Pozostaje obojętność
Terroryzm, bratobójcze wojny, zalewająca świat agresja i przemoc to takie same dobre tematy dla teatru jak każdy inny. Aby je przedstawić, trzeba ciekawego tekstu, dobrych aktorów i sprawnej reżyserii. Etykietka "tematu na czasie" nie wystarczy.
Hanoch Levin nazywany jest "sumieniem narodu". Łatwo sobie wyobrazić, jakie emocje wywołuje w Izraelu jego sztuka, w której tamtejsi widzowie zobaczyć mogą obrazki jakby żywcem wyjęte z ich dnia codziennego, znaczonego krwią bliskich, zapachem śmierci, hukiem wystrzałów.
W tamtejszym teatrze, w ogniu emocji, nieznośna retoryka "Morderstwa" uchodzić więc może Levinowi na sucho. W Polsce sztuka odbierana w temperaturze pokojowej, razi kiepskimi dialogami, nieudolną konstrukcją i postaciami nakreślonymi grubą kreską. Nie ratują sytuacji zaangażowani przez Piotra Cieślaka aktorzy, wypadający w "Morderstwie" zatrważająco źle. Bez wyjątku - Zygmunt Malanowicz, niespotykanie spokojny Ojciec zamordowanego przed chwilą chłopca, Michał Taran jako napalony Pan Młody, rzucający się na swą Pannę Młodą (grająca bez czucia Agata Kulesza) z hasłem: "Żegnaj lasko! Witaj mineto!". Jak naturszczycy grają żołnierzy Michał Gadomski, Marcin Krawczyk, Waldemar Barwiński. Z trudem przychodzi wysłuchanie roztrzęsionego Macieja Szarego (Gość) w apelu do ludzkości, by dała ojcu ofiary czas na cierpienie i żałobę. Spektakl ogląda się w poczuciu bezdusznej obojętności, czemu sprzyja rozwlekłe tempo, nudne dialogi i mało wiarygodne sytuacje, jak choćby metodyczne oględziny zwłok zabitego syna przez Ojca. A wszystkiemu przyglądają się wypchane gołębie z wymowną obojętnością brudzące teatralny balkon.