Artykuły

Posłuchaj, słyszysz...

Pańskie przedstawienia są jak muzyka ułożona z nastrojów. Proza Thomasa {#au#255}Bernharda{/#} też jest muzyczna - ciągle powtórzenia, zawracania, cyzelowania myśli. Przygotowuje Pan z kompozytorem Pawłem Mykietynem operę według dramatu Bemnarda "Ignorant i szaleniec". Czy myśli Pan muzycznie?

- Przestrzeń pomiędzy ludźmi jest zbudowana z nastrojów. Trzeba ją czuć tak jak muzykę. Ludzie zaczynają współdziałać wtedy, gdy znajdzie się coś takiego w powietrzu, co ich połączy. Wydaje mi się, że to "coś" jest muzyką niezależnie od tego, czy ją słychać, czy nie. Na przykład w mojej inscenizacji "Burzy" Szekspira tam, gdzie się mówiło o muzyce, muzyka gasła. Była do słów: Posłuchaj, słyszysz... i nagle zastępowała ją cisza.

"Ignorant" opowiada o sławnej diwie operowej, która traci głos. Nazywana jest Królową Nocy, bo jej popisową partią jest ta właśnie rola w "Czarodziejskim flecie". U Pana operę otworzą partie mówione, mowa zaś płynnie przemieni się w śpiew.

- "Czarodziejski flet" Mozarta jest zbudowany z recitatiwów, arii i duetów - zachowaliśmy to, ale "Ignorant i szaleniec" jest operą kameralną, żyjącą blisko widza. Chciałem, żeby znalazły się w niej "oddechy życia", normalnego życia. I żeby była przepleciona emocjami, międzyludzkimi zawirowaniami, które operową sztuczność i formę usprawiedliwią.

Giorgio Strehler w książce "O teatr dla ludzi" pisze o muzyce Mozarta, że przynosi radość solidarności i braterstwa ze sobą samym i z innymi. Mozart jest, jak nikt inny, kompozytorem szczęścia. Co może Pan powiedzieć o muzyce Pawła Mykietyna? Czy to Pańska ulubiona muzyka, czy też - ulubiona przez Pański teatr?

- To dwie niezależne sprawy. Lubię muzykę Mykietyna. Zawsze jest dla mnie genialnie prosta i odkrywcza zarazem. W teatrze pracujemy od początku wspólnie. Często zdarza się, że nie potrafię nadać właściwego życia scenie, męczę się z aktorami, aż wreszcie muzyka nadaje nam kierunek. Często coś w ogóle rusza dzięki muzyce. Proszę Pawła, żeby zaczął grać, a później zaczynam pracę z aktorami. Teraz niemożliwy wydaje mi się powrót do sytuacji, w której tłumaczy się kompozytorowi zamysł, a on później przynosi kolejne wersje utworów. I później próbuje się to łączyć.

W "Ignorancie" pada zdanie: Kultura to kupa gnoju, na której udają się różne teatralności i muzykalności. Podobno interesują Pana tylko teksty opowiadające o kondycji człowieka, teksty bez dna. Jaki jest ten tekst?

- Wszechstronny. Ironiczny i kontrapunktowy. Ale myślę, że uczynienie zeń libretta dodało mu wymiar metafizyczny. Teraz ten tekst działa zupełnie inaczej. To, wydawałoby się, prosta sytuacja: garderoba, oczekiwanie na śpiewaczkę. Ale to czyściec, przedsionek między rzeczywistością a nierzeczywistością. Widz czeka na fikcję, na rozpoczęcie przedstawienia. Widz jest w przestrzeni, która nie żyje własnym życiem, lecz po to, by za chwilę weszła osoba i została przysposobiona, ulepiona i wepchnięta w fikcję. To dobry moment na rozrachunki, więc następuje atak myśli. Mamy tu mnóstwo myślenia o czasie.

Ktoś o Panu powiedział: Myślę, że ulubioną aktorką Warlikowskiego jest Stasia Celińska. Oboje marzą o teatrze, w którym są sami: nie ma żadnych innych aktorów, wszystko trwa 5-6 godzin, ona mówi cicho, do siebie, powoli, światło jest przyćmione i tak to sobie trwa. Tutaj Stanisława Celińska gra garderobianą. Co takiego jest w tej aktorce?

Potrafi zachować prawdę w najbardziej karkołomnych sytuacjach. Jednym z bardziej fascynujących momentów naszej współpracy był monolog w {#re#9354}"Zachodnim Wybrzeżu"{/#} Koltesa, gdzie ona siedzi z obrazkiem i mówi. Ten monolog, bardzo długi, według Koltesa powinien być mówiony, jakby się aktorowi chciało siku. A myśmy zawiesili przedstawienie na bardzo wolnych obrotach, i nagle zaczęły się czary. Laser połączył scenę i widownię, a świat stanął w miejscu. Sposobem na to jest wewnętrzna prawda. To ona pozwala zrozumieć, dlaczego właśnie ta kobieta, i dlaczego w tym momencie... Poza tym ona zawsze szuka w teatrze duchowości i ekstremalnych zadań. Nie potrafi kłamać, uczciwie podchodzi do zawodu i uważa, że na scenie każde słowo musi być Słowem. Nie dla niej teatr, gdzie się przychodzi i odwala sztukę. Ona chce trafiać do ludzi.

- Podobno zawsze ogląda Pan własne przedstawienia razem z widzami. Dlaczego?

Oglądam wszystkie przedstawienia, bo zobaczenie jedynie premiery jest na nic. Jest taka scena w moich {#re#14981}"Bachantkach"{/#}, że aktorzy stają na głowach. To duchowe zdarzenie, a na premierze widownia zaczęła klaskać - coś takiego na premierze zawsze musi się zdarzyć. Bo premiera wyklucza skupienie, jest wyłącznie Wydarzeniem Artystycznym. Nie chodzi o to, żeby coś odebrać, tylko żeby ocenić. Ale po premierowym, fałszywym przedstawieniu przychodzą następne i znika stres, zaczyna się wymiana komunikatów między widownia a sceną, wspólna podróż w zaklęte rewiry. Jestem po to, żeby wychwycić momenty najbardziej energetyzujące widownię... Na próbach wszystko jest wydumane, wyciągane z głowy, a w spektaklu głowa i logika mają przestać działać. Ma powstać Rzeczywistość. Pracuję tak, żeby aktorzy wiedzieli, że zawsze mogą od czegoś odejść, że nie są ustawieni raz na zawsze. Oczywiście są zasady, które nas zobowiązują, ale nie można przegapić Chwili.

A logika?

Jeżeli przedstawienie nie burzy nam logiki, jest niedobrze. Najgorsze są pytania: co pan miał na myśli? Sztuka nie jest odpowiedzią, ma tylko inspirować do szukania odpowiedzi. Jeżeli otwiera się jakiś świat problemów, czemu chcemy koniecznie robić z nich jeden problem? Jasne, że nie zawsze się udaje, ale często tak, i wtedy trzeba mieć tylko ucho i oczy.

Dlaczego został Pan reżyserem?

Studiowałem różne rzeczy: historię, filozofię, romanistykę, filologię klasyczną, za granicą seminaria o teatrze antycznym. Wszystko odczuwałem jako coś narzuconego. Mówiłem językiem, jakiego uczy szkoła, byłem produktem uniwersyteckim. Po kilku latach zmieniałem kierunek, cofałem się, szedłem dalej. Nie mogłem znaleźć czegoś, co by na dłuższą metę mnie zainteresowało. Teraz widzę, że to były piękne lata, wszystko mnie wzbogacało i wreszcie skończyło się w szkole teatralnej. Bo, rzecz jasna, zawsze marzyłem właśnie o teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji