Artykuły

I Festiwal Sztuk Rosyjskich i Radzieckich "Płatonow" Czechowa

Młodzieńcza sztuka Czechowa, nigdy nie wystawiana za jego życia, a znaleziona przypadkiem dopiero w latach dwudziestych (nie posiadająca zresztą tytułu,który w postaci "Płatonowa" dopiero później sam się niejako "wykroił") posiada za­lety i wady pierwszej próby dra­maturgicznej. Zalety, to już dojrza­łe, wnikliwe, typowo czechowowskie spojrzenie na świat i ludzi, oraz zasada pisania "innego", która za­znaczy się tak wyraźnie we wszy­stkich późniejszych sztukach auto­ra. Mianowicie zerwanie z konwen­cjonalnym rozwojem akcji - ekspozycja, konflikt, rozwiązanie - a natomiast ukazanie sławnego "wy­cinka z życia" w formie uszerego­wanego porządku scen, w których pozornie "nic się nie dzieje", jak­kolwiek faktycznie dzieje się bar­dzo dużo.

Do wad za to "Płatonowa" zali­czyć trzeba jego dłużyzny dialogo­we i sytuacyjne, świadczące, iż 20-letni Czechow nie mógł sobie jesz­cze poradzić należycie z tzw. war­sztatem - oraz pewien brak umia­ru w charakterologii niektórych postaci, a zwłaszcza centralnej.

Kim jest Płatonow? Złożoność można powiedzieć, do kwadratu. Z jednej strony cynik, z drugiej człowiek czuły na ludzką niedolę. Zaciekły wobec świństw, lecz sam je popełniający. Wysoce inteligent­ny, błyskotliwy i dowcipny, ale równocześnie złośliwy i dokuczli­wy, oraz znęcający się bez pardonu nad słabszymi od siebie. A do tego mężczyzna, za którym szaleją ko­biety. Razem z żcną jest ich czte­ry! Wszystkie go ubóstwiają, ko­chają się w nim na zabój i gotowe pójść za tym, powiedzmy sobie bardzo wyimaginowanym, bohaterem, na przysłowiowy koniec świata. A Płatonow, mimo, że jest tylko skromnym nauczycielem wiejskim, choć zbankrutowanym właścicie­lem ziemskim, bawi się z nimi "od niechcenia", uwodzi je, porzuca, no i czyni wśród nich oraz wśród ca­łego otoczenia straszliwe zamiesza­nie, które kończy się dla niego, oraz dla niektórych innych osób, tragicznie. Co gorsza Płatonow do końca nie zdaje sobie sprawy z te­go - a jak zdale, to tylko na chwi­lę - że czyni źle, i że to jego "igra nie z miłością" musi prowadzić nie do jednej katastrofy, lecz do całe­go ich łańcucha. Lekkoduch? Fantasta? Typ aspołeczny? Wiejski Me­fisto? Właściwie wszystko razem, ale powiedzmy sobie szczerze, że trochę za dużo, jak na jednego bo­hatera, do którego nota bene lgną którego podziwiają również męż­czyźni. Nawet rywale!

A więc nieco tutaj autor przesa­dził, a najlepszy dowód, że sam tę przesadę czuł,to fakt iż sztuki owej nigdy nie wystawił, ani nie publikował - poza , pierwszą młodzieńczą próbą wysłania jej, jak się zdaje, na jakiś konkurs teatral­ny. Mimo to ów niedoskonały "Płato­now" znalazł sie w kilkadziesiąt lat po śmierci Czechowa na de­skach scenicznych i jest grywany nie tylko z pietyzmu dla autora, lecz przede wszystkim dla dużych walorów teatralnych - mimo wszelkie zastrzeżenia - tej sztuki. Kwe­stia tylko, jak należy grać tego "Płatonowa"?

Reżyser Adam Hanuszkiewicz uznał iż całkowicie realistyczne odtworze­nie dziejów Michała Płatonowa, mo­że by z nich uczyniło melodramat, trudny do wysłuchania. Dlatego też poszedł w kierunku lekkiego - zironizowania całości. Być może, że za­miar był słuszny, ale w efekcie nie dał on tych rezultatów, jakich się spodziewano. Sam Płatonow - w wy­konaniu Gustawa Holoubka - był niewątpliwie bardzo rzeczywisty, choć i tu się trafiały momenty, z których by można było wnioskować, iż ten tragiczny - w założeniu Czechowa - bohater, jest właściwie frantem kutym na cztery nogi. Płatonow na­turalnie został przez autora przeja­skrawiony. Należało go stonować. Ale Płatonow, kwintesencja złożonoś­ci, musi być zawsze szczery. To zna­czy, w danej chwili. On naprawdę wierzy w to, co mówi (w danej chwili), czy czyni. Ale gdy z tej szczeroś­ci wynikało coś, co jest pół żartem, a pół serio, efekt był taki, że w nie­których bardzo patetycznych momen­tach wybuchały na widowni śmiechy. Poniektórzy bowiem widzowie my­śleli, iż ulubieniec "Gucio" sobie tyl­ko tak żartuje. No, ale ogólnie bio­rąc wyszła z tego kreacja pierwszej klasy. - Natomiast Elżbieta Czyżew­ska, grająca tragiczną postać Soni (przecież to ona morduje w końcu Płatonowa) ujęła - pewnie w myśl intencji reżysera - swą rolę zbyt groteskowo. W tej koncepcji Sonia wyszła na jakąś zabawną idiotkę, podczas gdy w rzeczywistości jest ona tylko rozszalałą w swej namięt­ności kobietą. Najwyższe słowa pochwały należą się za to Janinie Traczykównie za ślicznie i z pełnia prostoty odtworzo­ną rolę Saszy potulnej żony Płato­nowa. Podobne uznanie przypaść powinno również Danucie Kwiatkow­skiej, występującej w roli uwodziciel­skiej Anny. Poza tym wyróżnić wy­padałoby Barbarę Klimkiewicz (pan­na Greków), Stanisława Jaworskiego (pułkownik Trylecki). Mieczysława Stoora (Mikołaj) i Stanisława Wyszyńskiego (Sergiusz). Gustaw Lutkiewicz w ważnej roli Osipa koniokrada, przypominał nieco inteligenta przebrane­go za "człowieka z ludu".

Scenografia Krzysztofa Pankiewi­cza zabawiła się w jakiś niepotrzeb­ny symbolizm w postaci zwisających z góry podartych tiulowych łachma­nów (że niby dawne dzieje wyciąg­nięte z lamusa?) oraz obskurnej, roz­latującej się budy, mającej być mie­szkaniem Płatonowa (że niby deka­dencja, degrengolada?).

Przedstawienie miało poza tym olbrzymi sukces. Takich tłumów, ci­snących się nawet na miejsca stojące przv drzwiach, dawno nikt nie wi­dział. Oczywiście głównym magne­sem był Gustaw Holoubek. Chociaż nie bez ironii można by było zauważyć, iż większość z tych cisnących się u wejścia do teatru i szalejących za biletami, miała u nas parę lat temu tego samego i takiego samego Holoubka na śniadanie, obiad i kola­cje, a jednak do teatru... nie chodziła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji