Artykuły

Zimny trup

"Komedia bulwarowa" Olivera Bukowskiego niewiele daje do myślenia, trochę do śmiechu.

Jego bohaterowie są tak zabawni, fałszywi, butni, cyniczni, kłamliwi, aroganccy i rozwiąźli jak goście "Wa(h)re Liebe" - najtrywialniejszego z niemieckich programów telewizyjnych. Tylko tyle mogli zagrać wrocławscy aktorzy. Zagrali dobrze, ale nie wiem, po co?

Bez tytanów

Seks, pieniądze, samochód, używki, filozofia to wszystko, co do niedawna podejrzewaliśmy o kształtowanie popkulturowego mitu, coraz wyraźniej układa się m.in. w Niemczech, ojczyźnie autora sztuki, w ramki, tabelki, infografiki, pouczenia, instrukcje obsługi, od których nie ma ucieczki. Granice tej wolności, o której śniła Europa po 1968 roku, dziś wyznaczają telewizyjni producenci i kolorowe pisma. Konsekwencje pokazuje "Komedia sytuacyjna".

"Komedia" to jednak nie jest "Kariera Arturo Ui", a Bukowski nie jest Brechtem. Odkąd prezydenci supermocarstw popłakują do internetowych kamer z powodu niewłaściwego używania cygar, przestaliśmy żyć w cieniu herosów. Nasze czasy - i to właśnie pokazuje na scenie Teatru Współczesnego Krystyna Meissner, która tę czarną komedię wyreżyserowała - po prostu już nie są epickie. To dzielony planszami (w sztuce Meissner uroczo wnoszonymi przez mima, Zbigniewa Szymczyka, tworzącego miniinterludia) wieloodcinkowy reality show, w którym miernoty nawet już nie udają tytanów. Za paczkę fajek, batonik albo za samochód z klimatyzacją w cenie podstawowej (to zależy od łutu szczęścia albo od rozmiarów ekshibicjonizmu) wyprzedają wszelkie wartości.

Góra - dół

Bukowski jest po prostu bezwzględny. Bogaci są "na górze", biedni "na dole". Bogaci, tu rodzina Terre, wygrywają w grze życia ekskluzywny dom, meble i ciuchy, samochody, sprzęt hi-tech. Jak wszyscy "z górnych półek", jadają na platerach przy stołach dekorowanych przez wysublimowanych designerów, odziewają się u wyrafinowanych krawców, uprawiają wyrafinowany seks, gubią się w ilości posiadanych kart kredytowych.

Ci z dołów społecznych (wiecznie marudzący Paschke i cwaniaczek Ackermann) jadają w fast foodach, wyszukują rzeczy na śmietnikach i wyprzedażach, sypiają z nadmuchiwanymi lalkami, zarabiając zrzucaniem węgla po 7,50 marki za godzinę.

Jedyny sposób, aby tę sytuację odwrócić, to gwałt. Host Paschke (dobra rola Włodzimierza Maciudzińskiego), nocny strażnik kąpieliska, zazdroszcząc Thomasowi Terre panienek, dragów i porsche, "pomaga mu" utopić się. Naoglądawszy się gazet o terrorystach, wpadł na szatański pomysł, by za martwego chłopaka zażądać okupu (Wojciech Kuliński w niemej roli trupa jest ekstra). Wciąga w tę awanturę kumpla Lottiego Ackermanna (w różowych dresowych spodniach i skórzanej kurtce Jerzy Senator wprost zniewala), myśląc, że nareszcie odegrają się za życiowe klęski.

Dramat jak komedia

Problem w tym, że rodzina Terre jest patologiczna. Za życia dziwkarz Thomas obmacywał własną matkę, jego ojciec, profesor filozofii, jest estetą-psychopatą, który nienawidzi syna. Profesor jest aż tak wyrafinowany, że po prostu nie przyjmuje przesyłek i nie odbiera telefonów od ludzi z innej sfery. Biedny Paschke zostaje zatem wystrychnięty na dudka. Trup nie mieści się w starej lodówce. Dramat zmienia się w komedię, piętrzą się absurdalne sytuacje, dialogi stają się skeczami, które trudno streścić.

Scenografka Anna Sekuła umieściła akcję w blaszanym kontenerze, wielofunkcyjnym jak dom Wielkiego Brata, więc podglądamy show tak mądry i śmieszny jak my sami.

Element łańcucha pokarmowego

Nic tak nie ożywia akcji jak trup! Rodzina Terre żyje niczym groteskowi bohaterowie wprost przeniesieni z Felliniego. Obiad to pokaz haute couture, rozmowy - cytaty z Witkacego. Hipergroteska zdarza się jednak wtedy, gdy Ina Eweliny Paszke wkłada dłonie do stojącego nad ogniem fondue. - Odchodzę - mówi samookaleczona do znienawidzonego męża. - To niemożliwe

- szydzi psychopatyczny profesor, dla którego nawet ból jest formą, który nie potrafi bez formy żyć. Wie, że do bogactwa człowiek przywyka.

Krzysztof Kuliński zagrał postać Terrego przejmująco - jest kukłą ojca, męża, intelektualisty. Tak bardzo jest więźniem konwenansów, że gdy Ina, w której drzemią jeszcze jakieś ludzkie uczucia, demaskuje jego odrzucenie, on karleje w mgnieniu oka, płaszczy się jak gad, ale też odżywa jak upiór, kiedy tylko pojawi się konieczność powrotu do form, np. głód, który trzeba zaspokoić w przyzwoitej restauracji, a nie w budce z pitą. Ina umie być taka sama jak on, zamienia tylko estetyczne kłamstewka na brutalizmy, na fizjologię. Tym razem Pigmalionowi nie udaje się przeobrażenie. To kolejna efektowna rola Eweliny Paszke-Lowitzsch.

- Filozofia jest potrzebna, żeby człowiek miał coś do robienia między jedzeniem a pieprzeniem - mówi domorosły filozof Paschke. Ale właśnie idei w sztuce Bukowskiego zabrakło. W finale śmierć Paschkego od kul antyterrorystów jest tak patetyczna jak reklama pasty do zębów. Wbrew deklaracji stojącego na lodówce z trupem Thomasa Paschkego-ofiary (bo mierzy do siebie samego z rewolweru, stojąc pod lufami speckomanda), nigdy, nawet w tak dramatycznej sytuacji nie miał "swoich pięciu minut". Tacy ludzie jak Paschke czy Ackermann po śmierci także pozostają tylko śmieciem - sugeruje Bukowski.

Krystyna Meissner wykonała dobrą teatralną robotę. Anna Sekuła uszyła świetne kostiumy. Aktorzy zagrali co najmniej przyzwoicie. Jednak wymowę spektaklu dałoby się streścić w dwóch, trzech zdaniach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji