Klata kontra Witkacy
"... córka Fizdejki" w reż. Jana Klaty w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu. Pisze Katarzyna Frankowska w portalu TVP.
Chyba właśnie przed tym ostrzegał S.I.Witkiewicz. Przed sytuacją, kiedy zadaniem twórcy będzie polepszanie nastroju widza albo tłumaczenie siermiężnej rzeczywistości. Zagrożenie wynikające z nadchodzących przemian politycznych i społecznych polegało według Witkacego między innymi na traktowaniu sztuki jako narkotyku albo narzędzia propagandy.
Taki właśnie efekt, sprzeczny z myślą pisarza, osiągnął Jan Klata w swojej impresji na temat dramatu "Janulka, córka Fizdejki" Witkacego. Wystarczyło zredukować liczbę postaci, a tekst zastąpić długimi fragmentami chwytliwej muzyki i piosenek.
Okrojone dialogi aktorzy podają w formie prostych skeczy ilustrowanych pantomimą. Gesty, tak jak muzyka, są powtarzane do znudzenia. I pomyśleć, że Witkacy kazał prowadzić swoim bohaterom całe dysputy, mimo że - jak pisał w "Szewcach" - dzisiejsza zidiociała publika rzyga od trochę przydługich i co mądrzejszych rozmówek.
O czym opowiada samplowana "Janulka" Klaty? Niemcy w ramach eksperymentu przeszczepiania kultury na dzikie tereny są skłonni usankcjonować władzę litewskiego kniazia. Niemiecki mistrz, przybyły pod sztandarem, na którym widnieje koło z żółtych gwiazd na niebieskim tle, wdaje się w romans z córką księcia, Janulką. Eksperyment się nie udaje z powodu niesnasek między zakochanymi. Litewskich bojarów u Klaty grają bezdomni. Ich atrybutem są plastikowe siatki z supermarketów. Świta mistrza składa się z dwóch biznesmenów, pobrzękujących złotymi zegarkami, ubranych, tak jak ich szef, w garnitury.
A o czym jest sztuka Witkacego? To dziejąca się w dwóch planach - litewskiej puszczy i kawiarnianej salce - opowieść o budowaniu drugiej jaźni, próbie stworzenia samych siebie na nowo przez ludzi nieposiadających wiedzy ani żadnych talentów. Korzystając z upadku wszelkich struktur, atrofii myśli oraz powszechnego "zbydlęcenia" wszędzie tam, gdzie pojawia się socjalizm - dwaj, nie bójmy się tego słowa, politycy chcą wykorzystać swój jedyny atut, pozycję społeczną, i na dzikich terenach Litwy zbudować od podstaw nową rzeczywistość, na wzór dzieła sztuki, według reguł Czystej Formy. Do tego potrzebne były Witkacemu postacie z przeszłości i jemu współczesne. Rzecz umieścił w nieokreślonym momencie historii.
W "Janulce" Witkacy przedstawił więc jeden z dwóch możliwych rezultatów umasowienia kultury. Jedna z postaci "Szewców" nazywa to "cofnięciem kultury bez tracenia wysokości duchowej". Alternatywą dla takiej sytuacji jest, jak mówił Witkiewicz, powszechna "mechanizacja", kiedy ludziom wystarczy zadowolenie z umiejętności obsługiwania wykorzystywanych w pracy maszyn i urządzeń.
Zabawny tego opis został zawarty w kwestii wypowiadanej przez Fizdejkę: "Sztuczna jaźń nie jest fikcją, ale nie da się przystosować do bydlęcego społeczeństwa, nawet przy wzorowym szkolnictwie - to ostatnie wytwarza tylko zbydlęconych specjalistów - ani przy telefonach i telegramach - wyspecjalizowane, zmechanizowane bydlęta mogą sobie telefonować dalej i zostać bydlętami, ale do nas, do sztucznych jaźni nie dotelefonuje się nikt - ani my do nikogo. Jesteśmy odcięci".
Trzeba przyznać, że w inscenizacji Klaty pojawia się kilka fajerwerków - rewelacyjnych pomysłów. Aktorom i publiczności przyglądają się na przykład bohaterowie "Bitwy pod Grunwaldem" Jana Matejki. Olbrzymia kopia obrazu zamyka scenę.
Sytuacja byłaby jeszcze bardziej zabawna, gdyby reżyser umieścił w swojej inscenizacji kwestię jednego z bohaterów, który mówi: "Nieściściśliwość absolutna myśli. Brak jednolitego wyrazu (...). Jeden Mistrz uratuje nas od tego i zdołacie jeszcze stworzyć wielką, wspaniałą kompozycję - żywy obraz, który zaćmi Giotta, Boticellego, Matisse'a i Picassa, a jeśli Bóg da i ruszy to wszystko z miejsca, to tragedia ta przewyższy i po prostu zarżnie wszystkie sztuki sceniczne od początku świata, y compris Ajschylosa i Szekspira".
Klata, wprowadzając skądinąd dowcipne elementy współczesności, usunął jednocześnie wszelką myśl zawartą w dramacie. Przedstawił komentarz do współczesnych nam wydarzeń, a niektórym dostarczył powodów do śmiechu, na przykład każąc Fizdejce powtarzać w nieskończoność gesty naśladujące jazdę na koniu.
Zwariowane działania bohaterów Witkiewicza biorą się z poszukiwania doznań metafizycznych, które gwarantuje tylko sztuka. Pominięcie tych kwestii w inscenizacjach jego dramatów zawsze chyba okazuje się dla reżysera pułapką.