Artykuły

Violetta Villas - święta gejów

"Melancholia/Violetta Villas" w reż. Tomasza Wygody w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Izabella Adamczewska w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Dotknij Teatru zainaugurowała w Łodzi premiera Teatru Nowego. "Melancholia/Violetta Villas" nie jest spektaklem biograficznym, lecz próbą odtworzenia ostatnich chwil kontrowersyjnej artystki. Nieprzyjemną i niełatwą w odbiorze.

"Melancholię" rozpoczyna aluzja do zdarzenia, które miało miejsce w Łodzi. W 1990 roku Villas miała zaśpiewać na wyborach Mistera Polski w Teatrze Wielkim. Nie wystąpiła, bo sponsor się ulotnił i prowadzący galę Bohdan Gadomski musiał to oznajmić publiczności.

Na scenie w slipkach, pływackich czepkach, z kolorowymi piłkami pląsają kandydaci na misterów. Ale kiedy kurtyna się podnosi, przenosimy się do Lewina Kłodzkiego, w którym Villas spędziła ostatnie lata życia. W rozsypującym się domu z oblężonym przez psy barłogiem, w towarzystwie Elżbiety B., którą cała Polska zna z portali plotkarskich.

Na tym kontraście - estradowego kiczu i rozpadu świata, zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego - oparty jest spektakl Tomasza Wygody i Agnieszki Olsten. Sukcesy Villas w Las Vegas interesują ich najmniej. Postanowili skupić się na ostatnich dniach diwy, zerwać futra i sztuczne rzęsy, zajrzeć pod podszewkę tej, której - jak zatytułował swój tekst Artur Pałyga - "nikt nie poznał".

Pomysł był ambitny i bardzo trudny w realizacji - i tematycznie (starość, choroba psychiczna), i formalnie. "Melancholia" pomyślana została jako spektakl tańca współczesnego. Taniec nie jest tłem, lecz współtworzy narrację. Justyna Białowąs, Anna Krysiak, Paweł Konior, Dawid Lorenc, Justyna Szafran i świetna Anita Wach (którą można oglądać w "Lśnię" Tomasza Bazana) wchodzą w rolę towarzyszących Villas psów, odgrywają role osób, które artystka przywołuje z mroków pamięci, ale też odtwarzają jej stany psychiczne.

Pocieszycielka odtrąconych

Opowieść o Villas koncentruje się na trzech tematach. Pierwszy to Villas kampowa, gejowska diwa. Ostentacyjnie manieryczna, rysowała się grubą krechą: słynna fryzura jak abażur, pieniste kreacje, wytworna gestykulacja. Czesia Gospodarek jeździła białym mercedesem, plotkowano, że jada pieczeń z łabędzia w ananasie, a w jednym z wywiadów wyznała, że ma w Teksasie własne źródełko nafty (do włosów). Jej sceniczny wizerunek bazował na teatralizacji, przesadzie, sztuczności - ale czy była w nim ironia? Villas, do bólu emocjonalna, chciała pocałować publiczność "w samo serce". Jeśli mówić o kampie, to raczej w kontekście odbioru. I tu autentyzm Villas jest w cenie, bo jak pisała Susan Sontag w "Notatkach o kampie" - "kamp zamierzony nie ma takiej siły działania".

Taką wyjętą z cudzysłowu Villas oglądamy na scenie. Nie estradową, tylko mistyczkę, która nad łóżkiem ma portret św. Faustyny i często z nią rozmawia. To drugi temat "Melancholii". Rozpisując ten wątek, Pałyga przyrównał artystkę do Matki Boskiej - pocieszycielki, która "daje otuchę tam, gdzie jest linoleum i słonik na telewizorze", pasując ją na patronkę zapomnianych i odtrąconych. Villas staje się towarem, do którego prawo roszczą sobie i małomiasteczkowe dewotki, i środowisko LGBT. W jednej ze scen drag queen przychodzi do księdza z podaniem: Villas powinna być kanonizowana!

Tematem trzecim jest skomplikowana relacja pomiędzy Villas a Elżbietą B. Pełna manipulacji, okrucieństwa, ale i szorstkiej troski: "Jestem z tobą tak blisko, jak nikt inny nie był".

Tylko głębi brak

Niestety, każdy z tych tematów został zaledwie zarysowany. Brakuje głębi. Najsłabszym ogniwem spektaklu jest tekst Artura Pałygi, w dużej mierze oparty na cytacie z wywiadów, które można znaleźć na YouTubie. Niekiedy autora nadmiernie ponosi fantazja (zestawienie Franka Sinatry ze świętym Franciszkiem, "cud uzdrowienia z HIV-a" jako argument za kanonizacją).

Na scenie najlepiej sobie radzą tancerze. Monika Niemczyk stara się przekonująco oddać zagubioną, znękaną psychicznie Villas, ale chyba zabrakło ekspresji. Świetna jest Beata Kolak jako Elżbieta B. Mniejsze role dostali Mateusz Janicki (robotnik, w którym Villas widzi Franka Sinatrę) i Piotr Trojan (Ted Kowalczyk, znęcający się nad artystką psychicznie mąż).

Zawiedli się ci, którzy przyszli do Nowego "posłuchać Villas". Maciej Maciejewski śpiewa "Laleczkę", "Oczy czarne" podane zostały w biesiadnej aranżacji, z butelką wódki i pętem kiełbasy. Zamykające spektakl tytułowe "Melancholie" w wykonaniu Justyny Szafran są mało "villasowe". Klimat doskonale buduje wykonywana na żywo muzyka Jacka Szabrańskiego.

"Melancholie/Violetta Villas" to spektakl drażniący i dotkliwy, ale pozostawiający niedosyt. Przedstawienie Wygody na pewno nie trafi do każdego. Raczej do gejów niż do dewotek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji