Artykuły

Na wyciągnięcie ręki

"Chłopiec z łabędziem" Ingmara Villqista w reż. autora w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Tomasz Sknadaj w portalu terazteatr.pl.

"Chłopiec z łabędziem" to najnowszy spektakl prezentowany na Scenie Kameralnej Teatru Śląskiego w Katowicach. Spektakl którym dramaturg Ingmar Villqist powraca do Katowic i patrząc przez pryzmat tego co zostało na scenie zaprezentowane - jest to powrót bardzo udany.

Na początku muszę powiedzieć, że trudno jest mówić o fabule tej sztuki tak, żeby nie zdradzić za dużo na jej temat. Tak więc w maksymalnym skrócie: dwie siostry Hagen i Arn, mieszkające samotnie w dużym mieszkaniu, starają się w jakiś sposób poukładać, pozbierać, wpaść z powrotem w rutynę życia codziennego. Jednak nie przychodzi im to z łatwością, a można nawet powiedzieć, że w ogóle im się to nie udaje. Oszukują same siebie, że wszystko jest w porządku, starają się sprawiać pewne pozory opanowania. Pewnego dnia u progu ich mieszkania staje znana im kobieta. Kim ona tak naprawdę jest? Jaką tajemnicę te trzy osoby razem skrywają? Tego można się dowiedzieć oglądając spektakl.

Jak dla mnie fabuła rozgrywa się bardzo ciekawie. Cały czas zastanawiamy się, co jest przyczyną niepokoju sióstr, co sprawiło, że zostały tak bardzo wytrącone z równowagi. Gdyby zacząć opisywać postaci, ich poszczególne zachowania, to serwowana od początku doza tajemniczości by zniknęła. Tym samym całkowicie inaczej można by odbierać spektakl zasiadając na widowni. Właśnie dlatego nie chcę psuć widzom poznawania sztuki opisując ją.

Skupię się więc na innych aspektach tej sztuki. Zacznę od tego, że autor spektaklu - Ingmar Villqist odpowiada nie tylko za napisanie sztuki ale także za jej wyreżyserowanie oraz za scenografię. Otoczenie, w jakim rozgrywa się dramat, jest dość proste - kredens z zegarem, listami, pozytywką; wiszące lustro; pusty regał i na samym środku stół z krzesłami, przy którym rozgrywa się cały dramat. Ale tak naprawdę nic więcej nie trzeba, bo przecież najważniejsze są postaci, ich słowa i gesty. I tutaj trzeba powiedzieć (kto jeszcze na niej nie był), że Scena Kameralna jest naprawdę kameralna. Widz siedzi "na wyciągnięcie" ręki od bohaterów sztuki, doskonale widzi ich każdy ruch, każdy gest, każdy grymas na twarzy. Tak więc scena ta jest, moim zdaniem, bardzo wymagająca wobec aktorów. Ponieważ nic się nie ukryje przed widzem, każda niedoskonałość będzie od razu widoczna.

W "Chłopcu z łabędziem" na scenie możemy zobaczyć trzy aktorki Teatru Śląskiego: Ewę Kutynię w roli Arn, Violettę Smolińską w roli Hagen oraz Grażynę Bułkę w roli tajemniczej kobiety. Jak było mi wiadomo, to spektakl ten został napisany przez dramaturga Ingmara Villqista specjalnie dla tych trzech aktorek. I patrząc teraz z perspektywy czasu, po obejrzeniu sztuki, w pełni to rozumiem i doceniam. Każda z postaci została odegrana rewelacyjnie, każda z aktorek mogła się na scenie wykazać swoimi umiejętnościami i w pełni z tej możliwości skorzystała. Ewę oraz Violettę na scenie oglądamy od samego początku, tak więc mamy dużo czasu aby napawać się ich grą aktorską. Jedynie Grażyna Bułka na scenie jest widoczna najkrócej, bo pojawia się dopiero pod koniec spektaklu, jednak to wcale nie umniejsza jej roli. W tych kilku chwilach gdy ją widzimy na scenie, w zupełności "nadrabia" czas jaki do tej pory wykorzystały pozostałe aktorki. Dzięki czemu można zobaczyć jak wspaniale to trio odgrywa swoje postaci i uzupełnia się na scenie.

Prawdę mówiąc, to co zobaczyłem na scenie, to co aktorki zaprezentowały, moim zdaniem, wymaga na końcu owacji na stojąco. To po prostu sztuka, kunszt aktorski najwyższych lotów. Wszystkie emocje jakie można było zobaczyć były odegrane w pełni naturalnie i dodatkowo zostały dopracowane w najmniejszych szczegółach. Od sposobu wypowiadania słów, przez ton głosu aż po mimikę, postawę ciała i drobne gesty jak np. lękliwe zerknięcia czy zaciskanie rąk. Nawet gdy w pewnym momencie widzimy jak Arn płacze, to na jej twarzy możemy zobaczyć najprawdziwsze łzy. Dzięki tak dosadnemu pokazania emocji doskonale widać kiedy Hagen jest zła, Arn "żebrze" o dobre słowo, a tajemnicza kobieta jest zatroskana. Osobiście, miejscami, oglądając te popisy aktorek miałem aż ciarki na plecach, nie wiedziałem co myśleć czy to już jest prawda czy jeszcze gra aktorska. Efekt końcowy gry aktorskiej jest wzmacniany poprzez "przemiany" bohaterek, gdy emocje jakie prezentują są skrajnie różne w przeciągu najbliższych chwil. W jeden sekundzie Hagen potrafi być władcza i apodyktyczna, by w następnej z radością opowiadać o przyszłości i w chwilę potem wpaść w czarną rozpacz. To naprawdę robi wrażenie, bo takie przechodzenie z jednej emocji w drugą przychodzi aktorkom bardzo łatwo, bez jakiegokolwiek zastanowienia.

Dzięki tej sztuce można dostrzec jak bardzo na odbiór prezentowanych treści, mają wpływ szczegóły, jak bardzo potrafią one podkreślić wagę dzieła oraz kunszt aktorski. W końcu jak powiedział kiedyś Michał Anioł "ważne są szczegóły, bo one są miarą doskonałości".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji