Artykuły

Gajos, czyli pochwała rozumu

"Msza za miasto Arras" Andrzeja Szczypiorskiego w adaptacji scenicznej Igora Sawina w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

W monodramie "Msza za miasto Arras" odbijają się jak w lustrze upiory naszej współczesności.

To największe wydarzenie w jubileuszowym sezonie Teatru Narodowego. Janusz Gajos powraca do powieści Andrzeja Szczypiorskiego "Msza za miasto Arras". Dziś ten monodram, w nieco innej inscenizacji i interpretacji, robi równie mocne wrażenie jak wersja sprzed 20 lat grana w Teatrze Powszechnym.

"Wiosną roku 1458 miasto Arras nawiedzone zostało klęską zarazy i głodu. W ciągu miesiąca niemal piąta część obywateli miasta straciła życie. W październiku roku 1461 z nie wyjaśnionych przyczyn nastąpiło słynne Vauderie d'Arras. Były to okrutne prześladowania Żydów i czarownic, procesy o urojone herezje, a także wybuch łupiestwa i zbrodni. Po trzech tygodniach przyszło uspokojenie. W jakiś czas potem Dawid, biskup Utrechtu, bastard księcia burgundzkiego Filipa Dobrego, unieważnił wszystkie procesy o czary i pobłogosławił Arras. Te właśnie wydarzenia stanowią kanwę niniejszej opowieści" - pisał Andrzej Szczypiorski we wstępie do "Mszy za miasto Arras".

Powieść powstała na początku lat 70. jako reakcja autora na wydarzenia 1968 roku. Wywołała wielkie zainteresowanie, krytycy podkreślali jej humanistyczne przesłanie, wołanie o tolerancję. Autor (na którego życiorysie cieniem położyły się dokumenty IPN ujawniające jego agenturalną współpracę) zwracał uwagę, że uzyskana wolność pozwoliła dojść do głosu skrywanym strachom i uprzedzeniom.

Przed laty Janusz Gajos opowiadał tę historię ucharakteryzowany na starca, świadka zdarzeń, przybysza z zaświatów. Wspominając rzeczywiste przeżycia, chciał nam uświadomić ponadczasowe prawdy. Teraz mówi o tym we współczesnym garniturze, na niemal pustej scenie. W pozornie beznamiętnej relacji idealnie wydobywa grozę całej opowieści. Nie tylko konflikt rozumu i sumienia, ale także małość ludzką i siłę strachu podszytego podłością.

Gajos przekonuje, że totalitaryzm, niezależnie od głoszonych haseł i metod, pozostaje ustrojem destrukcyjnym zarówno dla buntowników, jak i wyznawców. I że świat stale przechodzi lekcje barbarzyństwa i rozczarowań, które nielicznym pozostawiają wiarę i nadzieję, a większości pustkę. Ten głos "jedynego sprawiedliwego" jest przejmująco aktualny także dziś. Niestety.

Po filmie "Body/Ciało" i spektaklu "Msza za miasto Arras" można uznać, że 2015 jest rokiem Janusza Gajosa. I nie potrzeba było żadnej uchwały Sejmu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji