Artykuły

Konrad Swinarski i grupa St-53

Historia grupy St-53 rozpoczęła się w 1953 roku w Katowicach, przemianowanych wtedy, zaraz po śmierci Stalina, na Stalinogród. Nazwę grupy można odczytywać jako aluzję do pierwszych liter nowej nazwy miasta, przede wszystkim jednak chodziło o nawiązanie do nazwiska znakomitego malarza, Władysława Strzemińskiego. Jego uczniem w PWSSP w Łodzi był wówczas Konrad Swinarski. To on zapoznał swoich katowickich kolegów z poglądami Strzemińskiego, zwłaszcza z "Teorią widzenia". Zalążek grupy St-53 stworzyli studenci filii Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, m.in. Klaudiusz Jędrusik, Sylwester Wieczorek, Waldemar Świerzy. Dołączyła do nich Urszula Broll-Urbanowicz, adresatka publikowanych w tym numerze listów Swinarskiego, i sam Swinarski. Urszula Broll-Urbanowicz pochodzi ze Śląska, jej ojcem był Polak z Zabrza, matka wywodziła się ze zgermanizowanej rodziny o śląskich korzeniach. Artystka do dziś uprawia malarstwo, od wielu lat inspirowane buddyzmem; miała wiele wystaw. W 1967 roku założyła, m.in. z Henrykiem Wańkiem, Andrzejem Urbanowiczem, Antonim Halorem i Zygmuntem Stuchlikiem grupę Oneiron. Mieszka w Przesiekach w jeleniogórskiem, wraz ze swoim buddyjskim nauczycielem. Urszula Broll-Urbanowicz, udostępniając nam listy Konrada Swinarskiego, dołączyła do nich relację o powstaniu i działalności grupy St-53. Oto obszerne fragmenty:

Historia tej grupy rozpoczęła się w malutkiej uczelni przy ulicy Kościuszki w Katowicach. [...] była to willa, która poprzednio należała do jakiejś ambasady czy konsulatu. Już w swojej przestrzeni miała coś familijnego. Studentów było niewielu. [...] Dwa lata wyżej studiował Klaudiusz Jędrusik. Nie pamiętam, kiedy i jak się to stało, ale zaczęłam systematycznie przebywać z ludźmi z jego roku. Klaudiusz, Świerzy, Napieralski i Sylwester Wieczorek swoim stylem ubierania się - chodzili w kapeluszach - a także gitarą i winem próbowali wsączyć leciutkie opary zgniłego zachodniego formalizmu w śmiertelną powagę realizmu socjalistycznego. I choć dawki te były delikatne, czułam się nimi oszołomiona i jakby przeniesiona w inny wymiar. Pamiętam, jakim objawieniem był dla mnie Turgieniew, którego opowiadania pożyczył mi któregoś dnia Klaudiusz. W tym czasie zostałam wciągnięta do grupy zarobkowej, w której poznałam Zdzicha Stanka, Tadeusza Ślimakowskiego i chyba również wtedy Stefana Gaidę. Nie mieli oni wykształcenia plastycznego, ale malowali. To nas od razu połączyło poza jakimkolwiek układem. Także w tym czasie pojawiła się na moim roku Kasia Schiele (koleżanka Swinarskiego z PWSSP - red.). Szkoła Plastyczna w Łodzi zamknęła wydział i sporo studentów przeniosło się do Katowic. To Kasia przedstawiła mi Konrada Swinarskiego. Zanim to nastąpiło, opowiedziała mi nieco o jego historii: rodzina jego pochodziła ze Śląska, studiował u Władysława Strzemińskiego w PWSSP w Łodzi. Przyjeżdżał do Łodzi z Warszawy, gdzie już studiował reżyserię. Wtedy po raz pierwszy dowiedziałam się, jak brutalnie działa socrealizm. Dobrze pamiętam spacery i kilka spotkań z Konradem, było to w kawiarni Wiedeńskiej w Katowicach, obecnie w tym miejscu stoi Skarbek [dom towarowy - red.]. Od razu wyczułam potężny potencjał intelektualny Konrada. Miał dużą wiedzę i, jak się wydawało, oschłą, logiczną strukturę. Była w nim jednak również wielka czułość wobec tego, co działo się wokół niego.

W pewnym liście pisanym z Berlina, gdzie przebywał na stypendium u Brechta, jest zdanie, które świetnie ujawnia to, co mnie najbardziej w nim poruszało i do niego zbliżało: "Poza tym miasto to (Berlin) robi wrażenie Łodzi. Poezja Mysłowic czy Rudy Śląskiej jest większa od każdego niemieckiego miasta. Znając problematykę Twoją - to co malować?".

Ja zawsze kochałam Śląsk. Konrad miał jednak związaną ze Śląskiem również jakąś mroczną, nie do końca wyjaśnioną sprawę okupacyjną, na ile rozumiałam jego pewne aluzje do tego czasu. Mówił, że któregoś dnia opowie mi szczegółowo tę historię. Nigdy do tego nie doszło.

Zaprosił mnie kiedyś do pp. Cybińskich, dalszej rodziny jego ojca, którzy mieszkali przy ulicy Żwirki i Wigury. Zatrzymywał się u nich, gdy przebywał na Śląsku, ale nie czuł się tam dobrze. Pani domu mówiła po niemiecku. Był niemal stale w trudnej sytuacji finansowej. Konrad, wraz ze skryptem "Teorii widzenia" Władysława Strzemińskiego, chętnie dał się wciągnąć do grupy moich przyjaciół. Któryż to był rok? Chyba pięćdziesiąty drugi. Przed nami był uczelniany letni plener w Tychach i udało się nam z Kasią przemycić tam Konrada. Nie dał od razu całej "Teorii widzenia". W liście z października 53 jest zdanie: "Wstrzymałem się z odpowiedzią, bo miałem zamiar przesłać dalszy ciąg Teorii widzenia. Oczywiście przyślę, ale trochę później. Heniek przeniósł się do Warszawy, ma egzemplarz i pożyczy, tylko mu prześlą z Wałbrzycha".

Konrad wniósł całkowicie nową dynamikę do pracy.[...]

Zaczęliśmy, zainspirowani "prywatnymi studiami", podczas których po kolei przerabialiśmy impresjonizm, kubizm itd. Powoli włączały się jednak nasze osobiste "widzenia i inspiracje".

Pierwsza wystawa odbyła się w dopiero co ukończonym domku Sylwestra Wieczorka w Bradzie w 1953 roku. Wtedy, rzec można, uformowała się grupa, odeszli Świerzy, Napieralski i Wieczorek, nie bardzo zresztą pamiętam, z jakiego powodu. Jednak - a była to inspiracja Konrada Swinarskiego, który widział wielki sens poszerzania grupy o architektów, pisarzy, dziennikarzy - przyłączyli się: moja siostra, Krystyna Broll, poetka; Mara Obrembianka, koleżanka z naszej uczelni, późniejsza żona Mrożka; Hilary Krzysztofiak, który powrócił na Śląsk; Irena Bąk, która studia tkackie skończyła w Poznaniu. W tym składzie w roku 1954 zrobiliśmy drugą, nieoficjalną wystawę w mieszkaniu Mary Obremby przy ulicy Warszawskiej w Katowicach. Mieszkanie było obszerne, stare budownictwo. Jej wielki pokój podzieliliśmy prześcieradłami, tworząc w ten sposób "korytarze" ekspozycyjne.

Na tę wystawę udało się ściągnąć rysunki Strzemińskiego. Pojechaliśmy po nie do Łodzi w czwórkę: Krystyna Broll, Klaudiusz Jędrusik, Stefan Gaida i ja. Kasia Schiele wprowadziła nas do pracowni uczniów Strzemińskiego: Lecha Kunki, Stefana Krygiera i Stanisława Fijałkowskiego. Kunka i Krygier przyłączyli się do nas. Było wielkim przeżyciem spotkanie z nimi i z ich pracami. W trakcie tej wystawy poznałam Gabę Obrembę, bliźniaczą siostrę Mary. Przyjechała na wystawę wraz z mężem, Andrzejem Wajdą, który kończył studia reżyserskie.

W końcu 1955 roku pojawił się w naszej grupie Andrzej Wydrzyński, który dał nazwę grupie i stał się jakby oficjalnym protektorem. To on nas wmanewrował w tę oficjalną wystawę w roku 1956, w Klubie Pracy Twórczej, przy Warszawskiej 37 w Katowicach. Zanim jednak do niej doszło, odbyło się jeszcze jedno bardzo znaczące spotkanie, które trwało dwa dni u mnie w domu, przy ulicy Klonowej. Z Łodzi przyjechali Kunka i Krygier, a z Warszawy Bożena Kowalska. Dobrze pamiętam jakby odświętną aurę tego spotkania.[...]

Wystawa w roku 1956 była jakby wyjściem z podziemia w świat jeszcze nie całkiem przyjazny, ale już chwiejący się w swojej dotychczasowej wrogości. Pamiętam dokładnie spotkanie po wernisażu z Julianem Przybosiem, który przyjechał do nas, oraz z Tadeuszem Kantorem. Było dla nas wielkim wydarzeniem usłyszenie tego, co nam mówili, ukazując jakby jeszcze inną perspektywę. Podczas wystawy przesiadywaliśmy tam prawie wszyscy dzień w dzień. [...]

Noszę w sobie szereg "zdjęć" z tego okresu. Pamiętam, jak u Stanka słuchamy płyt z pieśniami Heleny Weigel, pochodzącymi z "Opery za trzy grosze", które podesłał nam Konrad. Było to olśnienie. Przeglądy obrazów, nasze wspólne rysowanie, malowanie, czytanie. Bez żadnych wątpliwości pojawienie się Konrada otworzyło furtkę do całkowicie innej przestrzeni niż ta, którą narzuciła uczelnia.

Opracował Janusz Majcherek

Warszawa, 26 X 53

Droga Ulo i Krystyno!

serd[eczne] dzięki za listy - zdumiewają sumiennością i zapałem, co niezmiernie mnie cieszy. Wstrzymywałem się z odpowiedzią, bo miałem zamiar zaraz przesłać dalszy ciąg "Teorii widzenia". Oczywiście przyślę, tylko trochę później. Heniek przeniósł się do Warszawy - ma egzemplarz i pożyczy, tylko mu prześlą z Wałbrzycha.

Teraz egzystencjalizm. Teza Klaudiusza jest przesadna. Każda nowa teoria światopoglądowa jest twórcza, o ile wnosi coś nowego. Tak zapewne było z Sartre'em, ale i tutaj zaczyna się mankament spory. Każda nowa teoria czy teza filozoficzna ma perspektywy. One bywają różne, z Sartre'a można wysnuć jedną: wzruszajmy się tym, że nie ma obiektywnej prawdy na świecie. To byłoby w porządku. Bo prawda zapewne jest względna, ale czy należy wysnuwać wnioski, że względność jest prawdą świata - bo tak byłoby właściwie i tak doszło do wniosków, o których była mowa w liście. Otóż przy najlepszych chęciach i warunkach prawda ta dzieje się 1. w pewnym kraju 2. pewnych okolicznościach 3. pewnym czasie. Jeżeli chodzi o nas, to wątpię, czy ktokolwiek mógłby być w ogóle w lepszej sytuacji niż murzyn i z tej pozycji należy ocenić całość. Piszę teraz referat o Brechcie - będę go miał u nas w szkole. Jest tam właśnie mowa o tym. Szkoła nasza dostała komplet płyt z "Mutter Courage", więc wszystko to razem przywiozę do Katowic na święta i szeroko o tym pomówimy. Należy tylko zorganizować adapter. Jedną rację ma Klaudiusz, że sprawa cała jest wyostrzona i samo widzenie czy spostrzeżenie tak aktualnej sytuacji nie jest postępem. Bo jeżeli człowiek widzi meritum sprawy współczesnego życia, to należy go ozłocić, ale wnioski należy wyciągać samemu. Moje zdanie na ten temat jest mniej więcej takie: względność prawdy polega na tym, że są one dwie. Jedna jest tych, którzy robią państwo, a druga tych, co żyją w państwie. W pewnym momencie są one rozbieżne - przechodzą własne zaprzeczenie i jedna prawda służy naraz tylko małej ilości ludzi, ale za to bardzo mocno. O tej prawdzie pisze Sartre. Ja nie przeczę jego niebywałej znajomości zachowania się człowieka - technice dramatycznej i talentowi. Ale o jego utworach można dyskutować - a zresztą wszystkiego, co się stało kiedyś, nie należy brać poważnie. Te rzeczy, które przechodzą jako wiecznie ludzkie przez historię, są bardzo atrakcyjne, bo ludzie są też wieczni; jak ich nie będzie, nie będzie kto miał o nich mówić. Szukanie wniosków, które się powtarzają, jest celem ludzkim od dawna. Któż by nie chciał przewidywać - po to się to robi. Ale ja nie wierzę, że w świecie dzieje się 2 razy to samo.

Tyle o Sartrze. Prześlę Wam jeszcze w tych dniach ojca relatywizmu - Pirandella. Należy czytać pod kątem: kto z tych ludzi ma rację. Całość polega na tym, że jest szereg postaci, które mają o sobie, każda inne, mniemanie. Wniosek z tego wysnuwa widz i to jest niesłychanie słuszne. W tym widzę duży sens powiększania świadomości o ludziach, mimo że trudno samą względność traktować jako podstawę życia. Ale są w tym utworze jeszcze inne ciekawe myśli, które można wyczytać. Prosiłbym bardzo w tych dniach o egzemplarz "Courage", bo mam o tym referat i jest mi potrzebny.

Poza tym u mnie nic ciekawego. Kłopoty finansowe jak zwykle. Miałem robić dekoracje w Olsztynie, ale coś się wszystko przeciąga. Zostałem przeniesiony do Teatru Współczesnego - będzie mniej roboty. Sztukę "Die Gewehre der Frau Carrar" Brechta będę robił w 2-gim półroczu - jeszcze nie wiem, gdzie - na razie tłumaczę.

Bardzo chętnie bym wpadł znowu do Katowic, ale nie wiem, jak to urządzić.

Bardzo się cieszę, że w naszą wspólną sprawę kładziecie tyle zapału. I jestem Wam strasznie wdzięczny za każdy list. Odczytuję je parę razy - też dla Uli charakteru pisma. Czuję, że z warszawskich i łódzkich znajomych będzie u nas jeszcze pożytek - trzeba będzie ich kiedyś zaprosić na wystawę. Jak przyjadę, to przywiozę wiele artykułów Strzemińskiego, bo tutaj jest jego czasopismo "Forma" - tam jest wiele ciekawych rzeczy.

A więc - oczekuję znowu listu i to szczegółowego. Na razie serd[eczne] podziękowania i pozdrowienia dla Wszystkich.

Konrad

Czekam na materiały do inscenizacji!!

Warszawa, 6 IV 54

Droga Ulo i Krystyno!

Wybaczcie, że milczę tak długo - ale to najgorszy czas w okresie studiów, bo ten warsztat. Nie będę pisał wiele na ten temat, bo szkoda słów. Mam oczywiście dużo kłopotów - przede wszystkim z aktorami. W radio audycja będzie o wiele później, bo dopiero z początkiem maja. Premiera przewidziana jest na 15 maja - oczywiście termin może ulec zmianie. W międzyczasie otrzymałem Wasze listy - bardzo dziękuję i co mnie najbardziej cieszy: praca jest w pełnym toku, a to najważniejsze. Nie wiem, czy będę na święta, ale zrobię co mogę, ażeby być. Płyty oczywiście przywiozę ze sobą, bo przesyłać bym się bał.

Od Brechta z Berlina otrzymałem jego najnowszą sztukę, jak i 2 wydania sztuki, którą robię. W jednym z nich jest szereg nowych wierszy Brechta: jeden z nich dla przykładu:

Kinderlied (nicht mehr zu singen!)

Eins. Zwei. Drei. Vier.

Vater braucht ein Bier!

Vier. Drei. Zwei. Eins.

Mutter braucht keins.

Uważam, że jest świetny, mimo że trudny. Oprócz tego dostałem całą sztukę nagraną w radio na taśmie. 30 zdjęć z przedstawienia i programy wszystkich sztuk, jakie w tym teatrze wystawiono. A więc niemało wszystkiego. Na próbach jestem strasznie zdenerwowany i w ogóle obawiam się powiedzieć choćby jedno słowo - mimo że uprzednio miałem już dwie awantury z Eichlerówną.

Czy jak przyjadę do Katowic, wszyscy już będą mieli studium zrobione? Ula, Ty musisz wszystkich trzymać za frak - już tak czy tak masz chyba autorytetu nadto wiele między kolegami. Krystyno! Dla Ciebie mam jedną sztukę - to znaczy tę, którą robię wraz z objaśnieniami i opracowaniem reżyserskim. Oczywiście do wypożyczenia, bo ja zbieram wszystko, co mi przysyłają - prześlę Ci to za tydzień, tylko, proszę, opraw w papier, bo to się brudzi. Może to śmieszne, że tak dbam - ale ja nie dbam o handlową wartość tego - uważam, że bałagan owszem, ale jeżeli chodzi o wartościową rzecz, dla rozmów [słowo ostatnie nieczytelne], to też wymaga opieki. - Tylko, proszę, nikomu nie wypożyczaj.

Kubizm prześlę za tydzień maksimum, bo inaczej nie dam rady. Całymi dniami zajęty jestem.

Żegnajcie na razie i piszcie mi wiele,

serd[eczne] pozdrowienia

Konrad

Wiersz Brechta "Über die Kunst der Beobachtung", najciekawszy dla nas obecnie, będzie w tym, co przyślę Krystynie.

Warszawa,

II połowa czerwca 54

Droga Ulo!

Piszę do Ciebie, ale list jest właściwie do Wszystkich. Wyobrażam sobie, że moja nieobecność była różnie komentowana. Ja ze swojej strony mogę się wytłumaczyć tylko tym, że miałem awanturę o to, że spóźniłem się do szkoły i w ogóle nie mogłem myśleć o tym, ażeby się zwolnić na sobotę, 2-go. Nosiłem się z tym cały czas i nie mogłem z góry odpisać, czy przyjadę, czy też nie. Potem miałem zamiar telegrafować - ale potem i to było już za późno. Wierzcie mi, że strasznie mi jest głupio z tym i może zbyt solennie obiecywałem, bo bardzo tego nie byłem pewien - ale nie chciałem z drugiej strony budzić z góry wątpliwości.

Zresztą nie było mnie i koniec. Myślę raczej, jak Wam dalej dopomóc i naprawić swoją nieobecność. Zmartwieniem moim jest skrypt, który potrzebny jest już strasznie. Orzechowska szaleje - dzwoni do szkoły - zostawia mi kartki - więc błagam, jak najszybciej, o ten egzemplarz. Tym bardziej że to warunek otrzymania dalszych pism, co jest bardzo ważne.

Napiszcie mi, proszę, koniecznie, jak było, bo jestem ciekawy. Obecnie mam strasznie dużo roboty i nie wiem, za co się najpierw złapać.

W Katowicach pozostawiłem nieprzyjazną sobie atmosferę - bo wyobraźcie sobie, że po owej awanturze dowiedziałem się, że ciotka jest umierająca i dostała wylewu krwi do mózgu - potem jej się nawet polepszyło, ale kto wie, na jak długo, więc sytuacja dla mnie przykra, nie wiem w ogóle, co o tym myśleć - może się teraz nie pokazywać.

List ten pisany jest na wykładzie i dlatego tekst porozbijany. Chcę go jak najprędzej wysłać, ażeby doszedł przed 6-tym.

Ula, czyś ty malowała jeszcze ten obraz? Skończ go koniecznie, bo to potrzebne. Czy Klaudiusz maluje teraz coś? Przesyłam równocześnie 200 zł Klaudiuszowi. Przykro mi, ale wszystko to z mojej winy i niepotrzebne to zamieszanie. Chciałem za to kupić książki, ale naprawdę nic takiego nie ma, czego bym nie widział w Katowicach - bo antykwaryjnie nie ma nic specjalnego, a z nowych to samo co w Katowicach.

Ula - bądź tak dobra i opisz wszystko dokładnie. Nie zrażajcie się moim postępowaniem, ale to tylko raz - bo sama wiesz że b[ardzo] mi na tym wszystkim zależy. Wytrzymam jeszcze te pół roku w szkole, a potem jestem wolny.

Żegnam Was - czekam na pocztę, serd[ecznie] pozdr[awiam].

Konrad

9 IX 54

Droga Ulo!

Musisz mi wybaczyć, że milczałem tak długo - czasami ma się takie prywatne sprawy i traci się głowę dla innych - ale mniejsza o to. Wróciłem z tego pleneru - a raczej obozu szkolnego, bardziej sfatygowany niż wyjeżdżając - a teraz robota z tym warsztatem. Przed 1-szym października będzie premiera tego mojego warsztatu. Już rzeczywiście najwyższy czas. Wiem, że to nie będzie najlepsze, ale trudno, nie moja w tym wina.

Co w ogóle wszyscy porabiają? Dostałem od Klaudiusza wyczerpująco długi list - ale od tego czasu - bo list był sprzed miesiąca - chyba coś niecoś się zmieniło. List zastałem dopiero po powrocie do Warszawy i dlatego jeszcze nie odpowiedziałem. Jest tam wyczerpujący plan działania, co do którego nie mam żadnych zastrzeżeń. Skrypt z kubizmu powinna Wam przesłać Barbara - jeżeli sama z nim nie przyjedzie. Następnie "Surrealizm-Manifest" Bretona przesłałem koledze, który zrobił z niego wyczerpujący wyciąg w maszynopisie - w ciągu 3 tygodni. A więc wszystko jest na najlepszej drodze.

W tych dniach zmieniają się po części dyrekcje teatrów warszawskich. Oczywiście pozawarszawskie też się zmienią. Tylko nie wiem, co z Katowicami. Sosnowiec nadal jest konkretny i aktualny od 1 stycznia. Moje stypendium do Brechta jeszcze jest aktualne - ale nic nie wiadomo. Co porabia Krystyna? Czy już prowadzi tą świetlicę - jak w "Klubie Młodych"? Pisz wszystko, Ula. Ze mną jest tak, że przyjadę prawdopodobnie dopiero około 1-ego października. Zaraz po swojej premierze, ponieważ do 1-go musi być gotowa. Praca jest w pełnym toku. Głupio mi, ale jakoś przez ostatni czas choruję na zupełną posuchę umysłu. Aż mi głupio - ale jakoś już się nie rozwijam. Czuję to sam i mi przykro. Ale sama wiesz, że to tak jakoś schodkami człowiek się rozwija. Raz szybciej - raz wolniej.

W międzyczasie przetłumaczyłem z Barbarą jedną niemiecką sztukę - mówiłem kiedyś z Tobą i Krystyną o tym - Georga Büchnera "Woyzeck", zrobiłem do tego inscenizację całą i projekty [wyraz nieczytelny], ale teraz się okazało, że nie wolno mi tego grać. A więc znowu fiasko. Jakoś nie mam szczęścia. Zaraz po tej sztuce zabieram się do dyplomu. Nie wiem, jestem jakoś tak wyjałowiony, że nawet nie mam żadnych poważnych myśli. Nie wiem, co to jest - a może to ten sezon ogórkowy. Pisz, Ulo, co słychać - Piszę równocześnie dla Klaud[iusza] list - Serd[eczne] pozdr[owienia] - jak i dla Krystyny.

Konrad

Berlin 1956

[styczeń]

Droga Urszulo:

wybacz, że piszę na maszynie - list drugi otrzymałem i najserdeczniej dziękuję. Milczałem tak długo, bo koniecznie chciałem załatwić farby u Twojej ciotki, która zmieniła mieszkanie - drugi adres wydębiłem w ostatnich dniach. Bardzo mnie to cieszy, że pracujecie nadal, nie bacząc na trudności. O sobie mógłbym pisać wiele i szczegółowo - tym niemniej wydaje mi się, że najważniejsze to to, czego się nauczyłem i to, w jakim stopniu można by uzgodnić nasze dotychczasowe poszukiwania z tymi tutaj. To, co robiliśmy dotychczas, na pewno czyniliśmy jak najsłuszniej. Wysyłam część pism teoretycznych, które należałoby przedyskutować razem z Wydrzyńskim, przenosząc je na zagadnienie malarstwa. Praca nie jest łatwa, ale Krystyna na pewno pomoże. Tłumaczenie polskie istnieje w jednym z numerów "Pamiętnika Teatralnego" z zeszłego roku. Teoria ta dotyczy raczej teatru i stosunków między ludźmi, ale wydaje mi się, że można ją przenieść na zag[adnienie] przedstawienia faktów na płótnie. Pomyśl, jeżeli to, co Brecht nazywa "Verfremdung", można by zastosować wobec najprostszych faktów - szukania zaprzeczenia w scenach, które mają jednoznaczną wymowę - nawet w martwych przedmiotach np. różaniec i młotek. Czy z nadrealizmu nie można wyciągać wniosków, które nam coś konkretnego mówią? Oczywiście nasuwa się wiele tematów, które należałoby omówić. Ile tu może zrobić fotomontaż i inne techniki. Wydaje mi się, że poza formalną stroną rozwoju należy rozpatrywać każdy fakt z jego dialektycznej strony, pokazując twierdzenie i zaprzeczenie a nie wyciągając wniosków, że robotnik jest silny, bo ma mocne spojrzenie i mięśnie, bo wtedy przedstawiony fakt jest wnioskiem i to jeszcze przedwcześnie prawdziwym. Przedstawienie rzeczy tak, żeby porywać duszę, wydaje mi się już niedzisiejsze - bo duszę porywają wypadki na ulicy. Należy myśleć bardziej o sprawach rozsądku - nie na darmo mówi się wciąż o świadomości. - Tyle o tych rzeczach. To, co piszesz o formie, wszystko ma jakiś sens, tylko wciąż mi się zdaje, że teraz największy nacisk należałoby kłaść na nawet dosyć spekulatywne myślenie o sprawach wymowy obrazu.

O sobie mogę w ogóle powiedzieć tyle, że żyć tam, gdzie jest centrum polityki świata to wielka satysfakcja - po to, żeby poznać świat, należy poznać jego najskrajniejsze przeciwieństwa i tu one są. To, co się dzieje na Zachodzie, jest nędzną kontynuacją tego, co było 20 lat temu w sztuce, tylko coraz to w nowszych wariantach. Obecnie mam asystenturę przy "Galileuszu" Brechta - najlepszej jego sztuce, którą on sam inscenizuje. Trudno mi opisać, na ile otworzyły mi się oczy na świat w tym teatrze - porównać to można tylko z atmosferą w Łodzi u Strzemińskiego, i to dobrze, że mi się jeszcze raz w życiu powtórzyło. Droga Ulo, bądź zdrowa i pisz dużo - za każdą wiadomość jestem Ci wdzięczny. Dla Krystyny i Zdzicha najserd[eczniejsze] pozdrowienia, również dla Wydrzyńskiego.

Konrad

Berlin 1956 [luty]

Droga Ulo!

Wybacz, że u Twojej ciotki nie załatwiłem jeszcze farb - ale zmieniła mieszkanie i mimo, że byłem tam już dwa razy, nie zastałem jej w domu. Za Twój list bardzo Ci dziękuję. Jestem pełen dziur w duszy i zapewne usprawiedliwionych. Najgorsze jest to, że ja nie potrafię tutaj stąd na to zaradzić. Wiele myślałem o tym, na czym trudność polega i doszedłem do wniosku, że napisać tego, co zmieniłem w swoich poglądach, to nie sposób. Coraz bardziej mi się wydaje, że związek sztuki z życiem jest tak zależny od poglądów politycznych jak nic [innego] - bo wszystko wynika z przekonania, a nie z kombinacji. Oczywiście można sztukę wykombinować - ale to wszystko ma granice. Takie granice, jakie ma malarstwo kapistów. Jest nieproduktywne. Daleki jestem od twierdzenia, że duszą i przekonaniem można malować. Tylko wrażliwością i rozsądkiem!

Będąc tutaj widzę, co to znaczy przyjemność życia na świecie - to nie to, że można dobrze i bogato żyć - wcale nie, to przyjemność współżycia ze światem.

Ja obserwuję, jak Brecht inscenizując "Galileusza", myśli o postaci, nie opuszczając jednego politycznego wydarzenia, jakie ma miejsce na świecie! Czyta obronę Bucharina i zmienia tekst, nawet wymowę swego utworu w 18 lat po jego napisaniu.

Przedstawia człowieka, który potępia sam siebie, ale nie zbacza z obranej drogi. Człowieka, który świadomie czyni zło dla swojej wygody lub, jeszcze inaczej. W zależności od tego, jak należy ludziom przedstawić i potępić człowieka, który popchnął naukę naprzód, ale został człowiekiem świnią, bo nie dbał o skutki i pożytek swojej nauki. Oczywiście więcej w tej sztuce o bombie atomowej niż o Galileuszu, bo chodzi o to, ażeby uczeni nie sprzedawali swoich wynalazków dla potępienia ludzkości.

Co do kluczowych zagadnień tutejszego teatru i nowej metody przedstawiania świata, to można w skrócie powiedzieć tyle: jeżeli kobieta płacze, to trzeba wiedzieć, dlaczego. Bo nastrój płaczu nie zmieni świata. Jeśli przedstawić czy malować ma nastrój od strony koloru czy formy, to grzebie się ludziom w uczuciach, a niczego nie uczy. To samo dotyczy śmiechu. Oglądnij Breughla, ile tam jest treści, a jak mało nastroju. A jakie tragiczne treści! Może wyjść z tego zagadnienia? Pomyśl, że Chrystus wisi na krzyżu, a na dole stoi żebrak i sprzedaje drukowane modlitwy i dziecko, które zajada. Tu się spotykają wielkie filozofie - jeden, który zginął za miłość bliźniego i drugi, który handluje tą miłością, żeby żyć. Takie zasadnicze sprzeczności są podstawą naszego życia. Tylko jeżeli to malować pod kątem "nastroju konieczności życia, to będzie egzystencjalizm" - tu należy pokazać dobry utarg żebraka i jego przywiązanie do życia.

Ulo, jeżeli Ci coś to wyjaśnia, to, proszę, napisz mi i pisz w ogóle wiele i szczegółowo.

Serd[ecznie] Ciebie, Krystynę i Staszka pozdrawiam

Konrad

Berlin [czerwiec] 1956

Droga Ula!

Obraz Twój nadszedł. Hacks - autor, który go zamówił, jest na urlopie - więc trzeba jeszcze tydzień poczekać. W międzyczasie otwarto wystawę polskiego malarstwa w Berlinie. Spotkała się raczej z tą krytyką (nawet Zachodu) - że Polska to prowincja Francji itp. - moje zdanie: że Niemcy są dzisiaj swoją własną prowincją z lat 1920-33. Wystawa ściąga wiele widzów. Do najlepszych obrazów należą pomidory Klaudiusza, trzeba przyznać obiektywnie. Poza tym wszystko, co jest z impresjonizmu, jest słabe. Stanek jest b[ardzo] ciekawy, mimo że skromny.

Za list Twój najserd[eczniejsze] dzięki. Bardzo mnie cieszy, że nie zapominacie o mnie. Całą prasę o wystawie dostałem i wyciągam z tego jeden wniosek. Jest jedna droga malarstwa, o ile takie ma jeszcze rację bytu i nie wsiąknie w architekturę. Tą drogę trzeba przebyć przez pisma Lenina. Radzę więc tłumaczyć sobie takie rzeczy, co to jest metafora - uogólnienie itd. przy pomocy Lenina uwag o Heglu. Ula, poproś Wydrzyńskiego, on to będzie miał i czytajcie to. To jest książka, która mówi o filozofii, ale wyjaśnia wszelkie dziedziny życia. - Po niemiecku ten tom Lenina nazywa się "Exzerpte und Randglossen". Poza tym nie widzę na tutejszej wystawie nie tylko sensu, ale nawet drogi malarstwa. To wszystko - nawet kubizm, przechodzi w estetyzację. Wszystko jest tak ładne, że się rzygać chce. Pamiętasz brutalność Stanka impresjonizmu. To rzeczywiście było poszukiwanie. Twój pejzaż uważam za skromny i dosyć solidny.

Twoja Ciotka jest mistyczną postacią. Tam gdzie mieszkała, tam jej nie ma. Przeprowadziła się na Dunherstr[asse] 16. - Tam mieszka 3! Krausów, z których nigdy nikogo nie ma w domu. Byłem tam ze 4 razy. Nie bierz mi tego za złe, ale nie jestem w stanie tego tak szybko załatwić. Napisz mi, co u Was słychać - pisz zawsze dużo. Mnie te listy bardzo cieszą

Moja praca tutaj potrwa jeszcze do grudnia bież[ącego] roku. Zresztą sam jeszcze dobrze nie wiem. Na wakacjach byłem u Brechtów w Buckow, w okolicy Berlina, nad jeziorem. Brecht tłumaczył "Poemat dla dorosłych" Ważyka i inne wiersze. Ja robiłem pierwsze tłumaczenie i potem siedziałem z nim po 2 godz. dziennie i musiałem opowiadać o Polsce - wszystko. Częściowo spisywałem te rozmowy, bo były najciekawsze, jakie prowadziłem w Berlinie. Poza tym miasto to robi wrażenie Łodzi. Poezja Mysłowic czy Rudy Śląskiej jest większa od każdego niemieckiego miasta. Znając problematykę Twoją - to co malować? Uważam, że można malować poemat o Nowej Hucie nawet realistycznie. To jest temat, który jest popularny na miarę światową. Uważam, Ulo, że to potrafisz, bo znasz Śląsk, czyli najtrudniejszą dziedzinę Polski. Zachód jest o wiele mniej atrakcyjny od każdego kraju po naszej stronie. Tam, gdzie panuje wyrównany dobrobyt, panuje wyrównana głupota. Jedyne kraje na Zachodzie to Włochy i Francja - nic dziwnego - ubogi proletariat i stąd w ogóle jakiekolwiek myślenie. Mój kuzyn w Berlinie, który jest na najlepszej drodze do faszyzacji - jak większość młodych w zach[odnich] Niemczech powiada: "sztuka to jest produkt uboczny walki klasowej". Dlatego w zachodnich] Niem[czech] jej nie ma, bo zarobki są wyrównane. Bądź zdrowa - pozdrów wszystkich.

Konrad

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji