Artykuły

Śmiech i topór

"Maria Stuart" Gaetano Donizettiego w reż. Moshe Leisera, Patrice'a Caurier w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Bronisław Tumiłowicz w Przeglądzie.

Można się zastanawiać, czy pomysłodawcy wystawienia tragedii operowej "Maria Stuart" chcieli nas zaskoczyć czarnym humorem, czy przypadkowo przekroczyli barierę śmieszności. Gdy Elżbieta królowa Anglii bierze do ręki topór, ścinana jest jej konkurentka Maria, dziwimy się, że władczyni zajmuje się takimi "drobiazgami". Gdy w miłosnym szale ta sama Elżbieta zrywa z kochanka marynarkę, krawat, koszulę i rezygnuje, widząc, że ma on jeszcze podkoszulek, trochę się już uśmiechamy, ale też współczujemy królowej, że musi w tej samej sukni przyjmować dostojników, udawać się na polowanie i posilać kurczakiem.

W przerwie spektaklu, przeglądając drukowany program, domyślamy się, że jednak miało być zabawnie, bo możemy zrobić psychotest "Czy jesteś mściwa?" i obejrzeć komiks, w którym Elżbieta jest szefową korporacji, a Maria jej zdegradowaną pracownicą. Na szczęście w operze ważniejszy od tych absurdów jest śpiew, a tego w dziele Donizettiego nie brakuje. Obie panie dysponują ładnymi sopranami, kochanek jest tenorem i tylko kat w ogóle się nie odzywa. Ładnie wypada chór, który w solidarności z oskarżoną i skazaną na śmierć tworzy żywy łańcuch i zapala znicze jeszcze przed egzekucją.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji