Chopin na głosy
W Teatrze Narodowym, we włoskiej operze Giacomo Orefice, rozbrzmiewa muzyka Fryderyka Chopina. Twórca dzieła przypomniał w nim wspaniałe, niegdyś niemodne utwory polskiego kompozytora. Dziś to jego opera, a nie muzyka Chopina, jest ciekawym zabytkiem.
Najnowsza premiera opery "Chopin" Giacoma Orefice w Teatrze Narodowym budzi rozmaite skojarzenia. Z kanału orkiestrowego słyszymy doskonale znane nam motywy Chopinowskich utworów; świetnie zorkiestrowane, znakomicie wykonane pod batutą Grzegorza Nowaka. A na scenie snują się, bardzo od publiczności oddalone, postacie śpiewaków, podejmujące Chopinowską melodię, których perypetie w gruncie rzeczy mało nas obchodzą. No, może poza postacią tytułową. Ale jedynie z tej racji, że osoba Fryderyka Chopina jest blisko związana odczuciami każdego Polaka, a Leszek Świdziński bardzo pięknie ukazał (i zaśpiewał) postać bochatera opery.
Tym niemniej, na samym początki XX stulecia dzieło Orefice okrzyknięto, także w Polsce, arcydziełem. Nic dziwnego. Giacomo Orefice swoją operą, złożoną z utworów Chopina, uczynił w 1901 roku twórcę mazurków ponownie kompozytorem wartym powszechnego słuchania. Mało kto bowiem pamięta, że muzyka Fryderyka Chopina, uznawana za zbyt neurasteniczną, salonową, była w tym czasie po prostu niemodna, przebrzmiała. Co więcej, włoski kompozytor okazał się doskonałym znawcą chopinowskiej literatury. I te właśnie walory sprawiły zapewne, że opera "Chopin" znalazła się ponownie na scenie Teatru Narodowego.
Z czterech obrazów - impresji luźno opartych o życiorys twórcy Poloneza - Fantazji, najtrafniej zbudowano przedostatni, trzeci. Podporządkowany jest on scenicznej dramaturgii i stosunkowo najmniej "posiekano" w nim Chopinowską muzykę. Wspaniała gra świateł, potęgujących wrażenie kłębiących się żywiołów w scenie morskiej burzy oraz efektowne rozwiązania scenograficzne dopełniają tej impresji z Majorki.
Wielu znawców muzyki Chopina obecnych na drugim premierowym spektaklu nie kryło rozczarowania. Używano słowa kicz, wskazywano na pewne artystyczne niekonsekwencje inscenizacyjne, brak wyrazistej roboty reżyserskiej. Wiele w tym prawdy. Niemniej ma spektakl "Chopina" sporo zalet. Zwłaszcza jeśli chodzi o niebanalne rozwiązania scenograficzne. Inna sprawa, że dziś opera Orefice jest już lylko smakowitym zabytkiem. Muzyka Chopina w wersji oryginalnej na fortepian, także dzięki - nie ukrywajmy - organizowanym w Warszawie od 1927 r. Konkursom Chopinowskim, przynależy do światowej kultury muzycznej. Nie trzeba jej dziś ani "ulepszać", ani przybliżać za pomocą np. środków teatralnych. Mimo to warto było znowu wystawić "Chopina". Chociażby ze względu na tradycję, rodzimy sentyment do jego muzyki i walory poznawcze, jakie niesie nie znane nam włoskie widzenie Chopinowskiego geniuszu.