Artykuły

Śmierć na deskach

Niegdyś komiwo­jażer, dziś przed­stawiciel handlo­wy. Czy spełnia tylko swoje marze­nia, czy też sny in­nych? Odpowiedzi w teatrze.

Bohaterem "Śmierci ko­miwojażera" Arthura Millera jest Willy Loman (Krzysztof Ławniczak). Przez 40 lat praco­wał oferując ludziom w najdal­szych zakątkach świata fascynu­jące produkty nowoczesności. Dzisiaj nikt nie chce od niego już nic kupić. Zostaje wyrzucony z pracy. I wtedy zaczyna myśleć, dokonuje swoistej wyprzedaży pamięci. Co z niej wyjdzie? Zo­baczycie w sobotę o godz. 19 w Teatrze Dramatycznym (ul. Elektryczna 12).

- Willy jest zawieszony gdzieś między przeszłością a przyszłoś­cią, między marzeniem a rzeczy­wistością, w równym stopniu na tę chorobę choruje cała rodzi­na - mówi reżyser, Iwo Vedral. - Nie ma takiej możliwości, żeby ta choroba się nie rozprzestrzenia­ła. "Śmierć komiwojażera" to dla mnie jeden z najsmutniejszych tekstów, jakie można sobie wyo­brazić. Samo to jest już wystar­czająco podniecające, by ten tekst zrobić. A wiodącym tema­tem staje się nie życie, a śmierć, uporczywe umieranie, nieznośność umierania.

Spektakl ten będzie nietypowy z przestrzennego punktu widze­nia. Publiczność zamiast na wi­downi, będzie siedziała na scenie i na balkonie. Od miejsca, w którym się znajdzie, będzie zależał ogląd sztuki.

- Z jednej strony mamy tekst niezwykle kameralny, który można przedstawić blisko widza, a z drugiej strony pojawia się tu pewien rodzaj agory, jak z an­tycznego dramatu - twierdzi re­żyser. - To charakterystyczne dla Millera, że z kameralnego, reali­stycznego dramatu przechodzi­my na zasadzie hiperboli w an­tyczny dramat. Szukałem przestrzeni, aby ją otworzyć i zrobić rodzaj agory, otoczonej ludźmi. Żeby widz przychodził na spotkanie w rodzaju wiecu. To nie jedyna rzecz, jaką za­skoczą nas twórcy. Na potrzeby spektaklu nagrano paradokument z udziałem mieszkańców Białegostoku, którzy pojawili się na specjalnym castingu.

- Chcieliśmy odwołać się do wspólnego popkulturowego doświadczenia, które wszyscy rozpoznajemy, czy oglądamy te­lewizję czy nie - mówi Iwo Vedral. - Praca nad spektaklem jest jak podróż. Przyjeżdżasz gdzieś, zaczynasz się rozglądać, nasłuchiwać i pewne rzeczy z otaczającej rzeczywistości przesiąkają do spektaklu. Tak jak w spektaklu pojawi się nasz bia­łostocki odcinek "Ukrytej praw­dy", tak samo pojawi się papież, a nawet dwóch: jeden który ustą­pił i drugi, który został wybrany. Bo te wydarzenia miały miejsce podczas naszej pracy i uznaliśmy je ważne dla spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji