Artykuły

Dymna, Peszek, Segda, Głowacki w Szekspirowskim

"Oresteja" Ajschylosa i "Do Damaszku" Augusta Strindberga w reż. Jana Klaty oraz "Jasieński" w reż. Ewy Wyskoczyl i "Edward II" Christophera Marlowe'a w reż. Anny Augustynowicz z Narodowego Starego Teatru w Krakowie, gościnnie w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim. Piszą Katarzyna Fryc i Agata Olszewska w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Cztery spektakle Narodowego Starego Teatru z Krakowa zobaczyliśmy na deskach Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego.

Nie opadł jeszcze pył po udanych prezentacjach warszawskiego Teatru SOHO, a Gdański Teatr Szekspirowski zaprosił widzów na kolejną ucztę. Tym razem gościem sceny prof. Jerzego Limona był Narodowy Stary Teatr z Krakowa pod wodzą Jana Klaty - dla jednych eksperymentatora i reformatora rodzimego teatru, dla innych już klasyka, bez którego trudno wyobrazić sobie polską scenę początków XXI wieku.

"Do Damaszku", czyli donikąd

Na początek zobaczyliśmy "Do Damaszku" Augusta Strindberga w reżyserii Klaty z 2013 r., po raz pierwszy wyreżyserowany przez Klatę jako dyrektora tej sceny. Ale głośnym głównie z powodu przerwania spektaklu okrzykami "Hańba!" przez kontestującą go krakowską widownię, co odbiło się głośnym echem. "Do Damaszku", zapowiadane jako "próba opowieści o naszej współczesnej religijności i miejscu religii w życiu dzisiejszego człowieka oraz o potrzebie wspólnoty, wiary i bycia w Kościele", ma także parę innych odniesień. Równo 40 lat temu w zakończonym tragicznie locie do Damaszku zginął związany ze Starym Teatrem reżyser Konrad Swinarski, który planował wystawić sztukę Strindberga.

Niestety, przedstawienie Klaty nie zasługuje na rozgłos, jaki stał się jego udziałem. A już z pewnością nie jest to rzecz o współczesnej religijności i duchowości, raczej o naturze narcystycznego idola (w głównej roli Marcin Czarnik). To spektakl, który każe przypuszczać, że reżyser zaczyna zjadać własny ogon. Owszem, Jan Klata jest sprawnym, kreatywnym i pod wieloma względami zaskakującym inscenizatorem, który do perfekcji opanował umiejętność epatowania formalnymi fajerwerkami (znakomita scenografia Mirka Kaczmarka, inspirowana Kaplicą Czaszek). Pewna stylistyczna ostentacja stała się znakiem firmowym Klaty. Reżyser w powodzi pomysłów zaczyna jednak zapominać, że te skądinąd miłe dla oka atrakcje, bogate w i wielopoziomowe konteksty kulturowe, warto jeszcze wypełnić równie intensywną treścią. Tego niestety brakuje.

Głowacki Orestes

Klata skupia się na cytatach muzycznych (czerpie m.in. z Depeche Mode, Nirvany, Army of Lovers czy Robbiego Williamsa), które - po raz kolejny w jego inscenizacjach - są równorzędnym bohaterem sztuki. Tak jest zarówno w "Do Damaszku", jak i dużo lepszej "Orestei" Ajschylosa w jego reżyserii, którą również zobaczyliśmy w Gdańsku.

Przepisany na nowo antyczny dramat - którego kanwą są tragiczne i naznaczone klątwą losy rodziny Agamemnona, przepowiedziane przez Kasandrę (tekst w niezwykły sposób wyartykułowany przez Małgorzatę Gałkowską) - wybrzmiewa w niezwykłej, budującej napięcie scenografii, która staje się areną przemieszania stylów. Spektakl z udziałem m.in. Anny Dymnej i Anny Radwan-Gancarczyk skradł gościnnie występujący w Starym Teatrze znakomity Piotr Głowacki w roli Orestesa, aktor kameleon o porażającej sile wyrazu i charyzmatycznej sile, który bawi się konwencjami, zawłaszczając uwagę widowni.

"Jasieński" - nieszkodliwy chuligan

Zupełnie inne oblicze zespołu Narodowego Starego Teatru w Krakowie pokazał kameralny monodram "Jasieński" w reżyserii Ewy Wyskoczyl. To propozycja tym ciekawsza, że to przeniesiony na główną scenę spektakl offowy działającego w Tarnogórskim Centrum Kultury Teatru ZL.

Wyskoczyl przypomina sylwetkę poety Brunona Jasieńskiego, sięgając do jego wierszy, w tym erotyków, i tekstów, które wzbogaca fragmentami książek Leszka Kołakowskiego "Rozmowy z diabłem" i Marci Shore "Kawior i popiół". Pokrótce opowiada też o jego losach, nie rozgrzesza przy tym artysty, jego ocenę pozostawiając widzom. Prezentuje postać pełną przeciwieństw, uwikłaną w polityczną przeszłość, a jednocześnie romansującą ze współczesnością - wcielający się w tę rolę Michał Majnicz ubrany jest w ortalionowe bojówki i bluzę z kapturem, w dodatku w jednej ze scen rapuje, podkreślając rytmiczność i muzyczność poezji Jasieńskiego.

Reżyserce udało się wypracować własny język teatru alternatywnego. "Jasieński" to spektakl z pomysłem, łączący pamięć o XX-wiecznym poecie ze współczesnymi technikami. Ciekawa wizualnie jest oszczędna, symboliczna scenografia, wzbogacana materiałami wideo. Utrzymana w szaroczerwonej kolorystyce zaaranżowana przestrzeń na pierwszy rzut oka przypomina pokój dziecięcy. Stojące w rogu łóżeczko zmienia się w więzienną pryczę, a z czerwonego pojemnika Majnicz wydobywa drewnianą zabawkę - głowę konia na kiju, która w jego rękach zmienia się w rumaka pędzącego po ziemiach sowieckiego Tadżykistanu. Więcej w jego zachowaniu niewinnej pychy i groteski niż rewolucji.

Choć interesująca, zaproponowana przez Wyskoczyl współczesna wizja okazuje się zaskakująco stonowana, jak na opowieść o oskarżanym o bluźnierstwa wichrzycielu. Michałowi Majniczowi nie udało się stworzyć charakterystycznej postaci. Zamiast futurysty i skandalisty na scenie pojawia się nieszkodliwy chuligan o talencie stand-upera. Po mocnym początku, w którym aktor krąży wśród widowni i przez megafon każe wyłączyć telefony, następnie jak mantrę zaczyna powtarzać "Ja jestem syn królewski, ja jestem syn kurewski", dalej już nie zaskakuje, ani tym bardziej nie prowokuje. Współczesny obraz Jasieńskiego nie wzbudza nawet w połowie takich emocji, jak sam artysta czynił to w latach 20. XX wieku.

Peszek jako Edward II

W konwencji klasycznego teatru opartego na mocnym aktorstwie przygotowany jest "Edward II" [na zdjęciu] Christophera Marlowe w reżyserii Anny Augustynowicz z Janem Peszkiem w tytułowej roli. To spektakl minimalistyczny w formie, który obywa się niemal bez scenografii (nie licząc kilku jej skromnych elementów) i z użyciem paru rekwizytów. W sztuce Marlowe'a Edward II jest władcą zdominowanym przez otoczenie, którego zdanie i decyzje się nie liczą. Początek końca jego panowania ma miejsce, gdy przyznając się do homoseksualizmu, obdarza majątkiem i honorami swego młodego ulubieńca (udana rola Bartosza Bieleni), narażając się na zazdrość i gniew dworu, a przede wszystkim królowej Izabeli (w tej roli syn Jana Peszka - Błażej Peszek). W tym spektaklu jest miejsce na pauzę, na pięknie podany tekst i wybrzmienie ostatniej frazy monologu. Na oddech, skupienie i intymny kontakt widza z aktorem. Taki teatr, który rozgrywa się w wyobraźni widza, nie zdarza się co dzień.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji