Z teatru "Leonce i Lena"
GEORGA Buchnera poznaliśmy ze sceny właściwie dopiero po wojnie (w 1931 r. była grana "Śmierć Dantona"). Jego romantyczno-satyryczną komedię "Leonce i Lena" wystawiła w Kielcach Irena Byrska na początku 1959 r. Napisał ją 23- letni wówczas autor "Woyzecka" w 1836 r. na rok przed śmiercią,jej światowa prapremiera odbyła się jednak dopiero w 1927r. w Londynie a na polską prapremierę czekała jeszcze ponad 20 lat. Grał ją w ub. sezonie teatr koszaliński, obecnie wystawił ją warszawski Teatr Dramatyczny. Komedia ta nie jest typowa dla twórczości Buchnera, autora rewolucyjnych na owe czasy dramatów "Śmierć Dantona" i "Woyzeck", ale bardzo wzbogaca i poszerza twórczą sylwetkę Buchnera. Zdumiewać musi jeszcze dziś w "Leonce i Lena" dojrzałość, trafność i oryginalność sądów tego 23-letniego młodzieńca, bogactwo jego języka poetyckiego, jakiś bardzo nam bliski, współczesny dystans ironiczny wobec ukazywanych spraw, no i wreszcie sprawność warsztatowa. Tylko chyba nasz Słowacki tworzył w tym wieku tak dojrzałe dzieła, łącząc najczystszą poezję z ironią. "Leonce i Lena" napisana jest w konwencji poetyckiej przypowieści o elementach baśniowych, jednak w nurcie jest realistyczna. Znajdujemy się na dworze Króla, otoczonego takimi jak i on kukłami. Syn jego, nudzący się książę Leonce, jedyny zresztą żywy, myślący i czujący człowiek na tym dworze, ma być ożeniony przez ojca z nieznaną mu księżniczką Leną. Leonce ucieka jednak przed tym małżeństwem i przed tronem, w ostatniej też chwili ucieka przed małżeństwem Lena. Spotykają się, nieznani sobie, w romantycznej scenerii: odnaleźli to sobie swój wymarzony ideał. Wierzą, że żyć będą w wyśnionym kraju "gdzie nie ma kalendarzy a czas liczy się wedle kwitnienia kwiatów i dojrzewania owoców". Wrócą jednak, nierozpoznani, na dwór Króla, jako "żywe kukły", którym Król wyprawi wesele. Bo nie ma takich krajów bez kalendarzy i czasomierzy.
To "pomyślne" zakończenie sztuki ma smak gorzkiej ironii. W warszawskim jednak przedstawieniu zabrakło tego akcentu.
Wycisnęła też na nim piętno scenografia Józefa Szajny, przytłaczająca poetycki tekst sztuki. Bajkowa sceneria Szajny jest mroczna i ciężka, przystawałaby raczej do dramatu niż zwiewnej poetyckiej komedii. W tej samej scenerii (zmieniają się tylko jej elementy) rozgrywają się dwa różne nurty utworu: poetycki i groteskowy. Scenograf uruchomił całą machinę, ciągle coś zjeżdża z góry (nawet olbrzymie lóżko-niełóżko z Leonce i jego blaznem Valerio), obrotowa scena ciągle niemal jest w ruchu.
Romantyczną parę kochanków grają Edmund Fetting i Elżbieta Czyżewska, Szajna spycha ich jednak ciągle, wtłacza w rozbudowaną scenografię,w czym pomaga mu niestety reżyser. Mimo to i Buchner i Fetting wychodzą z tego obronną ręką. Czyżewska mówi pięknie tekst, ma doskonałą dykcję, za mało jednak cieniuje dialog, prowadzi głosowo swą rolę na jednym poziomie, co niekiedy staje się nużące.
Jest w sztuce jeszcze jedna postać "żywa": to błazen Valerio. W autorskim zamierzeniu jest to jednak jakby "przedłużenie" Leonce, napisał Buchner postać Leonce na dwie role. Wojciech Pokora odebrał i zrealizował to autorskie zamierzenie, doskonale, uzupełnia się z Fettingiem.
Zabawnym Królem jest Aleksander Dzwonkowski, pozostali wykonawcy z mniejszym lub większym powodzeniem odtwarzają "królewskie kukły".