Artykuły

Andrzej Łapicki zapowiada rozstanie ze sceną! (fragm.)

DO AKTORSKIEGO JUBILEUSZU można mieć różne podejście. Można urządzić wielką fetę z set­kami osób na scenie i tysiącem na widowni - jak zrobił Wojciech Pszoniak na swoje 50-lecie, można nieco skromniej, lecz przecież z rozmachem - jak świętowali Holoubek czy Bardini, i można również całkiem kameralnie, intymnie, jedynie w gronie przyjaciół, jak ob­szedł swoje 70 lat Andrzej Łapicki. Na małej scenie Teatru Powszechnego wystawił dla swo­ich gości "Śluby panieńskie", grając w nich ro­lę Radosta. W towarzystwie Mirosławy Dubrawskiej, otoczony aktor­ską młodzieżą, dat przed­stawienie klasyczne w for­mie, zatroskane o to przede wszystkim, by pięk­no Fredrowskiego wiersza zostało zachowane, by utrzymać właściwy styl - w słowie, w geście, w roz­grywaniu sytuacji, w no­szeniu kostiumu...

Do "Ślubów panień­skich" Warszawa ma zresz­tą szczęście. Znakomite było przedstawienie przed dwudziestu laty, przygoto­wane w Ateneum przez Ja­na Świderskiego, który też sam grał Radosta, a w ob­sadzie błyszczeli: Aleksan­dra Śląska (pani Dobrójska), Krystyna Janda (Aniela), Grażyna Barsz­czewska (Klara), Andrzej Seweryn (Gustaw). Znakomite były też "Śluby" przed dziesięcio­ma laty, które w Teatrze Polskim reżyserował właśnie Łapicki, mając do dyspozycji min. Ja­na Englerta - Gustawa, Annę Seniuk - Dobrójską, no i rewelacyjną Joannę Szczepkowską w roli Anieli.

Teraz w Powszechnym podtrzymano te dobre tradycje. Obok Łapickiego i Dubrawskiej (Dobrójska) obejrzeliśmy bardzo utalentowaną młodzież: Rafała Królikowskiego (Gustaw), Ju­stynę Sieńczyłło (Aniela), Beatę Ścibakównę (Klara), Piotra Kozłowskiego (Albin). Było mnóstwo zasłużonych braw, dużo świetnej za­bawy, ale potem - nieoczekiwanie ogarnął nas smutek, bo Andrzej Łapicki w dowcipnym, choć niewolnym od nutki melancholii prze­mówieniu wyznał, że tą rolą żegna się już ze sceną. No cóż, chciałbym uznać to za podyk­towane nastrojem chwili wyznanie zbyt po­chopne i nieprzemyślane, lecz jeżeli pan An­drzej potraktuje swe słowa poważnie, to dla naszej sceny oznaczałoby to coś więcej, niż przedwczesne zakończenie jednej tylko karie­ry: oznaczałoby wygasanie pewnej epoki - epo­ki aktorów o wielkiej kulturze osobistej, za­wsze mądrze i pięknie mówiących, zawsze do­brze ubranych, mających nieskazitelne maniery. Aktorów, dla których grywanie inteligentów nie jest dużym problemem, ponieważ po pro­stu są inteligentami. Patrzyłem na "jubileuszową" widownię. Aleksander Bardini, Andrzej Wajda, Gustaw Holoubek, Jan Englert, Młynarski, Pszoniak, Olbrychski z żoną (córką Łapickiego), znako­mity chirurg, prof. Noszczyk z żoną, aktorką Grażyną Staniszewską, państwo Niemczyccy - reprezentujący wielki biznes i wielką życzli­wość dla spraw kultury, Maja Komorowska, Je­rzy Gruza, itd., itd., sami wybitni! I pomyśla­łem sobie, że to grono niezwykłe, że coraz mniej jest miejsc i okazji, by spędzić wieczór w towarzystwie takich ludzi. Że kończy się epoka interesujących konwersacji, bon motów, uprzejmości dla dam, wrodzonej kultury bycia, ciemnych garniturów na wieczór, dobrej wody toaletowej, czystych koszul i krawatów. Epoka, której Łapicki jest nie tylko reprezentantem, lecz wręcz symbolem. Zatem żal, no ale cóż - świat idzie do przodu, tylko - czy we właści­wym kierunku?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji