Kochałam tylko raz
- Pisanie traktuję jako sposób na lepsze zrozumienie życia, które mnie otacza - mówi NINA ANDRYCZ, aktorka, petka, pisarka.
Wybitna aktorka teatralna i telewizyjna zwana królową sceny polskiej. Zagrała pełen wachlarz postaci monarchiń, z których można skompletować pokaźną dynastię. Przez lata była panią premierową jako żona Józefa Cyrankiewicza. Niedawno obchodziła benefis z okazji 90. rocznicy urodzin i odebrała Literacką Nagrodę Miasta Warszawy - jest poczytną pisarką (dziewięć książek na koncie).
Bohdan Gadomski: - Lubi pani jubileusze i wszystko, co się z nimi wiąże?
Nina Andrycz: - Nie przepadam za jubileuszami z wielu powodów. Swój oficjalny benefis odbyłam w pełni sił pięć lat temu, patronował mu prezydent Aleksander Kwaśniewski. Było tłumnie, bogato, wino się lało. Nie mogę narzekać. Pamiętam, że wynoszono z teatru nienaruszone butelki wina, bo tak hojny był sponsor. Nie lubię zadęcia, które towarzyszy takim jubileuszom. Czasami kameralne benefisy są bardziej urocze. Taki miałam 5 listopada tego roku, gdy wystąpiłam w akcji "Teatr jest światem". Miałam prelekcję, potem koledzy aktorzy recytowali moje wiersze, a następnie podpisywałam dwie książki.
Czy pisanie to tylko pani hobby?
- Nie. Pisanie traktuję jako sposób na lepsze zrozumienie życia, które mnie otacza.
Czy korzystała pani z przywilejów bycia damą ze sfer rządzących?
- Owszem. Mąż nawet nie wykupił naszego mieszkania, bo wychodził z założenia, że w razie czego teatr mi je da. Był typowym socjalistą, który nie pragnął własności, dlatego, umierając, nie miał ani willi, ani konta w banku szwajcarskim. Ja też nic nie miałam, z czego jestem dzisiaj bardzo dumna.
Mąż nigdy nie sugerował, że powinna pani porzucić aktorską karierę?
- Już na początku naszego związku zapowiedziałam, że nie rzucę pracy nawet na jeden dzień.
Czy to z tego samego powodu odchodzili od pani kolejni narzeczem?
- To nie oni odchodzili, to ja ich porzucałam. Ale zanim to się stało, robili straszne awantury.
Czy to możliwe, że w swoim długim życiu była pani tylko dwa razy zakochana?
- Miłość prawdziwą i najwięlsszą miałam tylko jedną i opisuję ją w swoich książkach.
Jak nazywał się ten pan, który zawładnął pani sercem?
- Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą lub zapomnieli, podam jego imię i nazwisko. To... Aleksander Węgierko, reżyser i aktor.
Czy Józef Cyrankiewicz wiedział o pani miłości do wielkiego aktora?
- Wiedział, bo portret Węgierki wisiał w domu.
Zawsze dużo się o pani plotkowało. Pani o tym wiedziała?
- Tak. Pamiętam, jak jakiś głupek powiedział, że jestem po 15 operacjach plastycznych, a tymczasem nie miałam żadnej. Nie wierzy pan? Proszę zobaczyć za uszami, nie ma tam żadnego cięcia.
Tak dużo pani pracowała, a nie dorobiła się willi.
- Nie byłam piosenkarką rockową.
Jakie są pani poglądy polityczne?
- Europejski socjalizm bez bicza w ręku.
W jednym z wywiadów powiedziała pani, że Józef Cyrankiewicz nie był premierem rządzącym samodzielnie, że był ofiarą Stalina?
- To prawda. Stalin obiecał mu, że nigdy nie zlikwiduje PPS-u, ale skłamał.
Ale przyjęła pani od niego w prezencie futro z norek?
- Nie mogłam nie przyjąć, ale nigdy go nie włożyłam.
A co ciekawego podarował pani chiński przywódca Mao Tse-tung?
- Dwie piękne amfory, które stoją w saloniku oraz futro z białych gronostajów. Aha, jeszcze belę atłasu ręcznie haftowanego, ale mąż poradził, żebym rozcięła materiał i rozdała w Teatrze Polskim. I tak pani zrobiła?
- Tak, ale to nie bardzo złagodziło zawiść.
Uchodzi pani za jedną z najelegantszych polskich aktorek. W 1993 roku dzierżyła pani tytuł "Elegancja 93". Jaki styl lansowała pani w tamtych czasach?
- Podczas wręczania nagrody w hotelu Marriott wystąpiłam w welurowej sukni koloru starych szmaragdów i etoli z soboli. Wyróżniono mnie takim tytułem po siedemdziesiątce, co bardzo mnie wzruszyło.
Jeżeli chodzi o modę, to lubiłam to, co proponowała Chanel. Na dzień bardzo skromne sportowe stroje, które nie nudzą oka. Na wieczór ubierałam się wytwornie. Dzisiaj żyjemy w epoce dziwnego bezguścia. Niektóre pokazy na
wybiegach są żenujące i bywają przykładem złego smaku.
Skąd sprowadziła pani tę długą suknię na swój ostatni benefis?
- Czarną koronkową suknię? Przywiozłam ją z Hiszpanii.