Artykuły

Kraków II

Niezadługo Teatr Stary z Krakowa będzie obchodził swoje dwuchsetlecie. Powstał w 1781 roku, a na placu Szczepańskim rezyduje od 1799. Wprawdzie z przeszko­dami, ponieważ co pewien czas okazuje się, że budy­nek ze względów bezpieczeństwa nie nadaje się na ce­le widowiskowe. Wtedy Teatr bywa zamykany. Po czym, po paru przeróbkach (albo i bez nich) wznawia swą działalność. I tak przebudowano go w 1842 roku, a zamknięto w 1882 (niebezpieczeństwo pożaru); po wybiciu paru dziur i dosta­wieniu drewnianych (!) schodów - uruchomiono, by zamk­nąć w 1893, a otworzyć (jako salę koncertową) w 1906. Do­piero w 1945 Teatr powrócił na stare śmieci i od tego czasu... trwa dyskusja o pilnej potrzebie zamknięcia go, bo przecież grozi zawaleniem. Ostatnio miasto Kraków prolongowało zawalenie Teatru Starego parę lat, by w tym czasie, za grub­szy grosz, wybudować teatr muzyczny. Tam to przeniesiony zostanie Teatr Stary, a gmach na placu Szczepańskim zacz­ną przebudowywać tzn. zamkną.

Historia wskazuje, że nie tylko budynek Teatru Starego jest wyjątkowo odporny na działanie żywiołów, grzyba i pleśni. Do­tyczy to w równym stopniu instytucji. Rok i dwa lata temu wróżono jej nieuchronną klęskę upadek artystyczny i śmierć moralną. Tymczasem ten Stary i chory (jak pisał pewien publi­cysta) Teatr zbiera laury w kraju i za granicą, a co ważniejsze, kosi bombowe premiery jedna za drugą. W zeszłym roku był "gwoździem" VII Warszawskich Spotkań Teatralnych, w bieżą­cym "gwoździem" VIII. I dziwić się nie należy, skoro ma talię asów aktorskich, a na dodatek aż dwa reżyserskie jockery na ręku: Swinarskiego i Jarockiego.

"Matka" była pierwszą ze sztuk zaprezentowanych przez krakusów, a równocześnie drugą (po 8 latach) realizacją te­go dramatu dokonaną przez Jarockiego na scenie Teatru Starego. Jak wszystkie sztuki Witkacego, również "Matka" mo­że być rozszyfrowywana przy użyciu rozmaitych kluczy. Ja odbieram ją zawsze w kontekście tradycji rodzinnej. Wiadomo, że {#au#158}Witkiewicz{/#} otaczał wręcz bałwochwalczą miło­ścią własną matkę, że jedynie ona wpływała hamująco na jego szaleństwa, że troska o jej spokój miarkowała (okreso­wo) artystę w pijaństwie, nadużywaniu narkotyków i - jak to się ładnie przed laty powiadało - "hulaszczym try­bie życia". I właśnie ten kochający syn popełnia sztukę bę­dącą rozrachunkiem z własnym kompleksem matki. Wszyst­ko oznacza w niej przeciwną niż w życiu wartością. Jedynie apokaliptyczna, nacechowana katastrofizmem wizja rozbi­cia świata mieszczańskich wartości i nadciągającej "rewolucji kulturalnej" okazały się prorocze. Ale "zasługa" w tym historii.

Jarocki prowadzi koncepcję inscenizacyjną od szaleństwa mat­ki, syna, całego domu - aż po surrealistyczny świat zamknię­tych układów, zablokowanej przestrzeni, poddanej nie tylko ciś­nieniu napierającej materii (owych matczynych sweterków i wa­gonów niebieskiej włóczki), ale i bezimiennych, szarych mas, odzianych w uniformy dziwnie podobne do "kadrówek" hunwej­binów. Jest to obraz groźny i fascynująco rzeczywisty - zreali­zowany majak chorego mózgu, świat Apokalipsy palacza opium sprowadzony na deski sceniczne. Konsekwencja, z jaką Jarocki wykonuje swój zamysł jest z warsztatu matematyka, a nie reżysera. Oczywiście może tego dokonać tak doskonale jedynie ope­rując niezawodnym tworzywem artystycznym: tekstem Witkace­go, krakowskimi aktorami, scenografią Krystyny Zachwatowicz i muzyką Radwana.

W tym świetnie granym przedstawieniu trudno nie wy­mienić osobno tak znakomitych aktorów jak Ewa Lassek - w nieco ściszonej, a jakże sugestywnej tonacji ry­sująca postać matki, Zofia Niwińska, alias piękna i roz­pustna milionerka Lucyna Beer, artystka prezentująca wyżyny kunsztu tzw. szkoły krakowskiej, Marek Walczewski w roli syna, rozgrywający sparodiowany przez Witkace­go własny autoportret pełną skalą swych bogatych środków wyrazu i funkcjonującego jak zegarek warsztatu oraz Wik­tor Sadecki - Apolinary Plejtus - prowadzący bohatera najwyraźniej w tonacji groteski. Reszta obsady również świetna, ale przecież nawet w tym znakomitym komplecie trzeba dokonać jakiegoś wyboru.

Drugi spektakl Teatru Starego - {#re#21057}"Wszystko dobre, co się dobrze kończy"{/#} pochodzi z początku ubiegłego sezonu i dla Spotkań został uprzejmie przez Kraków wznowiony. Za to gościom naszym wypada osobno podziękować, gdyż jest to przedstawienie doskonałe. Reżyser - Konrad Swinarski po­kazał jak z utworu nie najznakomitszego robi się widowisko wielkiego formatu: mądre, dowcipne, okrutne i piękne za­razem.

Ta baśń - jeszcze z renesansowych wiedziona anegdot - o mi­łosnych podstępach kobiet, owych zamianach partnerek w mro­kach łożnicy, tajemniczych pierścieniach i uzdrawiających kor­diałach, przysposobiona przez {#au#136}Szekspira{/#} z wielu wątków i wzbo­gacona jego refleksjami natury ogólnej - tu, u Swinarskiego nabrała nowych wartości. Stała się jaskrawym oskarżeniem woj­ny, gwałtu, przesądów klas, cynizmu, rozpusty i pastwienia się nad człowiekiem. Chwilami jest to nieomal moralitet, chwilami wstrząsająca tragedia upadku (cały wątek kapitana Farolles) i poniżenia człowieka.

Gdyby wierzyć w duchy, należałoby mniemać, że sam mistrz William z zaświatów podszeptywał Konradowi Swi­narskiemu we własnym i Richarda Burbage'a (wybitnego aktora i reżysera teatru The Globe) imieniu nieprzebrane mrowie olśniewających pomysłów inscenizatorskich.

W licznej obsadzie rej wodzą: Marek Walczewski (nie wiem sam czy współczuć krakowianom, czy cieszyć się wraz z war­szawiakami, że od tego sezonu mamy go u siebie) - znako­mity Król Francji i jedyna sympatyczna postać w sztuce; Anna Polony - aktorka, która zdołała dzięki wielkiemu ta­lentowi połączyć w roli Heleny sumę przeciwieństw psycho­logicznych; Ewa Lassek - grająca Dianę nie tylko z olbrzy­mim urokiem i pewną kokieterią, ale ukazująca w sposób niebanalny coś, co należałoby nazwać odwagą prawości; świet­ny, precyzyjnie dozujący wielkopańskie okrucieństwo Lafeu - Wiktora Sądeckiego; znakomity w tragicznej roli szekspi­rowskiego Papkina - Parolles'a Wojciech Pszoniak (już tak­że w Warszawie); dziedzicznie (po ojcu) obdarzony talentem Aleksander Fabisiak - Bertram; filozoficznie potraktowany Błazen - Jerzego Nowaka itd., itd. można by wyliczać do końca obsady.

A więc jedyny wniosek to przemianować następne - IX Spotkania z Warszawskich na Krakowskie Spotkania Teatral­ne w Warszawie. Więcej młodych teatrów, takich jak ten Stary!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji