borys Izmajłow, Edward Pawlak - Pop, Jan Czekay - Komisarz oraz Wanda Bargiełowska - prostytutka So­nia. Chóry, mające w operze Szo­stakowicza ważką i odpowiedzial­ną rolę do spełnienia, stanęły w pełni na wysokości zadania; ca­łością zaś muzyczną przedstawie­nia dyrygował znakomicie Antoni Wicherek, wydobywając z party­tury Szostakowicza rytmiczną energię i witalną siłę muzyki. Do najlepszych momentów spek­taklu należy obraz drugi (scena na podwórzu domu Izmajłowych), scena na posterunku policji, we­sele oraz sięgająca monumental­nych wymiarów dramatyczna sce­na finałowa.

Cztery już razy miałem możność oglądać różne przedstawienia "Ka­tarzyny Izmajłowej" - zarówno w naszym kraju, jak i poza jego granicami. Niech mi nie będzie to poczytane za objaw fałszywie pojętego patriotyzmu, gdy powiem, że spośród nich przedstawienie warszawskie jest na pewno najlepsze - zarówno od muzycznej, jak i od sceniczno-teatralnej strony.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji