Artykuły

Jaki deszcz? Dla mnie świeci słońce

- Kiedy po raz pierwszy "puszczaliśmy" deszcz, wyglądało to jak start rakiety na Florydzie. Niezwykłe napięcie, oczekiwanie. A jak "poleciał", to było coś fantastycznego - opowiada Wojciech Kępczyński. W Teatrze Muzycznym "Roma" ostatnie przygotowania do nowej wielkiej produkcji musicalowej - "Deszczowej piosenki" w inscenizacji Wojciecha Kępczyńskiego i w nowym tłumaczeniu Daniela Wyszogrodzkiego. To sceniczna wersja jednego z najbardziej znanych amerykańskich filmów muzycznych z kultową sceną, kiedy to Gene Kelly śpiewa tytułową piosenkę, tańcząc w deszczu. "Deszczowa piosenka" niedawno wróciła na afisz Londynu i cieszy się tam ogromnym powodzeniem. Wojciech Kępczyński, dyrektor Romy i reżyser spektaklu, nie wątpi, że tytul przyciągnie też tłumy do teatru przy Nowogrodzkiej . Premiera - 29 września.

Rozmowa z Wojciechem Kępczynskim, dyrektorem Teatru Muzycznego "Roma":

Dorota Wyżyńska: W "Miss Saigon" był helikopter, w "Upiorze w operze" spadający żyrandol, a w "Deszczowej piosence" pada deszcz. Jak to się robi?

Wojciech Kępczyński: Szczegółów nie chcemy zdradzać. Chciałbym, aby widzowie mieli niespodziankę. Za tym deszczem stoi ogromna machina, którą przygotowała dla nas grupa specjalistów aż spod Manchesteru. W ciągu zaledwie 8 dni zainstalowali nam ten niezwykły, skomplikowany technicznie system. Pod sceną znajduje się w tej chwili około 10 tysięcy litrów wody. Po każdym deszczu na proscenium powstanie spora kałuża, niemalże basen, głębokości około 34 centymetrów. Podczas każdego przedstawienia deszcz będzie padał dwukrotnie. Pod koniec pierwszego aktu, aby w czasie przerwy można było scenę nieco osuszyć, i w finale.

Aktorzy dobrze się czują w deszczu? Jaka była ich pierwsza reakcja?

- Reakcja? Wow! Kiedy po raz pierwszy "puszczaliśmy" deszcz, wyglądało to jak start rakiety na Florydzie. Niezwykłe napięcie, oczekiwanie. A jak "poleciał", to było coś fantastycznego. Sam szybko wskoczyłem na scenę i byłem szczęśliwy. Woda ma temperaturę około 30-32 stopni. Jest czysta, przyjemna i pachnąca.

Zmokną też niektórzy widzowie? Teatr sprzedaje bilety w specjalnej strefie deszczowej.

- Widzowie, którzy będą siedzieć w kilku pierwszych rzędach, zmokną. W związku z tym przygotowujemy dla nich specjalne pelerynki. Woda doleci może aż do szóstego, może do trzeciego rzędu. Wszystko zależy od fantazji aktorów i wspólnej zabawy.

Trudno się tańczy w deszczu?

- Darek Kordek za pierwszym razem miał problem. Narzekał, że nic nie widzi, bo woda mu spływa do oczu. Ale jak założył kapelusz, było już lepiej. Natomiast Tomek Więcek od razu chętnie wskoczył do wody i bawił się jak szalony, nagle zamienił się w małego chłopca i zaczął się tarzać, skakać, tańczyć.

I właśnie o to chodzi. Istota, sens tej zabawy jest w słowach, które wypowiada Don w momencie, kiedy Kathy prosi go: "Uważaj na deszcz, teraz jesteś aktorem filmu dźwiękowego, musisz dbać o gardło". A on na to: "Jaki deszcz, dla mnie świeci słońce". Cieszy się z życia, bo poznał fantastyczną dziewczynę i wszystko jest przed nim. Ma nadzieję, że da sobie radę w tych nowych czasach kina dźwiękowego.

Bo "Deszczowa piosenka" opowiada o czasach przełomu.

- Żyjemy w podobnych czasach, wchodzą nowe technologie, nie czujemy się pewnie. Na naszych oczach wszystko się zmienia. Nie każdemu jest łatwo dostosować się do nowych realiów.

Wspomnę tu film "Artysta", który dotyczy przecież tego samego tematu. Aktor filmu niemego nie może odnaleźć się w czasach filmu dźwiękowego. W "Deszczowej piosence" postacią, która ma podobny problem, jest Lina. Wielka gwiazda filmu niemego okazuje się kompletnie nieprzydatna do filmów z dźwiękiem, bo ma okropny, piszczący głos.

Jak uzyskać taki głos? Pamiętam, jak Krystyna Janda przed premierą "Boskiej", w której grała "najgorszą śpiewaczkę świata", tłumaczyła, że fałszować wcale nie jest łatwo.

- Właśnie. To dopiero wyzwanie. Lina to najtrudniejsza rola w tym przedstawieniu. To postać, której głosu nie znosimy od samego początku, do końca. Jak uzyskać taki głos? Można zacząć wrzeszczeć, ale przecież długo się tego stanu nie wytrzyma. Obie aktorki grające na zmianę: Barbara Kurdej-Szatan i Malwina Kusior, inaczej prowadzą rolę, inaczej trafiły w ten niesamowity głos. To musi być taki efekt, jakby mokrym styropianem trzeć o szybę. Aż zęby bolą. Podczas jednej z prób Boris Kudlička - nasz scenograf - nie wytrzymał: "Muszę wyjść, bo nie jestem w stanie dłużej słuchać tej baby" - skomentował. A dla aktorki był to największy komplement. Udało się jej osiągnąć to, o co w tej postaci tak naprawdę chodzi.

Zadowolony jesteś z obsady "Deszczowej piosenki"? Przed każdą produkcją musicalową w Romie odbywa się kilkuetapowy casting. Ale zawsze powracasz też do swoich sprawdzonych aktorów.

- Casting jest po to, aby znaleźć perełki, które kryją się w różnych zakątkach w Polsce. Wiadomo, że kiedy przymierzam się do obsady, mam już swoje typy i widzę w głównych rolach również "swoich" aktorów. W "Deszczowej piosence" z ogromną przyjemnością wracam do duetu: Janek Bzdawka - Darek Kordek. Byli fantastyczni w musicalu "Józef i cudowny płaszcz snów w technikolorze" w Teatrze Powszechnym w Radomiu wiele lat temu. Janek jako Józef, a Darek jako Faraon. Znowu grają razem. Udało nam się w związku z tym przemycić kilka aluzji, cytatów z "Józefa". Ci widzowie, którzy znają temat, będą mieli dodatkową zabawę.

A obsada? Wszyscy są wspaniali, chętni do pracy. Nie cierpią z powodu przedłużającej się próby albo problemów technicznych, które niestety się zdarzają. Frajda pracować z takim zespołem. Udało mi się zebrać też fantastyczną ekipę realizatorów. Borisa Kudlički i Doroty Kołodyńskiej przedstawiać nie muszę. Mają niesamowite pomysły, pilnują jakości przedstawienia. Dekoracja jest bardzo współczesna, a rekwizyty, kostiumy nawiązują do początku XX wieku. Bardzo dbają o szczegóły. Muszę wspomnieć o nieocenionej pomocy Sebastiana Gonciarza, między innymi reżysera filmów, które są w spektaklu. Mistrzostwem jest polski przekład Daniela Wyszogrodzkiego.

Po raz pierwszy w Romie jako kierownik muzyczny pracuje Krzysztof Herdzin. Zależało mi, aby zaprosić właśnie jego do "Deszczowej piosenki", bo znakomicie czuje ten typ muzyki. Słychać to już na płycie, którą wydaliśmy tym razem - muszę się pochwalić - aż na miesiąc przed premierą.

Stepu uczy nas Agnieszka Brańska, która tańczyła w "Crazy for You", w "Grease" i jest wybitną specjalistką od tego gatunku. Aktorzy stepują od wielu tygodni, wszyscy schudli wiele kilogramów. Cieszę się, że ta ekipa musicalowa w Romie za każdym razem nieco się zmienia. Bo moim zadaniem jako dyrektora jest też lansować nowych twórców.

A dyrektorem w tym teatrze jesteś już od 15 lat. Szybko minęło, prawda? W tym roku jubileusz - 15-lecie musicalowej Romy! Pamiętam trudne początki, kiedy wszyscy ostrzegali cię, że nie wytrzymasz tu dłużej niż trzy miesiące. Zmienił się stosunek warszawiaków do musicali przez ten czas?

- Wystarczy spojrzeć, ilu mamy fanów na Facebooku. Te 15 lat zaczyna procentować fantastyczną publicznością. Na spotkania, które organizujemy, ostatnio np. w Empiku w związku z promocją naszej płyty, przychodzą tłumy. Wszystkie te osoby kochają musicale. Wszystkie czekają na "Deszczową piosenkę". Zainteresowanie musicalem jest ogromne, płyta sprzedaje się bardzo dobrze, mam nadzieję, że za chwilę będzie złota, a potem platynowa.

To jest nietypowy musical, raczej komedia z piosenkami. Dużo scen mówionych, tańczonych, nie jest to musical operowy jak "Upiór w operze", bliżej mu do "Crazy for You" czy "West Side Story", "My Fair Lady". Najważniejsze, że wydźwięk przedstawienia jest niezwykle optymistyczny. Damy sobie radę. Nawet w trudnych czasach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji