Teatralne puzzle
Aby układać puzzle, trzeba wykazać się pewną cechą charakteru, zwaną cierpliwością. Tekturowy kartonik dodany do kartonika po pewnym czasie ułoży się w całość, która może dać satysfakcję. Jednak, czy gra jest warta świeczki, wiedzą tylko ci, którzy nie zdążyli po pewnym czasie w akcie wściekłości zrzucić rzeczonych kartoników ze stołu i zmusić rodziny do deptania po nich przez najbliższe dni, a może tygodnie. Z "Łożem" - przedstawieniem w reżyserii Jana Peszka granym w Teatrze STU - jest podobnie, acz tym, którzy wytrzymają do końca, trud zostanie nagrodzony.
Przede wszystkim trzeba zacząć od przełamania oporu przed konwencją, w którą od samego początku wchodzą aktorzy. Na półtorej godziny musimy przyzwyczaić się do formy, jaką narzucił im reżyser. Przerysowane gesty, wyrazista mimika, powtarzane zdania, nie mają nic wspólnego z psychologiczną prawdą, na którą liczylibyśmy, słysząc, że przedstawienie opowiada o parze małżeńskiej, która kupiła sobie wymarzone łóżko. Rzeczywiście, mebel jest imponujący, tylko że w pierwszą noc skazany na samotność, gdyż gospodarze będą musieli ją spędzić gdzie indziej - on (Juliusz Chrząstowski) zostanie wezwany do pracy, ona (interesująca Katarzyna Krzanowska) do chorej siostry.
I tu zaczyna się problem. Młodzi ludzie z niezrozumiałych dla nikogo przyczyn zamartwiają się, iż tytułowe łoże w pierwszą noc będzie stało puste. Nie mogąc pogodzić się z tym przerażającym faktem, zapraszają dwójkę przyjaciół (Katarzyna Warnke i Błażej Peszek), żeby to oni właśnie zadebiutowali na rzeczonym łożu. Nie należy się zastanawiać, po co to robią, bo i tak na tym etapie przedstawienia niewiele rozumiemy z tego, co dzieje się na scenie, a nasza cierpliwość wystawiana jest na poważną próbę. Krótkie, przerywane wyciemnieniami i muzyką scenki na pozór niczego nie wnoszą do spektaklu.
Dopiero na końcu dostrzegamy ukryty sens sytuacji, jakie zdarzają się na scenie. Bowiem puzzle, z których zbudowana jest sztuka katalońskiego autora Sergi Belbela, układają się stopniowo, zachodząc na siebie w kolejnych, powracających jak muzyczna fraza fragmentach historii, u pod-ŁOŻA której leżą prawdziwe małżeńskie problemy gospodarzy domu. Kto lubi układać kartoniki i ma wystarczające pokłady cierpliwości, będzie usatysfakcjonowany.