Artykuły

Mój rodzinny "Straszny dwór". Prolog

Dziadek mój po mieczu - ALEKSANDER DRZEWICA-POPŁAWSKI był jako pacholę wraz ze swoim ojcem Ludwikiem na prapremierze "Strasznego dworu" Stanisława Moniuszki - pisze Mieczysław Drzewica Popławski.

Miało to miejsce w Teatrze Wielkim w Warszawie dnia 28 września 1865 r. Carskim władzom i polskiej publiczności, zaprezentowano "ucywilizowaną" przez cenzurę wersję opery. Libretto Jana Chęcińskiego pozbawione w niej zostało wszelkich akcentów narodowych i wojennych. (Musimy pamiętać, że działo się to raptem 2 lata po wybuchu Powstania Styczniowego). Po wielkiej owacji na zakończenie spektaklu, obaj panowie znaleźli się za kulisami, aby osobiście pogratulować twórcom przedstawienia. Kwiaty bowiem i kosze z owocami i trunkami wcześniej przesłano tamże. Pradziadek, kochający operę i będący częstym jej bywalcem, znał tu wszystkich. Przedstawił więc syna kompozytorowi i kapelmistrzowi zarazem p. Stanisławowi Moniuszce (znanemu naszej rodzinie z mińskich i wileńskich czasów). A także reżyserowi Leopoldowi Matuszyńskiemu, dekoratorowi Grońskiemu i baletmistrzowi Romanowi Turczynowiczowi. Bo Chęciński gdzieś się zapodział. Panowie zaczęli rozwodzić się nad głosami i rolami Juliana Dobrskiego (Stefan), Wilhelma Troszela (Zbigniew), Adolfa Kozieradzkiego (Miecznik), Bronisławy Dowiakowskiej (Hanna), Józefy Hessówny (Jadwiga), Józefa Prochazki (Skołuba), Józefa Szczepkowskiego (Damazy), Jana Koehlera (Maciej) i Honoraty Majeranowskiej (Cześnikowa). Omawiali też ludowe inspiracje muzyczne, tańce i dekoracje. Artystyczne dyskusje przeplatane toastami trwały jeszcze długo. A młody Oleś myszkował w tym czasie między dekoracjami Miecznikowego dworu, coraz bardziej ulegając czarowi teatru. Ale wszystko ma swój kres. Popremierowa feta skończyła się, ziemianie wrócili na Wołyń. I to z pierwotną (narodowo-rycerską) wersją libretta- podarowaną przez jej autorów. A carska cenzura dość szybko zdjęła z afiszy warszawskich patriotycznie odbierany przez Polaków "Straszny dwór". Działo się to jeszcze przed najazdem Włochów, którzy na polecenie rosyjskiego okupanta mieli zepchnąć "narodową operę" w kąt. Jednak cenzor nie mógł takiej Opery usunąć z serca i umysłu dziecka. Zauroczony muzyką Moniuszki i widokiem przedstawienia, dziad mój - Aleksander "połknął teatralnego bakcyla" na zawsze. A kiedy wydoroślał, przejawiało się to w tworzeniu chórów z cudownie śpiewających chłopów rusińskich, którzy wdzięczni dziedzicowi za dzierżawy i opiekę agrarną sami się do śpiewania garnęli. A ponieważ od dzieciństwa śpiewali przy zabawie, pracy i modlitwie - głosy mieli piękne. Pod ręką mego dziadka wspaniale więc wykonywali chóralne pieśni z oper polskich i rosyjskich. Synowie zaś i córki ich chórmistrza byli solistami i muzykami w czasie tych występów. Wyobraźmy więc sobie zimowy zmierzch i kresowe dworzyszcze, na którego zaśnieżonym ganku stoją zawinięci w burki dwaj Stolnikowicze. (To ubrani w husarskie hełmy i przy szablach - Stach i Dyonizy Popławscy). A dookoła dużego klombu przed dworem - zebrali się ubrani w kożuchy i papachy rusińscy chłopi. Także uzbrojeni stylowo przez dziadka. W rękach trzymają zapalone pochodnie. To będą odtwórcy ról towarzyszy pancernych z XVII wieku. Nagle, jak spod ziemi, pojawił się przed nimi ubrany w bekieszę podbitą kunami wąsaty Aleksander Popławski i na szerokiej szabli podał synom dwa pucharki z winem. Był więc szlacheckim sługą Maciejem - wychowawcą Stefana i Zbigniewa. Dziadek uniósł rękę do góry - gwar ucichł i zagrała domowa kapela. Popłynęły Moniuszkowskie tony. Stryj Dyonizy (jako Zbigniew) z pucharem w ręku zaintonował "strzemiennego": "więc gdy się rozstaniem przed słońca świtaniem...". Chór natychmiast zareagował: "kto żyw, kto brat, bierz w dłoń pełną czaszę...". A para z ich ust i dym z pochodni i rozpalonego ogniska unosiły się malowniczo nad dworskim ośnieżonym parkiem. Na stryja Stasia też przyszła kolej, ponieważ to on (jako Stefan) zaproponował "śluby kawalerskie". Aby móc w każdej chwili oderwać się od pługa i z mieczem w ręku bronić Ojczyzny. Stefan:

"Zamiast bezczynnie służyć w żołnierce,

z bratem wracamy w domowy próg

lecz zachowamy zbroję i serce

jak dla Ojczyzny wypada sług.

Rdza ich nie ujmie pod panowanie,

a chcąc rycerskie afekta kryć,

zostaniem oba w bezżennym stanie,

by w każdej chwili swobodnym być." - etc

Chór:

Dobrze, dobrze, słuszność macie,

Przewyborny jest wasz plan!

Nie ma niewiast w waszej chacie

Vivat Semper wolny stan!... itd... itd...

Takie nieco dziwne, ale za to własne przedstawienia i koncerty robił dziadek-meloman o każdej porze roku. Śnieg nie śnieg, upał nie upał, deszcz nie deszcz. Chłopi, oficjaliści i służba na tym nic nie tracili. Mieli wszak wolny dzień i setną zabawę. A i wynagradzani byli sowicie . Dziedzica zaś nie tylko szanowali, ale i bardzo lubili za wspólną pracę, wspólne wojowanie i wspólne śpiewanie. Wszyscy kresowiacy bowiem uwielbiali muzykę i pienia ich wynikały z potrzeby serca. Myślę, iż dlatego najstarsi mieszkańcy dawnego dziadkowego majątku długo i ze łzą w oku wspominali "dziedzicowe chóry".

POSTSCRIPTUM

W czasach, w których moi przodkowie, kpiąc sobie z carskich ukazów, rozkoszowali się w wołyńskim majątku muzyką Stanisława Moniuszki oraz oryginalnym librettem Jana Chęcińskiego (tym narodowym i rycerskim) w Warszawie nadal obowiązywała ocenzurowana wersja "Strasznego dworu". Przykładem tego "politycznie uładzonego literackiego potworka" niech będzie polonezowa aria Miecznika z II aktu, ze sceny III. A nawet jej fragment.

Miecznik

Po cenzurze

Musi cnót posiadać wiele

Kochać Boga, kochać lud,

Znać żywota święte cele,

Umieć znosić pracy trud.

Dotrzymywać słowa wiernie,

Strzec płochości, strzec się zdrad,

Czy przez kwiaty, czy przez ciernie,

Prostą drogą bieżyć w świat.

Niech mu będzie chęć nieznana

Samolubstwu hołdy nieść,

Niech w nim słudzy wielbią pana,

Niech posiada bratnią cześć

W oryginale

Musi cnót posiadać wiele,

kochać Boga, kochać bratni lud,

Tęgo krzesać w karabelę,

Grzmieć z gwintówki gdyby z nut!

Mieć w miłości kraj ojczysty,

Być odważnym jako lew

Dla swej ziemi macierzystej

Na skinienie oddać krew!

Niech mu będzie chęć nieznana

Lżyć obyczaj stary swój,

Niech kontusza i żupana

Nie zamienia w obcy strój...

cdn.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji