Artykuły

W tłumie łatwiej się ukryć

Kto śledzi w ostatnich latach poczynania warszawskiej Romy, ten musi docenić drogę, jaką przebył ten teatr za obecnej dyrekcji: od pierwszej pre­miery "Crazy for you" po najnow­szą - "Grease".

Z pewnością owocują przyjęte w tym teatrze metody pracy - dobiera­nie odtwórców poszczególnych ról metodą ogólnopolskich castingów i długi, jak na polskie warunki, okres prób. Ale też ten musical Jima Jacobsa i Warrena Caseya wyjątkowo dobrze przystaje do możliwości war­szawskiego zespołu. Jego wątła akcja i prosto zarysowane postaci nie zmuszają do wnikliwych działań ak­torskich, a młodzi wykonawcy z Ro­my znacznie lepiej śpiewają i tańczą, niż grają. Dialogów zaś, na szczęście, nie musieli się uczyć zbyt wielu. Co więcej - "Grease" jest wyprawą do czasów złotej epoki rock and rolla, której styl i klimat zespół dobrze czuje. To nie są wyrafinowane styli­stycznie utwory Gershwina z "Crazy for you" czy rozbudowana, aż na­zbyt, muzycznie "Miss Sajgon". W "Grease" jest wiele przebojów, które każdy z nas nuci sobie na co dzień, nic więc dziwnego, że bawią się nimi i wykonawcy, i widzowie.

Ten musical jest po prostu zbio­rem atrakcyjnych piosenek, śpiewa­nych w większości jeśli nie przez cały zespół, to przynajmniej przez kilko­ro wykonawców jednocześnie. A w tłumie łatwiej ukryć swe braki. Zde­cydowanie ciekawiej prezentuje się męska część zespołu, zwłaszcza Ja­kub Szydłowski (Kenicki), Jan Bzdawka (Doody), a przede wszyst­kim Michał Milowicz (Danny), o se­kundę w każdym ruchu szybszy od partnerów i bardziej dynamiczny. Wśród dziewcząt najbardziej mogła się podobać Beata Wyrąbkiewicz, która potrafiła nieco ożywić papiero­wą postać naiwnej Sandy.

Od strony czysto warsztatowej warszawski spektakl jest przykła­dem tego, jak należy eksponować zalety i tuszować niedostatki zespo­łu. Widać to choćby na przykładzie choreografii Jacka Badurka. Nie­ustanne powtarzanie prostych w gruncie rzeczy ruchów przez kolejne grupy wykonawców, zwielokrotnia­nie tych samych gestów pozwala widzom uwierzyć, że na scenie dzieje się znacznie więcej, niż ma to miej­sce w rzeczywistości. Ale przyznać trzeba, że konkurs tańca czy wizyta przewrotnego Anioła Stróża (dobry w tej roli Tomasz Steciuk) prezentu­ją się efektownie.

Zarówno choreograf, jak i reżyser Wojciech Kępczyński zadbali, by spek­takl miał dobre tempo. I co najważ­niejsze - by opowieść o amerykańskiej młodzieży z lat 50., przyprawioną rock and rollem, podać z przymrużeniem oka i w tonie niezbyt serio. Szkoda tyl­ko, iż owej odrobiny luzu zabrakło Do­rocie Kołodyńskiej, która zaprojekto­wała nazbyt wydumane kostiumy. Ten spektakl ma być przede wszystkim bezpretensjonalną zabawą i tak należy "Grease" traktować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji