Artykuły

Kubły ekspresji

Pisanie o "Zachodnim wybrzeżu" Bernarda-Marie {#au#1334}Koltesa{/#} jest zadaniem trudnym nawet w dzień po premierze. Wymaga bowiem przywołania w pamięci czegoś, co jak najszybciej chciałoby się z niej wymazać.

Przedstawiona w dramacie wizja świata jako śmietniska nie jest w literaturze niczym nowym. Spotkamy ją choćby w twórczości Becketta i w zdecydowanie lepszym artystycznie gatunku. Autor epatuje pochwałą mordowania kałasznikowem, co ma zastępować miłosny akt. Koltes rzuca nam kilka złotych myśli w rodzaju "Człowiek nie ubrany jest jak luksusowy samochód bez silnika porzucony w kącie", a dla zabawienia publiczności częstuje ją dialogiem, o zaniechaniu mycia niektórych części ciała. Dla ułatwienia - nie chodzi ani o ręce, ani nawet o nogi.

Premiera w Teatrze Studio stała się niezbornym przeglądem znanych już chwytów - scen ni to orgii, ni to dziwacznych obrzędów żywo przypominających słynne przedstawienie {#re#6862}"Bzik tropikalny"{/#} i {#re#8453}"Niezidentyfikowane szczątki ludzki"{/#} Grzegorza Jarzyny. Znajdziemy tu oczywiście element modnej ostatnio wielokulturowości i koajrzenia wszystkiego ze wszystkim. W tej dowolności nie szokuje już nawet ciemnoskóry Omar Sangare

z narzuconą na głowę niebieską chustą stającą się maryjnym płaszczem i wydobywający z siebie dźwięki kojarzące się z czymś w rodzaju indyjskiej mantry, a także legionu mongolskich mnichów zebranych na modłach. W tym dziwnym materii pomieszaniu nie zaskakuje już Aleksander Bednarz ubrany w indiański pióropusz i palący na proscenium coś, co nazywane jest jointem, czy Krzysztof Kolberger ubrany w powabny gorset.

Przedstawienie Warlikowskiego męczy statycznością scenicznych sytuacji, którą od czasu do czasu urozmaicają hałaśliwa muzyka i histeryczny wrzask. Modnie potraktowano też sceniczną mowę; brzmi to jak przepowiadanie tekstu na chwilę przed pójściem na próbę, co ma oczywiście symbolizować brak kontaktu między bohaterami. Szkoda wysiłku całego zespołu, zwłaszcza aktorek o klasie Stanisławy Celińskiej i Edyty Jungowskiej, widywaliśmy je bowiem w lepszych artystycznie przedsięwzięciach. "Zachodnie wybrzeże" to kolejny i dość typowy przykład ostatniej teatralnej mody. Lubi ją część aktorów, gdyż nie muszą męczyć się tworzeniem postaci o pełnym psychologicznym rysunku, a pozwala im ona na bezkarne wylewanie tzw. kubłów ekspresji. Uwielbia ją część reżyserów, bo przeprowadzana przez nich teatralna rewolucja, czyli bezładna narracja i estetyka tandetnego wideoklipu pozwalają ukryć artystyczną bezradność. Niestety hołduje tej modzie część publiczności, i - co gorsza - niektórzy krytycy, gdyż całkowity zanik zdrowego rozsądku i jakichkolwiek estetycznych kryteriów zwalniają od uciążliwej czynności myślenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji