Artykuły

"Lalka" Farugi w Powszechnym - najlepsze jeszcze przed nami

"Lalka. Najlepsze przed nami" wg Bolesława Prusa w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Tomasz Domagała na swoim blogu domagalasiekultury.

W czasie pierwszych scen przedstawienia Wojciecha Farugi "Lalka. Najlepsze przed nami" przypomniał mi się pewien list (cytuję w pisowni oryginalnej):

Dzień dobry

mam na imię Fabian i piszę do Pana z wielką prośba i żalem. Jestem biednym studentem 1 roku i mam juz tego dość, gdyż muszę zyć za smieszne 500 zł miesięcznie, zaczełem również pracować może i mam przez to wiecej pieniędzy jednak przez to brak zycia prywatnego, co powoduje nieustanne kłotnie z moją dziewczyna. Błagam o wsparcie finansowe, wiem ze to smieszne ale czy zrobiło by panu roznice jesli dałby mi pan np 5 mln złotych? myśle ze nie. jednak mi do przezycia całego juz zycia wystarczył by milion. Błagam o Pomoc z Pana miliardowego budzetu nic by to nie zmieniło nie poczuł by Pan nawet jednak uratował by pan zycie bbiednemu studentowi, ktory chciałby sie odciac od rodziców i zyc na własny rachunek. Obiecuje ze nadal bede porzadnym człowiekiem i te pieniadze mnie nie zniszcza, jesli kwota byłaby dość spora obiecuje pomoc tylu osobom ilu tylko zdołam. Bedzie pan mial we mnie wiecznego przyjeciela. Jesli chodzi o media moge dochować tajemnicy jesli jednak chce Pan zeby wyszlo to na jaw bede krzyczał ile sił w płucach jaki prezes łaskawy i hojny. Błagam mam 21 lat to najlepszy okres w moim zyciu a wchodzac do sklepu musze liczyc kazda złotówke a chciałbym poczuc smaku zycia, juz młodszy nie bede. Błagam Prezesa o pomoc. mam dośc takiego zycia w ktorym na nic mnie nie stac błagam o pomoc.

To nie literatura, to życie. List ten jest jednym z wielu listów, maili czy telefonów, jakie otrzymałem w ostatnich miesiącach w związku z tym, że nazywam się tak samo jak jeden z najbogatszych ludzi w Polsce. Są to zazwyczaj dramatyczne, pełne nieszczęścia, cierpienia, ale często także manipulacji czy emocjonalnego szantażu prośby o pomoc. Prośby pisane przez ludzi "chorych" na kapitalizm. Ludzie ci proszą o "uzdrowienie", a lekiem na całe zło jest dla nich pieniądz. To on rządzi dziś światem, to on jest dzisiaj marzeniem, celem i narzędziem współczesnego człowieka. Ten, kto ma pieniądze, jest Bogiem. Przykładem takiego "boga" w polskiej rzeczywistości współczesnej jest mój słynny imiennik, jego literackim zwierciadłem zaś - Stanisław Wokulski. List ten - jak i wiele innych kierowanych do mnie/nie do mnie - jest ponadto dowodem na to, że Wojciech Faruga wespół z Pawłem Sztarbowskim niezwykle trafnie odczytali powieść Prusa i skupili się na tych jej motywach, które wybrzmiewają najsilniej w dzisiejszej rzeczywistości. I chociaż porzucili świat "Lalki" na rzecz swobodnej współczesnej jego interpretacji, to nie tylko stworzyli spójną, interesującą całość, lecz także - co jest ich największą zasługą - odkryli jeszcze jedną fascynującą twarz samej powieści i udowodnili, że jest ona nieprzemijająco aktualna. Ta właśnie swobodna adaptacja stała się kanwą dobrego przedstawienia, a to dzięki koncepcji reżyserskiej Farugi i kreacji Marcina Czarnika w roli Wokulskiego.

W pierwszej scenie na widowni pojawia się Izabela Łęcka, która przez całą prawie scenę, a może i przez cały spektakl, będzie wraz z widzami oglądała przedstawienie Farugi - ale: czy tylko Farugi? Prologiem tego przedstawienia jest scena, w której aktorzy opowiadają do mikrofonu o tajemniczym uzdrowicielu, którego dziś mają powitać tłumy. Chwilę później na widownię wchodzi Wokulski, wita się z Izabelą, ogląda przez chwilę spektakl, po czym wkracza na scenę. Zdąży ją jeszcze zapytać, czy podoba jej się przedstawienie. Jakie przedstawienie? J e g o przedstawienie. Przedstawienie Stanisława Wokulskiego, którego jest zarazem reżyserem i głównym aktorem. A jego jedynym i najważniejszym widzem jest Izabela Łęcka, która zdecyduje się wreszcie wziąć w nim udział. Widzimy, jak Wokulski reżyseruje swój świat, żeby się jej przypodobać. Ale i tak - żeby ją zdobyć, musi ją kupić. Czy ona jest tego warta? Czy my, widzowie teatru Wokulskiego/ Farugi, jesteśmy tego warci? A może jesteśmy jak Łęcka - pięknymi bezwolnymi lalkami, które skupione na sobie, biorą udział w kulturalnych rytuałach leczących kompleksy - takich jak chodzenie do teatru - nie zwracając uwagi na to, co się w owych teatrach do nas mówi? Czy teatr jest jeszcze komuś potrzebny? Faruga, w przeciwieństwie do Lupy (śmierć teatru to jeden z motywów wileńskiego "Placu bohaterów"), jeszcze nie kapituluje. Jego Wokulski wciąga na scenę swojego widza - Izabelę Łęcką i każe jej grać, manipuluje nią, denerwuje, szarpie, wciąga do gry podstępem. U Prusa po to, żeby zdobyć jej miłość. U Farugi - to znak czasu - po to, by zdobyć jej uwagę, zainteresowanie, zatrzymać ją na drodze do destrukcji. Z tego zestawienia powieściowego mitu i teatralnej konstrukcji reżyserskiej wynika kluczowe pytanie: czy nawet jeśli Wokulskiemu uda się tchnąć żywego ducha w swojego widza (Łęcką), to czy przestanie ona być lalką? Może losem współczesnego człowieka jest bycie żywą, czującą, ale jednak - lalką? "Uzdrowiciel" próbuje nawet egzorcyzmów, ale i one nie się nie sprawdzają, bo Łęcka jest wydrążona, podobnie jak świat, w którym żyje. Pusta jak Warszawa. Pusta jak Polska. Pusta jak dzisiejszy świat, w którym nie ma Boga, nie ma żadnej idei, nie ma człowieczeństwa, nie ma wartości. Jest kłamstwo, manipulacja i wyzysk dla zdobycia pieniędzy. Pieniędzy, które są jedynym i ostatecznym celem. Złowrogo wybrzmiewa w tym kontekście metafora pozornie niewinnych bączków. Bączki to my, dziecinne nakręcane zabawki, które ktoś, kto ma pieniądze nakręca, by kręciły się w kółko dla jego zysku i dla jego zabawy. Cała ta gra "reżysera" Wokulskiego ze swym "aktorem/widzem" Łęcką jest dobrze widoczna w realizacji teatralnego pomysłu na użycie mikroportu - bodaj pierwszy raz widziałem w teatrze przemyślane użycie tego sprzętu.

Napięcie miłosne między bogaczem niskiego urodzenia a zrujnowaną damą; wizyta w Paryżu, mieście-marzeniu i jego prawdziwy obraz; sprzedawanie/kupowanie rzeczy, ziemi i ludzi, a także wyzysk, nieszczęście, cierpienie, ból - wszystkie te motywy, wyciśnięte przez Farugę z powieści Prusa, skierowały moją uwagę w stronę "Wiśniowego sadu". Tam Raniewska reżyseruje swoje życiowe przedstawienia, nie rozumiejąc, że w obliczu nowej koncepcji teatru, jaką proponuje Łopachin, jest skończona, skazana na klęskę. Gdy w dramatyczny sposób to sobie uświadamia, zostawia teatr Łopachinowi i ucieka do Paryża. Mam wrażenie, że polski Łopachin - Wokulski Farugi - gra jeszcze swoje przedstawienie, ale coraz bardziej zbliża się do punktu życiowego Raniewskiej. Jest w dużo gorszej sytuacji: Paryż się skompromitował, a na horyzoncie nie widać nikogo, kto chciałby kupić teatr. Co więc pozostaje? Usiąść z widzem i aktorami na scenie i pożartować, usmiechnąć się, przyjąć życie takim, jakie jest. Zacząć od zera, bo najlepsze przecież jeszcze przed nami.

W spektaklu Farugi sceny zachodzą na siebie niczym płyty tektoniczne. Gdy jedne się jeszcze kończą, kolejne już trwają. Zabieg to bardzo ciekawy i inspirujący, wszak wszelkie "teatralne trzęsienia ziemi" najczęściej są wynikiem tarcia między odrębnymi teatralnymi bytami. Za przykład niech posłuży choćby scena kolacji, w czasie której odbywa się symultanicznie zbieranie podarowanych przez Wokulkiego prostytutce i jej mężowi pieniędzy. Wokulski, bohater i "reżyser" obu scen, postrzegany jest przez widzów w dwóch różnych życiowych rolach, które się wzajemnie komentują. W ogóle Wokulski Czarnika to kreacja nieprzeciętna. Jego skupiona, ogorzała, ciemna twarz nie daje o sobie zapomnieć jeszcze długo po wyjściu z teatru. Aktor w sposób mistrzowski niuansuje wszystkie życiowe role postaci Wokulskiego. Kreacja to niezwykle trudna, gdyż tak naprawdę aktor musi zagrać kilka postaci naraz - Wokulskiego w spektaklu Farugi, Wokulskiego-reżysera i wreszcie Wokulskiego w różnych scenach spektaklu, reżyserowanego przez Wokulskiego. Efekt jest zdumiewający. Czarnik jest przede wszystkim oddany swojej postaci podstawowej - Wokulskiemu Farugi. Nie ocenia go, nie dystansuje się wobec niego, jest z nim całkowicie zrośnięty. Dopiero na tej solidnej podstawie buduje pozostałe postaci. Umiejętnie wygrywane napięcie między różnymi twarzami swojego bohatera owocuje rolą wybitną. Uczciwie trzeba powiedzieć, że cały zespół Powszechnego gra bardzo dobrze z Anitą Sokołowską (Łęcka), Aleksandrą Bożek (Marianna) i Jackiem Belerem (Szuman) na czele.

Skoro jest tak ciekawie, to czemu przedstawienie Farugi jest przedstawieniem tylko "dobrym", a nie "wybitnym"? Powód jest prozaiczny. Otóż teatr to emocje, a w "Lalce" Farugi poświęca się im zdecydowanie mniej miejsca, niż publicystyce. Mam wrażenie, że związane to jest, niestety, z nieco irytującą ideą Powszechnego: "Teatr, który się wtrąca". Podpisuję się pod tym hasłem obiema rękami, ale preferowany przez dyrekcję Teatru sposób realizacji tego hasła się po prostu nie sprawdza. Literacka agitacja, ubrana w teatralny kostium nie może być drogą teatru, który chce odnieść sukces! Tylko emocje są narzędziem, dzięki któremu teatr może sie skutecznie "wtrącać". W teatrze widza nie interesuje to, co twórca chce mu literalnie powiedzieć, teatr to nie wiec wyborczy, ani współczesna kościelna ambona. Aczkolwiek przyznać trzeba, że w porównaniu z ostatnimi premierami Powszechnego jest i tak o niebo lepiej. Twórcy spektaklu "Lalka" stawiają w nim główny akcent na opis choroby współczesnego świata, koncentrują się na rzeczywistości otaczającej bohaterów, spychając ich ludzkie wątki i problemy na drugi plan. To błąd, bo proporcje powinny być odwrotne. Tylko wtedy widz miałby szansę przeżyć autentyczne KATHARSIS, które byłoby wynikiem konfrontacji literatury, teatru i człowieczeństwa. Dobrym punktem wyjścia do jego osiągnięcia mogłaby być na przykład kapitalna, pełna emocji scena rozmowy między Łęcką a Wokulskim o kupnie serwisu. Świetnie zagrana, powoduje u widza gęsią skórkę. Takich scen powinno być znacznie więcej, kosztem na przykład nieznośnie długiej i manierycznej sceny snu paryskiego. Gdyby do tego jeszcze ograniczyć momentami nudnawą, powtarzaną w kółko publicystykę na rzecz takich momentów jak powyższy, spektakl mógłby się otrzeć o wielki teatr, bo Faruga pokazuje w kilku momentach, że jest w grze i ma naprawdę dobre karty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji