Artykuły

Nowa muzyka utonęła w potoku niepotrzebnych słów

To miał być wieczór młodych kompozytorów. Zdominowali ich jednak niepokorny reżyser Krzysztof Garbaczewski i bełkotliwi libreciści.

Sami są jednak winni. Do pra­cy nad scenicznym debiutem Sławomir Wojciechowski i Marcin Stańczyk ich wybrali. A wszystko rodziło się w wyniku wspólnych dyskusji prowa­dzonych na różnych etapach. To dwaj kolejni kompozyto­rzy, których Opera Narodowa zaprosiła do "Projektu 'P'". Do­stojna instytucja chce otworzyć się na dzisiejsze trendy i ekspe­rymenty. Urodzeni w latach 70.

Sławomir Wojciechowski i Marcin Stańczyk są znani od­biorcom muzyki najnowszej, ale tylko im. Nawet fakt, że Marcin Stańczyk zwyciężył w ubiegłym roku w niezwykle prestiżowym konkursie kom­pozytorskim Tore Takemitsu w Japonii (przyznaje się tylko jedną nagrodę), nie przebił się do szerszej publiczności.

Obaj szukają inspiracji w tym co, wokół nich. Stańczyk nagrywa dźwięki realnego świata, Wojciechowskiego in­teresuje wszystko, co towarzy­szy wykonywaniu muzyki: ru­chy, szmery, gesty, z których powstaje teatr dźwięków. To, co każdy z nich stworzył w "Projekcie 'P'", nie jest oczywiście operą. Ten termin dawno już przestał przystawać do poczynań kompozytorów na­szych czasów, chyba że uzna­my, iż opera jest wielkim wor­kiem, w którym mieści się każdy eksperyment sceniczny.

"Zwycięstwo nad słońcem" Sławomira Wojciechowskiego jest raczej performance'em teatralnym, bo też Krzysztof Garbaczewski - modny, ale i kontrowersyjny dziś reżyser o nieposkromionej wyobraźni - zawładnął całą kameralną sceną Opery Narodowej.

Każdy z elementów dekora­cji i rekwizytów jest tu rodza­jem cytatu lub elementem gry w skojarzenia, bo "Zwycięstwo nad słońcem" odnosi się do futurystycznej opery z 1913 r., której współtwórcą był Kazi­mierz Malewicz (ten od "Czar­nego kwadratu na białym tle"). Sama muzyka Wojciechow­skiego stała się jednym z wielu składników widowiska.

To, co skomponował Marcin Stańczyk, zdecydowanie bar­dziej przykuwa uwagę. Jego "Solarize" w ciekawy sposób się rozwija - od delikatnych szmerów do zaskakujących harmonii z elementami free jazzu. Muzyce przeszkadza jednak nadmiar słów płyną­cych ze sceny. A bełkotliwe li­bretto o cierpiącym na progerię artyście z RPA Leonie Botha Krzysztof Garbaczewski roz­budował ciągiem obrazów i "Solarize" zatonęła w preten­sjonalnym sosie.

Po dwóch odsłonach "Pro­jektu'P'" można powiedzieć, że coś może się wykluje na scenie Opery Narodowej, ale w tych utworach odbija się też przy­padłość, na jaką cierpi naj­nowsza muzyka. Jej autorzy skupiają się na detalach, jakby bali się większych form. Jedy­nie Marta Kluczyńska wyrasta na dyrygentkę świetnie radzą­cą sobie z tymi utworami. Za rok Opera Narodowa zaprosi kolejnych dwóch kompozytorów, potem wszyst­kie sześć utworów chce przed­stawić na Warszawskiej Jesie­ni. Trzeba próbować dalej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji