Hamlet 1963 (III)
Każda generacja naprawdę zajęta jest jedynie sobą; już przebywanie z generacją posuniętą zaledwie o kilkanaście lat odczuwa ona jako ciężar. Mówią, iż ludzie związani wspólnota losu szukają się nawzajem; każda wspólność łączy, jak każda różnica dzieli; jeszcze najbardziej stosunkowo "wolne" są kobiety, być może dlatego, że nigdy nie są naprawdę wolne. Także w historii każda generacja szuka siebie; książka historyczna trafia o tyle, o ile trafia w problemy wspólne; zresztą napisanie książki historyczno-beletrystycznej związanej tysiącem szczegółów, uzależnionych, wypływających z dnia, dyktującego również sposób odczuwania, jest prawie niemożliwe. Świat z jednej strony musi burzyć tradycję, ale z drugiej strony ma potrzebę wiązania się z tradycja. W tej miłości z nienawiści, czy w tej nienawiści z miłości Hamlet od wieków stanowi jeden z punktów stałych: każda generacja prowadzi z nim swój dialog, sprawdza siebie, w nim a jego w sobie. Co sprawdza? Ba!... Dopuszczony do głosu Szekspir obala wszelkie przeszkody, zalewa wszystko, jest taki jaki zawsze był ma wiele ciemnych miejsc zamkniętych dla nas na wieki, ale miejsc jasnych ma jeszcze taką ilość, iż nie poddaje się nikomu, pozostaje sobą. Można Hamleta ubrać we frak i w cylinder, ale krawiec wysunięty na czoło szybko chowa się w kąt by ustąpić miejsca boskiemu rzeźbiarzowi. Ledwo rozlegnie się zdanie szekspirowskie, obejmuje ono władzę. Znosi cudownie wszelkie cięcia, skróty, koncepcje, jakim go poddaje teatr - sztuka gruba, przemysł, który musi liczyć się z tysiącem okoliczności, z wytrzymałością aktorów, z czasem widzów, którzy mogą przyjść na trzy godziny, ale nie na sześć, z komunikacją miejską,która także ma swoje żelazne godziny.
Od wieków Hamlet jest tą sztuką, przy której pomocy nowa generacja chce włączyć się do tradycji, ale chce pozostać sobą a nawet głównie: pozostać sobą. Dla każdego teatru, dla każdego aktora jest to moment krytyczny i nie trzeba zasięgać opinii w Instytucie Gallupa aby przewidzieć co nastąpi. Gra jest trudna. Albowiem trzeba sobie wpierw odpowiedzieć na wiele głównych pytań: Kim jesteś? Kim jesteśmy? Kim jest nasza generacja? Z jaką się cegiełką własną zjawia? Co w wielkim białym budynku kultury chce zmienić? Z jakim obrazem świata przychodzi? Z jakim obrazem teatru? Same wąskie spodnie nie wystarczą. Jeśli nowa generacja chce tylko potwierdzić tradycję, cóż usprawiedliwi jej zabiegi? Po co nas wyciąga w ten mroźny styczniowy wieczór z domu? Po co wyciąga z domu starców, którzy szybko zresztą stwierdza, iż tak grało się niegdyś. Rozrzewnia się w teatrze, ale jeśli starzy ci ludzie pisza, szybko zmienia oni zdanie, gdy zasiądą do pisania. Nowej generacji mogło się zdawać, że ma nową całkowicie koncepcję Hamleta, miała ona nawet potężną magiczną silę w kawiarni, w rozmowach, ale tę nową koncepcję trzeba było wypróbować na materiale, w teatrze. Chór krzykaczy upajających się własnym krzykiem w artykułach, w obelgach, musiał wreszcie pokazać swoje karty. I pokazał je.
Zresztą: to opinia upoważniła Gustawa Holoubka do pokazania co on sam co jego generacja mogłaby wnieść do dialogu. I oto jesteśmy dawno po premierze. Niektórzy już stwierdzili, iż nie wygrał tej partii jako reżyser,że wygrał ją jedynie jako aktor. To byłoby dużo ale czy wygrał? O samej kreacji Holoubka czytałem tu i ówdzie: inteligentna, piekielnie inteligentna. Płaskość brzmi jako odwrotność inteligencji, a przecież inteligencja w sztuce jest właśnie plaska. Krytycy z reguły okazują się głupcami tylko dlatego, że ich głównym motorem jest inteligencja. Wystarczy ona może na napisanie artykułu, ale na co więcej? Zresztą już po tygodniu artykuł bywa przeważnie nie tylko nieczytelny, ale i niepotrzebny, nikomu niepotrzebny. Krytyka jest rodzajem higieny społeczno-towarzyskiej swojego dnia. Czy przyszło wam kiedyś do głowy przeczytać, co współcześni pisali o Dostojewskim? Chyba tylko dla stwierdzenia,że im większy głupiec,tym krzykliwszy. Inteligencja w sztuce jest tym czym dobry smak,gust a więc czymś, co szybko trzeba odrzucić, jeśli chce się do czegoś dojść: wielcy to z reguły barbarzyńcy. Zdawałoby się, iż inteligencja mogłaby być przydatna przy dokonaniu wyboru koncepcji. Ale i to nie; już wkrótce taż sama inteligencja koncepcję odwrotną ukazuje, jako równie cenną. Inteligencja jest więc określeniem pozytywnym w życiu towarzyskim, ale nie w sztuce. Hamlet Holoubka najbardziej może ucierpiał właśnie na skutek inteligencji aktora. Przed obejrzeniem spektaklu mówiono mi,że to Hamlet intelektualny. Jest to ulubione słowo recenzentów naszej Kakanii. Holoubek jest intelektualny i bebechowy zarazem. Na przedstawieniu, na którym byłem, aktor jedne partie grał tak, a drugie inaczej. Wykrzykiwał z siłą: Niech w borze ryczy ranny loś... ale "umieram" do Horacego powiedział tak jakby pytał o rozkład jazdy i na widowni rozległ się śmiech. Wbrew temu co wypisują inni wydaje mi się: iż Hamlet nie leży w naturze tego aktora. Kiedy po powrocie do domu raz jeszcze odczytałem to co o Holoubku niegdyś napisałem w "Niebieskich Kartkach" (w tomie "Narzeczony Beaty"), nie miałem nic do dodania. Głos,cudowny głos ale nie wychodzą mu wielkie przeżycia. Cierpi, ale mu sie nie wierzy. Po każdym jego zdaniu ciągnął sie jakiś pośpiew. Aktor wydawał się jak gdyby zirytowany nieco chłodniejszym przyjęciem przedstawienia. Mój Boże,te dzieci,te dzieci! Wierzą one w bezinteresowność opinii. Czeka na ciebie, aby de wywindować na cokół i wielbić przez dwadzieścia lat. Opinia winduje wysoko po to jedynie, aby cię natychmiast kopnąć. Musi ona zresztą niszczyć swoje wczorajsze miłości, po to, aby zrobić miejsce nowym. Życie musi pójść naprzód. Opinia mnoży przymiotniki wokół ciebie po to jedynie, by jutro umaić nimi czoło innego. Ten jej mechanizm jest stały, wybrańcy za to zmieniają się. Te dzieci nie wierzą w stałość swoich kobiet, ale wierzą w stałość opinii, która musi mieć swoich bogów na cokole i swoich bogów strąconych, obryzgiwanych błotem, przemykających się brzeżkiem chodnika. Ale choć rola strąconego boga jest ileż bardziej ludzka - patrzy ludziom z bliska w oczy, jest wydany na łup ich złośliwości, podłości, gdy bogów umieszczonych na cokole rozsadza ich własna pycha - rola ta nikomu nie odpowiada. Jest ona gorzka póty, póki w niej nie zasmakujesz.
Inteligentny aktor, piekielnie inteligentny aktor... Nie, wielki aktor! Wielki aktor, zabijany od lat przez własną inteligencję. Zgubił instynkt, zabił w sobie instynkt,za bardzo zaufał inteligencji, oto jego wielki grzech. Warszawa nigdy go zresztą nie znała w jego wzlotach, do Warszawy przy jechał jakby zwarzony. Jego wielką rolą był Ptasznik w "Mieszczanach" Gorkiego, grany w Katowicach. Potem w Warszawie nie był zbyt świetny ani w "Trądzie w Pałacu Sprawiedliwości", ani w "Diable i Panu Bogu" Sartre'a. Jednakowoż opinia, która jest rodzaju żeńskiego, uhonorowała go nie za to czym był, lecz za to czym był nie gdyś, wystarczyły jej pogłosy; opinia często kwituje spóźnionym zachwytem, jest ona z reguły spóźniona, lleź to razy rozpływała się z zachwytu nad najgorsza rzeczą kogoś skądinąd świetnego,tak że człowiek zapytywał sam siebie, czy oni zwariowali? Nie oni,prawdziwymi skazanymi na samotność wariatami są ci,którzy nie dołączają do powszechnego obłędu.
Wynosząc Holoubka wysoko, właśnie opinia zobowiązała go do zmierzenia się z wielkim repertuarem, narzuciła mu Edypa, Hamleta, gdy wielkość tego aktora jest szczególnego rodzaju, raczej wąska aniżeli szeroka. Nie zachwycił w Sartrze ale był urzekający w telewizyjnej przeróbce "Mario i Czarodziej" Tomasza Manna. Po latach wielu z nas swych tajemnic o sobie szuka we własnej wczesnej, twórczości, wyznaczającej inteligencji nie więcej miejsca aniżeli jej się należy. Nie wiem może Holoubek winien uczynić to samo?
Mówiąc krótko: okazało się iż nowy chów niewiele ma do powiedzenia. Jeszcze najbardziej stosunkowo podobał mi się aktor grający Ducha. Zagrał go w sposób tradycyjny, uszanował tradycje, a tradycja jego. Jedynym osiągnięciem wydała mi się scenografia, ale to zdobycz techniczna, a wiadomo, że żyjemy w wieku techniki.