Artykuły

Gombrowicz troisty

"Błądzenie" wg Witolda Gombrowicza w reż. Jerzego Jarockiego w Teatrze Narodowym na Scenie przy Wierzbowej. Pisze Tomasz Miłkowski w Trybunie.

Długo czekaliśmy na ten spektakl czasem wątpiąc, czy dojdzie do premiery. Ale warto było - "Błądzenie" Jerzego Jarockiego, rzecz o Gombrowiczu, z jego dzieła wywiedziona, przemawia nieporównanie silniej od dziesiątków czy setek referatów napisanych w Roku Gombrowicza. Nie ma też nic z pompy czy podejrzanego brązownictwa.

Scenariusz Jarockiego, oparty na tekstach literackich i publicystycznych (m.in. "Dzienniki"), klarownie ukazuje dramat stwarzania samego siebie. Tematem bowiem - tak wynika z tego wielkiego spektaklu-przewodu - dzieła Gombrowicza był on sam, dociekanie istoty swego "ja" w nieustannym zwarciu z naturą i kulturą.

Napięcie w tym spektaklu wywodzi się ze zderzenia "kilku" Gombrowiczów: tego z okresu dojrzewania (Witold I - Marcin Przybylski), z okresu dojrzałości (Witold II - Mariusz Bonaszewski) i okresu zmierzchania, dojrzałości (Witold III - Jan Englert). W każdym z tych wcieleń bohater zmaga się ze sobą, z wyobrażeniem siebie wśród innych, walczy o zachowanie indywidualności i demonstruje niepewność drogi, którą kroczy. Tak rodzi się dramatyzm i dominujące pod koniec spektaklu cierpienie człowieka, który, dobijając brzegu, nadal nie wie, kim jest, choć przecież wie, że ludzie są z ludzi".

Scenariusz zdumiewa pozorną "łatwością" montażu, tak tu wszystko wynika jedno z drugiego - Jarocki uzyskał efekt nadspodziewanej spójności przedstawienia złożonego przecież z bardzo różnorodnej materii: fragmentów prozy, dramatów, dzienników i rozmaitych form wypowiedzi Gombrowicza. W lustrze sceny wszystkie te teksty okazują się - mimo rozmaitości form - niezwykle bliskie myślowo, przenikają się nawzajem, oświetlają, komentują. To nie jest bezładne błądzenie, to jest precyzyjnie zorganizowane badanie wnętrza świata myśli i twórczości Gombrowicza którego esencją wydaje się "błądzenie" w stronę swego tajemniczego "ja" pisarza "osobistego", którego uwaga skupiała się na samym sobie (ba!, ale przecież to biegnie od Montaigne'a!).

Jarocki oprowadza po tym świecie z maestrią, czasem zaskakując sceną feeryczną, czasem ściszonym tonem i liryzmem, nieposkromionym dowcipem i zduszoną przez ściśnięte gardło refleksją człowieka żegnającego się ze światem. Dyscyplina i oddanie aktorów dodało przedstawieniu blasku - obok Witoldów, młodzieńczego Przybylskiego, pełnego energii i "głodu" życia Bonaszewskiego i ściszonego, skupionego wewnętrznie Englerta mistrzowskie role dali przede wszystkim Ignacy Gogolewski (jako wuj Konstanty, król Ignacy, Hrabia, Ojciec) i Ewa Wiśniewska (Ciocia, Królowa Małgorzata, Hrabina, Matka). Nowe możliwości pokazali także młodzi artyści: pełna powabu i mrocznego niebezpieczeństwa w kilku wcieleniach Małgorzata Kożuchowska i wyróżniający się siłą komizmu i witalnością Grzegorz Małecki (zwłaszcza jako Waluś). Do osiągnięć aktorskich policzyć trzeba role Miętusa Łukasza Lewandowskiego, a także Iwony Doroty Landowskiej. Ważne jest przy tym i to, że cały zespół poddał się rytmowi spektaklu, że wspominając tę lub inną rolę nie chcę przez to powiedzieć, że nie doceniam "tlą" - rzadko kiedy w tak zharmonizowany sposób współdziałają aktorzy, a służą im i scenografia, i muzyka, i światło, słowem całość struktury spektaklu. Podążajmy więc za Jarockim, aby razem z nim zbliżyć się do niepochwytnego zjawiska w polskiej kulturze, do fenomenu Gombrowicza, tym razem odsłaniającego swoją twarz dramatyczną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji