Artykuły

Sen narodowej pamięci

Na najnowszym przedstawieniu w Teatrze Studio publicz­ność siedzi zdezorientowana. Pozostaje niewątpliwie pod urokiem budowanej światłem, dźwiękiem i obrazem, magii teatru, wsłuchuje się w Mickiewiczowską poezję, miejscami pięknie podawaną, ale też bezradnie podąża za fragmen­tami poszarpanego wiersza; śledząc zawarty w słowach sens, usiłuje wysupłać myśl przewodnią przedstawienia. Na scenie niby toczą się "Dziady", a jednak "Nie-Dziady"...

Jerzy Grzegorzewski spek­takl swój nazwał "Dziady­-Improwizacje", a w podtytu­le - "Sceny z poematu Ada­ma Mickiewicza", dając tym jednoznacznie do zrozumienia, że nie o wierną inscenizację mu szło. Raczej zamierzył te­atralną improwizację na mo­tywach "Dziadów", przed­sięwziął językiem teatralnym zobrazowanie własnych na ich temat impresji i przemyśleń.

Przedstawieniem stawia py­tanie i jednocześnie szuka na nie odpowiedzi: czym "Dzia­dy" są dla nas dzisiaj? Co znaczą zawarte w nich treś­ci w 150 lat od chwili po­wstania dzieła, gdy w mię­dzyczasie na zbiorowej pamię­ci historycznej i kulturalnej odłożyły się kolejne warstwy doświadczeń i przeżyć kilku pokoleń Polaków, które w większym lub mniejszym stop­niu, w zależności od epoki wzorce i ideały czerpały z po­ezji i symboliki romantyków i - z "Dziadów" właśnie?

Grzegorzewski sięgnął po poetykę snu. Wszak sen po­mieści wszystko. To co zda­rzyło się naprawdę i to, co chcielibyśmy, by się spełni­ło, co wyraża lęki, obsesje i

marzenia, uruchamia pamięć i nieuświadomiony zapis pod­świadomości, przywołuje po stacie bliskie i dalekie, przy czym jedne przechodzą w dru­gie, wreszcie ukonkretnia świat pozazmysłowy, który we śnie staje się równorzęd­ny projekcjom rzeczywistości.

Zgodnie z tym Grzegorzew­ski zakomponował akt pierw­szy, w którym symultanicznie łączy na scenie fragmenty, poszczególne wersy, ba, nie­me obrazy nawet, z różnych części i stronic Mickiewiczow­skich "Dziadów". Miesza sce­ny, obrazy, postacie, nawet tworzy nowe (np. Guślarz II), kwestie jednych każe mó­wić innym, zmieniając sytu­acje zmienia sens wypowia­danych słów... Choć niewąt­pliwie zabieg ten jest teatral­nie efektowny, widz nie od razu pojmuje reżyserski za­mysł i mimo woli scenę od­czytuje poprzez treści i po­staci, znane z lektury i in­scenizacyjnej tradycji. Dopie­ro wyeksponowanie Starca (te­go z cz. I) i zestawienie go z młodością Gustawa-Konrada wprowadza na scenę pojęcie czasu i pokoleniową konty­nuację przeszłości w przysz­łość. Starzec (Mieczysław Milecki) też jest obecny w ak­cie II, podczas "Wielkiej Im­prowizacji" i sceny egzorcyz­mów, pogrążony, w śnie zda się przywoływać młodzieńcze marzenia. Jednakże wobec mitów, mar i wspomnień Kon­rad w wykonaniu Wojciecha Malajkata wydaje się mło­dzieńcem zagubionym, więcej w nim lęku i wątpliwości niź­li woli walki. Zresztą bezrad­ność i determinacja ciąży nad całym przedstawieniem; na­rzuca się w zbiorowej recy­tacji pieśni "...zemsta na wro­ga" i w scenicznym komen­tarzu do niej, oraz w ściszo­nej interpretacji monologu "Człowieku! gdybyś wiedział jaka twoja władza!" - w wykonaniu Teresy Budzisz­-Krzyżanowskiej. Aktorka w trzecim akcie, bodaj najsłab­szym od strony aktorskiej wchodzi w rolę Rollinsonowej, której ostatnią wypowiedź re­żyser przedłużył o prorocze widzenie ks. Piotra, w mis­tycznej nadziei znajdując ostatni akord przedstawienia, zmierzającego do finału.

Pod względem aktorskim spektakl jest nierówny. Po­za wymienionymi aktorami, w pamięci pozostają jeszcze: Anna Chodakowska w roli Ducha ze sceny egzorcyzmów, Jerzy Zelnik jako Guślarz II, Wiesława Niemyska (Kobieta) oraz Anna Romantowska ja­ko Anioł Stróż.

Trzeba uznać, że przedsta­wienie nie spełniło wiązanych z nim nadziei. Intelektualna interpretacja Jerzego Grzego­rzewskiego i zamysł uporząd­kowania luźnej kompozycji "Dziadów" w wizji sennej o powtarzalności narodowego lo­su, przyjęły formę, która nie bardzo przystaje do natury dzieła (utwór jak gdyby ją rozsadzał) i której daleko do poprzednich realizacji reżyse­ra

Kolejna, druga w Warsza­wie inscenizacja "Dziadów" nie tyle świadczy o kondycji naszego teatru, któremu nie starcza sił do zmierzenia się z dziełem Mickiewicza (bo wierzę, że Teatr Studio na to stać), ile o kondycji na­szej, końca XX wieku świa­domości, wyobraźni i wrażli­wości. Romantyczna poezja, myśl i metafora jakby nas przerosły i w krajobrazie współczesności, gdzieś po­między , videoclipami, tele­mostaml a reformą, zapodział nam się do niej klucz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji