Artykuły

Ferdynand Szypuła, skarb środowiska artystycznego

Ferdynand Szypuła (ur. w 1931 roku, w Rybniku) to postać wyjątkowa w artystycznej topografii Śląska i Katowic, twórca, o którym myślę zawsze z szacunkiem, uśmiechem, ale i odrobiną zazdrości, jaka pojawia się, kiedy spotykam artystów bez reszty pochłoniętych swą twórczością, ale życzliwie otwartych na innych ludzi szukających wytchnienia i otuchy w powikłanym świecie współczesnej sztuki

Tak wyjątkowi artyści, jak Ferdynand Szypuła są skarbem w pejzażu każdego środowiska artystycznego; przestrzeni wyizolowanej, zawistnej, często agresywnej wobec siebie, pysznej wobec widza, wypierającej poczucie odrzucenia, utwierdzającej się w życzeniowych samoocenach.

Ferdynand Szypuła jest absolwentem, z 1957 roku, katowickiego Wydziału Grafiki krakowskiej ASP; przez dziesięć lat, od 1958 roku, pracował w Telewizji Katowice jako operator kamery. Szukam w swoich szpargałach, ale nie mogę znaleźć odpowiedzi na pytanie, jak tam trafił i dlaczego zastawił graficzną prasę, sztalugi dla kamery i rozgrzanego reflektorami studia telewizyjnego; może potrzebował kontaktu z ludźmi, może ciekawiło go nowe jeszcze wtedy medium; dekada to długo, więc napatrzył się w studio przez wizjer kamery na ludzkie losy, nachalną propagandę, polityczne kłamstwa; jedno jest pewne: poznał wtedy życie w tyglu propagandowego ośrodka katowickiej tv jak mało kto; może tam należy szukać źródeł jego późniejszej postawy twórczej pełnej życzliwego dystansu i otwarcia na widza galeryjnych i muzealnych ekspozycji, które później tworzył.

Plastyk przede wszystkim

Ferdynand Szypuła był jednak przede wszystkim plastykiem; w 1960 roku zaczyna współpracę z telewizją jako scenograf; przez blisko dwadzieścia lat stworzył ponad sto scenografii do najróżniejszych spektakli, teatrów telewizji, przedstawień muzycznych, programów edukacyjnych, seriali biograficznych (jest laureatem Grand Prix, Festiwalu Interwizji w Pradze w 1977 roku), równolegle projektował scenografie do spektakli teatralnych, m.in. w Teatrze Nowym w Zabrzu i Teatrze Zagłębia w Sosnowcu, silnie działające syntetycznym znakiem, oszczędne formą i jak teraz oglądam na starych fotografiach - noszących silne piętno obrazowania graficznego.

Wystawia regularnie swoje grafiki: linoryty, serigrafie, akwaforty, akwatinty od 1962 roku na wielu wystawach indywidualnych i blisko stu zbiorowych na całym świecie, zyskując bardzo pochlebne opinie publiczności i recenzentów; wstępy, opracowania twórczości do katalogów wystaw graficznych Ferdynanda Szypuły pisali tak znakomici znawcy sztuki, jak m.in. Alfred Ligocki czy wybitny grafik i teoretyk tej dyscypliny Andrzej Pietsch (1932-2010). Od 1972 roku artysta rozpoczął współpracę z katowickim BWA jako projektant ekspozycji. Nasze BWA to chyba największa przestrzeń wystawiennicza w RP - ciekawa, ale niełatwa dla aranżera ekspozycji. To taki długi prostopadłościan, jak puste pudło po butach, łatwo można tam popełnić błąd i wystawić widza na natłok prac albo przeciągi wśród pustki.

Kiedy w 1976 roku oglądałem w BWA, z wypiekami na twarzy, słynną wystawę "Romantyzm i romantyczność w sztuce polskiej XIX i XX wieku" nie miałem pojęcia (bo i skąd), że zaprojektował ją Ferdynand Szypuła. Tę opowiedzianą wtedy przez Szypułę, eksponowanymi na wystawie dziełami wspaniałych twórców, historię naszego romantycznego syndromu mam wyraźnie przed oczami do dziś.

Mistrz aranżacji

Podobnie jak aranżację Szypuły wspaniałej, wielkiej wystawy grafik Albrechta Durera (1471-1528) w 1983 roku (takie ci to kiedyś wystawy gościły na Śląsku), "Wyspiański i jemu współcześni" w 1980 roku, "Malarstwo Wojciecha Gersona" 1979, "Jesienne salony paryskie" 1979, "Polski portret barokowy" w 1978 roku czy przepiękne, konstruktywistyczne ekspozycje Międzynarodowego Biennale Grafiki w Krakowie, Intergrafii, Triennale Grafiki Polskiej, Biennale Plakatu Polskiego i wielu innych. Prowadził Szypuła po tych ekspozycjach widza z niebywałą cierpliwością i taktem, wyraźnie oswajał zwiedzających, edukował, wskazując źródła kreacji, inspiracje, konteksty.

Często przyglądałem się Ferdynandowi Szypule, kiedy aranżował wystawy w BWA, był zawsze świetnie przygotowany, tworzył drobiazgową makietę, eksperymentował ze światłem (doświadczenia teatralnego scenografa), by później już na ekspozycji, z pełnym szacunkiem dla prac prezentowanego artysty, tworzyć z nich opowieść dla publiczności. Aranżer wystawy może pomóc artyście w odbiorze jego eksponowanych dzieł, ale może go także wpuścić w niezły kanał.

Ferdynand Szypuła był prawdziwym mistrzem aranżacji i nieprędko drugi taki się pojawi. Pamiętam jego piękne aranżacje wystawy wspaniałego Tomasza Struka, (1952-2004), Jana Szmatlocha, Ewy Zawadzkiej czy wirtuoza współczesnego szkła artystycznego Henryka Albina Tomaszewskiego (1906-1993), którą pokazywaliśmy już pod koniec mojej pracy w BWA. Niezbyt często prezentowało się wtedy indywidualne pokazy twórców szklanych form; Szypuła wpierw stworzył konstruktywistyczny, biały pejzaż będący bazą do wkomponowania weń szklanych, przeźroczystych, mlecznych, kolorowych brył, które potem ożywił światłem wędrującym poprzez nieskończoność szklistych nacieków, sopli, konch, zmarzlin; kilka dni tworzył tę kompozycję, układał, sto razy przestawiał poszczególne formy o centymetr.

Przyglądałem się ukradkiem, przechylony przez barierkę, jak Szypuła pracuje, i wydało mi się wtedy, że jest genialnym muzykiem ledwo dotykającym szklanych obiektów Tomaszewskiego, wydobywając z nich szlachetne, nieznane, wibrujące tony. Jakby na moich oczach wskrzeszał ten zimny, szklisty świat.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji