Artykuły

Maryja na Centralnym

Piotr Cieplak i aktorzy Teatru Montownia dwa lata temu wystawili pastorałkę na Dworcu Centralnym w Warszawie, jednym z najobrzydliwszych miejsc w mieście - pisze Maria Poprzęcka w Gazecie Wyborczej - Wysokich Obcasach.

Dworcowa pastorałka ["Historia o Narodzeniu Pana Jezusa na Dworcu Centralnym"] była niczym świąteczna impreza promocyjna w tanim supermarkecie prowadzona przez chałturzącego prezentera miotającego się z mikrofonem w niedbale narzuconym mikołajowym stroju. Sceną stała się przestrzeń wydzielona z wielkiej dworcowej hali. Dworzec pracował normalnie - działały kasy, megafony, bary, kioski. Przez halę przewijały się tłumy podróżnych, menele, ochroniarze, bezdomni, taksówkarze, policja. Z zawieszonych nad głowami ludzi telewizorów leciało to co zawsze. I było jak zawsze - hałaśliwie, smrodliwie, pospiesznie. W tym zagubieni Maryja z Józefem, z torbami jak "ruscy", w lichych watowanych kurtkach. Boże Narodzenie - tandetny reklamowy show? A jednak gdy Maryja skryła się, by urodzić wśród spiętrzonych kartonowych pudeł, górą powoli rozpostarto sklepienie z niebieskiej materii, zagrały Kormorany - zrobiło się pięknie i wzniośle. A gdy przez gwar stacyjny przebił się dziecięcy głosik śpiewający kolędę-kołysankę, za gardło chwytało wzruszenie niespotykane w świątecznym zgiełku.

Tylko dlaczego dworzec? A gdzie dziś szukają schronienia ci, dla których, jak niegdyś dla Maryi i Józefa, "nie było miejsca w gospodzie"?

Nie lękajcie się, oto zwiastuję wam radość wielką..." - mówi anioł do obudzonych w nocy pasterzy.

To radosne święta. Takie utrwaliły się w obyczaju, w folklorze, w muzyce. Zaskakujące, że tej radości nie odnajdujemy w sztuce, w malarstwie, w rzeźbie.

Tradycja tych wyobrażeń kształtowała się powoli, choć pojawiła się dość wcześnie. W rzymskiej rzeźbie sarkofagowej z IV wieku (gdy wprowadzono święta Bożego Narodzenia) widzimy Maryję i Dzieciątko owinięte w pieluszki, położone w plecionym koszu lub żłobie, wołu i osła - zwierzęta, o których nie wspomina wcale ewangelista. Dopiero później pojawią się pasterze i... Józef. Tak zaczyna się historia przedstawień zachodnich.

Tymczasem niewiele później, bo w VI wieku, w Palestynie pojawia się inny wariant przedstawiania Narodzin, który stanie się obowiązujący dla Kościoła wschodniego - dla malarstwa ikonowego. Miejscem Narodzin jest tu grota - miejsce ciemności, z którego wyłania się nowe, zbawcze światło życia. Bizantyjskie i ruskie malarstwo ukazywało Maryję leżącą na łożu, obok niej Dzieciątko, Józefa, pasterzy z trzodą, aniołów, przybywających z hołdem Trzech Króli, a także niewiasty przygotowujące kąpiel dla noworodka. Ten ostatni szczegół, prawie niewystępujący w sztuce zachodniej, miał wskazywać na człowieczeństwo Jezusa, a także być zapowiedzią Jego chrztu. Dogmatyczny charakter, który stanowi zasadniczą cechę sztuki ortodoksyjnej, prawosławnej, sprawia, że malarstwo ikonowe trwa w tradycji. Nie zmienia kanonów gwarantujących zgodność ikony z Pismem Świętym. Jeszcze w tych malowanych już w czasach nowożytnych możemy odnaleźć wciąż ten sam schemat.

Scena Narodzenia rozpowszechnia się w sztuce Kościoła zachodniego później. Tam też podlega wielu zmianom zarówno co do miejsca Narodzin, jak i sposobu przedstawiania Maryi i Dzieciątka, roli świętego Józefa, obecności pasterzy, zwierząt, aniołów, Trzech Króli. Trzeba jednak pamiętać, że takie czy inne ujęcie sceny Narodzenia nie było w sztuce średniowiecza wynikiem inwencji artysty. Motyw Narodzenia wiązał się z podstawową dla Kościoła nauką o tajemnicy Wcielenia, o dwoistej - ludzkiej i boskiej - naturze Jezusa Chrystusa, o dziewiczym rodzicielstwie Matki Boga. Posługując się obrazami - ową Biblią ubogich - Kościół nie tylko nauczał, także tępił wciąż pojawiające się herezje. Zmiany zachodzące w przedstawianiu Bożego Narodzenia są zatem odbiciem teologicznych sporów, różnych interpretacji Ewangelii, inspiracji zaczerpniętych z pism proroków, z tekstów apokryficznych (pism wyłączonych z kanonu Pisma Świętego), z objawień i wizji mistyków, z legend. Narodzenie było również tematem widowisk misteryjnych dla rzesz niepiśmiennych wiernych, szczególnie popularne za sprawą nowej, ludowej pobożności wzbudzonej przez świętego Franciszka z Asyżu. A zatem obrazy Narodzenia, przekazując uczone treści, odwoływały się jednocześnie do prostych uczuć. Były na chwałę Bożą, ale i dla zwykłych ludzi. Stąd pojawiają się w nich takie anegdotyczne sceny jak Józef szukający akuszerki, Maryja pozostawiona pod opieką jego syna z pierwszego małżeństwa, dwie położne, z których jedna potwierdza prawdę o nienaruszonym dziewictwie Maryi, a druga, niewierna, temu zaprzecza i zostaje srogo ukarana.

Gdzie Narodziny miały miejsce? Ewangelia mówi tylko o Betlejem i żłobie, w którym Maryja złożyła nowo narodzonego. Stąd oczywiście tak popularna do dziś stajenka. Ale owa skromna szopka bywa przyklejona do ruiny wspaniałej budowli ze szczątkami kolumn, łuków, ornamentów. To dlatego, że zgodnie z proroctwem Jezus miał przyjść na świat w pokoleniu Dawida. Ruina to zatem zgliszcza "domu Dawidowego" - pałacu Salomona. W obrazie ruiny pałacu czy świątyni widziano także symboliczny obraz upadku Starego Zakonu, który ginie wraz z przyjściem na świat Zbawiciela. Taka sceneria pojawia się często u niderlandzkich malarzy XV wieku.

Pytano też o przebieg porodu Maryi, o jego fizjologię. Czy był ludzki, bolesny? Czy też Matka Boża rodziła bez bólu? To nie było czcze pytanie, wiązało się z podstawowymi sporami religijnymi dotyczącymi boskiej czy też tylko ludzkiej natury Chrystusa. Tu decydujące okazały się objawienia XIV-wiecznej mistyczki, świętej Brygidy szwedzkiej. W czasie pielgrzymki do Ziemi Świętej w Betlejem ukazała się jej Matka Boska i sama odegrała całą scenę urodzenia Jezusa. Poród miał przebieg nadprzyrodzony - klęczącej w modlitwie Maryi poruszył się żywot i w okamgnieniu porodziła synka, od którego biła promienna jasność, silniejsza nad słoneczną. Nie odczuła żadnych boleści i nie doznała żadnych przypadłości kobiet rodzących. Święta Brygida podkreślała też nikłą rolę Józefa - ciężarnej Maryi towarzyszył jakiś "starzec, poczciwina", który na czas porodu odszedł, by zająć się bydłem. To właśnie jej wizja dała źródło niezliczonym wyobrażeniom adoracji Dzieciątka przez rozmodloną Matkę.

Skąd smutek Bożego Narodzenia? Bynajmniej nie z ubóstwa, w jakim rodzi się Zbawiciel. Narodziny Boga-człowieka to jednoczesna zapowiedź jego śmierci. Męczeńskiej śmierci na krzyżu. Stąd smutek Maryi, posępne zamyślenie Józefa, powaga na twarzach pasterzy. Nierzadko w obrazach Narodzenia pojawiają się dyskretne napomknienia o przyszłej męce - kolumna, przy której Chrystus będzie biczowany, krzyż, gwoździe. Czasem złociste promienie bijące od postaci nagiego Dzieciątka przybierają krzyżowy kształt.

Bywały wątpliwości co do miejsca Narodzin. Nie było wątpliwości co do pory - Jezus narodził się "świętą nocą". Wśród nocnej ciemności pasterze ujrzeli światłość. Malarze w XVII wieku zatapiają więc scenę w ciemnościach rozświetlonych tym nieziemskim blaskiem bijącym od Dzieciątka. Tak wyglądają Narodzenia zarówno pełne barokowej dynamiki, jak i te zastygłe w bezruchu. Ich jądrem jest zawsze rozpraszające mrok światło.

W sztuce XX wieku doprawdy trudno znaleźć poruszające, religijnie doniosłe czy artystycznie ważne przedstawienie Narodzenia. Artystów sięgających po tematy religijne znacznie bardziej inspirują sceny pasyjne. Tak jakby Boże Narodzenie stało się zbyt sentymentalne, infantylne, jak obrazek z dziecinnej książeczki do nabożeństwa czy rzewna kolęda. Jak jest dziś - wszyscy wiemy. Pytać tylko można: czy sztuka jest zdolna cokolwiek uratować ze świętości tych świąt? Uzmysłowić cud narodzin? Dla wierzących - cud przyjścia na świat Zbawiciela, dla niewierzących - narodzin nowego życia, światła w ciemności?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji